Niedawno moja znajoma, starsza ode mnie o parę dekad zapytała mnie, czy w długi weekend byli u mnie jacyś koledzy lub koleżanki. Wytrzeszczyłam oczy, bo ostatnich kolegów i koleżanki miałam może jakieś 10 lat temu. Wystarczyło, że trafiłam w liceum do kiepskiej szkoły, w której każdy tylko pił z menelami, a ja byłam z tych "grzecznych"... Inny znajomy (też starszy) mówi, że moje pokolenie to "pokolenie Y" i po prostu takie ono już jest, że nie nawiązuje jakichś głębszych relacji. Nie bardzo mnie to przekonuje, bo życie towarzyskie wśród wielu ludzi w moim wieku kwitnie - tylko nie moje. Wszyscy chodzą po ulicy grupkami, tylko ja do żadnej grupy nie mogę się przypasować. Nie przeszkadzałoby mi to szczególnie, gdyby nie to, że to ma swoje głębsze konsekwencje. Rok temu miałam zapalenie stawu skokowego ciągnące się kilka miesięcy (nie życzę najgorszemu wrogowi). Nie muszę chyba dodawać, że nikt nie podwiózł mnie do szpitala, a mam daleko. A stawy bolały tak mocno, że myślałam, że wyląduję na wózku... Oczywiście nikt nie ma obowiązku mnie gdziekolwiek wozić, ale sytuacja naprawdę była podbramkowa. Czasami myślę jak w tytule wątku - że to nie jest życie, tylko wersja demo życia. Myślałam, żeby np. zapisać się do jakiegoś klubu sportowego żeby zdobyć nowych znajomych, ale to kosztuje i to dużo. Poza tym nikt nie da mi gwarancji, że ci znajomi będą w moim wieku... Zawsze można też jechać do innego miasta i tam poznawać znajomych, ale oni szybko zmienią się w kolejnych "wirtualnych" znajomych z facebooka, oddalonych o kilkadziesiąt km. Mogą być najwspanialsi, a i tak nie pomogą kiedy zajdzie taka potrzeba. Co o tym sądzicie?
A może jakieś kluby, koła hobbystów? Praca? Studia? Ludzi można wszędzie poznać i wiadomo, nie z każdym można stworzyć trwałą relacje, ale szukać trzeba
Byłam zapisana do wielu klubów i kół hobbystów, ale wiadomo, wirtualnie. W moim mieście trudno zebrać grupkę choćby 5 osób parających się tym samym hobby. Z pracą i studiami u mnie krucho, bo od wielu, wielu lat nie mogę zdać matury (chodziłam na korki i nic). To też trochę wpędza mnie w kompleksy, bo o czym z takim człowiekiem bez studiów można pogadać? Interesuję się religią, polityką, modą, ale wiadomo, dwa pierwsze tematy są kontrowersyjne, a żeby interesować się modą nie każdy ma czas i pieniądze, więc to też "śliski" temat
Biblioteka? Park? Ludzie są wszędzie. Masz może psa? Wychodz na spacery, miłośnicy psów sami zaczepiaja do rozmowy podczas spacerów. Zazwyczaj rozmowa dotyczy pupila, ale od czegoś się zaczyna. Możesz nawet ludzi ze swojego miasta poznawać poprzez internet a później gdzieś się spotkać i pogadać : )
(...) tylko ja do żadnej grupy nie mogę się przypasować. (...)
Znasz, tkwiące w Tobie, przyczyny takiego stanu rzeczy?
(...) nikt nie podwiózł mnie do szpitala, a mam daleko. (...)
Poprosiłaś o to kogoś?
(...) o czym z takim człowiekiem bez studiów można pogadać? (...)
Ty tak poważnie?
Swój pierwszy post zakończyłaś pytaniem:
(...) Co o tym sądzicie?
Szukasz powodów, nie sposobów.
6 2017-05-06 16:42:00 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2017-05-06 16:45:35)
Też nie mam studiów i dodatkowo nie mogę zdać prawka, już się poddałam po ... nie powiem którym razie i też mam z tego powodu kompleksy, bo wydaje mi się, ze jestem głupia. Jednak nie sądzę, aby ktoś po studiach był lepszy ode mnie. Zadziwia mnie pytanie: o czym rozmawiać z takim bez studiów. O wszystkim można pogadać z każdym, niezależnie od wykształcenia. Mało tego: moja kuzynka i koleżanka z pracy są dowodem, że ja powinnam być już inżynierem lub doktorem hab. One mają magistra i licencjat, a nie potrafią nic załatwić, nie rozumieją prostych rzeczy typu: napisanie podania/cv, wszystko trzeba tłumaczyć jak dziecku i to nawet w codziennych sprawach, nic nie wiedzą, nic nie potrafią. Wiele razy się zastanawiałam jakim cudem one skończyły studia. Ja z nimi o niczym nie mogę pogadać, bo się nie da, a mam tylko średnie. Za to świetnie się rozumiem z innymi koleżankami, które mają zarówno zawodówkę jak i studia.
Tu nie o wykształcenie chodzi, ale o zainteresowania i inteligencję. Masz chyba niskie poczucie wartości i nawet nie chcesz pogadać z kimś kto ma wyższe od Ciebie wykszt, bo zdaje Ci się, że potraktuje Cie z góry-prawda?
7 2017-05-06 16:53:42 Ostatnio edytowany przez Nerida (2017-05-06 16:55:12)
Tajemnicza75 - bo właśnie traktują mnie z góry. Znałam studenta i dwie studentki, jeden na prawie, dwie na medycynie. Porobiły się z nich wielkie pany/panie i ze mną nie gadają. Zanim zerwali kontakty, wielokrotnie mówili "zdaj maturę, idź na studia, to bardzo poszerza horyzonty, blablabla". A mi się niedobrze robiło czasem od ich gadaniny, choć wcześniej, gdy po prostu uczyłam się w szkole, mogliśmy gadać godzinami i wychodziło nam to świetnie. Tak, jakby człowiek, który nie może iść na studia, był od razu przekreślony (?). Szczerze, to najlepiej gada mi się chyba z 40-latkami, którzy pokończyli zawodówki (bo wtedy szkoły zawodowe nie były jeszcze polikwidowane).
(...) nikt nie podwiózł mnie do szpitala, a mam daleko. (...)
Poprosiłaś o to kogoś?
Poprosiłam. Większość moich zmotoryzowanych znajomych tłumaczy się, że nie będzie mnie nigdzie wozić, bo a nuż widelec będzie jakiś wypadek i co wtedy. Kiedyś wracałam z kilkoma sporo starszymi znajomymi z wycieczki, to zamiast podwieźć mnie bliżej domu, zostawili mnie zimą na obrzeżach miasta w czarnej d..., bo "to kosztuje". Chciałam im po prostu wręczyć 10 zł i zobaczyć ich minę, ale lepiej byłoby wezwać taryfę.