Witam, mam 27 lat, i nie mam ochoty na kolejną miłość. Od razu napiszę, że z natury jestem samotnikiem, i to też na pewno ma na to spory wpływ.
Cóż... nawet nie wiem jak mam zacząć ten temat. Powiedzmy, że gdy miałem 19-26 lat, to w tym czasie bardzo mnie "cisnęło" by być z kimś, by znaleźć sobie jakąś dziewczynę, byłem ciekawy jak to jest, miałem też wrażenie że nie będąc w związku, tracę coś w życiu, nie wiem, może to było coś w rodzaju ulegania presji otoczenia, no bo większość już w związkach, to też by trzeba było sobie kogoś znaleźć. W każdym bądź razie bardzo chciałem być w związku.
No i cóż, byłem w trzech dłuższych związkach, każdy rok czasu z groszami, później niestety te związki nie przetrwały próby czasu. Po zakończeniu tego trzeciego związku, jakoś momentalnie odeszła mi ochota na kolejną miłość i tym bardziej na jakieś układy. Myślę, że jestem raczej przystojnym facetem, prawie codziennie trenuje, uprawiam sport, dziewczyny mnie podrywają i naprawdę miałem nie jedną okazje na randkę, ale jakoś... nie chce.
Nie wiem czy się zraziłem do związków, czy co się dzieje, ale nie mogę się coś przełamać na kolejną randkę, czy nawet na kolejny flirt w postaci "słodkich słówek" przez internet. Jestem teraz sam, i nie uważam żeby to była wada, to po prostu inny wybór. Jestem raczej z tych ludzi, którym samotność nie przeszkadza, w końcu bycie samotnikiem zobowiązuje by nie bać się samotności, a nawet ją lubić Mam teraz dużo czasu na trening, pasje, hobby, jest co robić a czasu i tak mało
Myślałem też dużo nad tym czy kiedyś mi przejdzie stan w którym się teraz znajduje w sensie czy będę chciał być kiedyś w związku, i doszedłem do wniosku że jest taka szansa ale bym musiał się zakochać, wiem dokładnie jaka to by musiała być dziewczyna z charakteru, i jeżeli taką znajdę i jej też się spodobam, to pewnie będę z nią szczęśliwy, ale jeżeli coś takiego nie będzie miało miejsca, to w moim przypadku samotność też nie jest zła. Kompletnie mnie nie ciśnie by kogoś sobie szukać, zakocham się to się zakocham, nie to nie.
Niestety problem polega na tym, że moi rówieśnicy, w sumie to prawie każdy, dużo gada o dziewczynach, czy mam kogoś, czy idziemy podrywać, generalnie temat wokół miłości się obraca bardzo często, i to sprawia, że pod tym względem czuje się przy rówieśnikach jak outsider bo ich ciągnie do związków, flirtu, mnie wcale.
Nie mam pojęcia, był ktoś kiedyś w podobnej sytuacji jak ja? Jak to się potoczyło w waszym przypadku, jeżeli byliście w podobnej sytuacji?