Jak wyżej. Nie wiem co czuję. Z X jestem odpisać 4 lat i od zawsze mieszkaliśmy ze soba. Ja mam 21 lat on 25. Początki były ciezkie, ja byłam dzieckiem, on w sumie tez tak postrzegał świat. Od roku miedzy nami zaczęło zie psuć. Potrafił nie przychodzić na noc, na tydzień nie wrócić do domu bez znaku zycia. Ja tez nie byłam swieta, traktowałam go jak popychadło. Z seksem tez było słabo, jakos tak zaczęłam sie nim brzydzić. W pazdzierniku rozstaliśmy sie. Strasznie tęskniłam, próbowałam ruszyć do przodu i chyba ruszyłam w jakos tam sposób. A na pewno przestałam bać sie samotności czym wcześniej byłam przerażona. Jak był obok ktos inny (a byli w tym czasie) to nie kyslalam o X tak intensywnie, ale kiedy go widziałam, rozmawiałam (wspólni znajomi i praca w jednej firmie) to plakac mi sie chciało ze go nie mam. Albo przy czynnościach ktore robiliśmy razem płakałam. W grudniu ( na początku) gdzieś tam sie spotkaliśmy i wróciliśmy do siebie. Naprawde sie cieszyłam ze dajemy sobie szanse ale teraz jestem w kropce. Nie wiem czy go kocham. Nie wiem czy wroci to co było na początku, seksu dalej nie ma. w sylwestra sie pokłóciliśmy i spędzaliśmy go osobno, zdradziłam go i nawet nie mam wielkich wyrzutów. Co robic? Co sie stało, może da sie jakos "rozpalić" ten związek nanowo? Naprawde jakos tam mi na nim zależy znam go i on zna mnie najlepiej, ufam mu, chciałabym byc z nim ale chciałabym tez byc szczesliwa
Zaczynasz od zdrady odbudowywanie związku? I mówisz, że nie zrobiło to na Tobie wrażenia? To chyba jest odpowiedź na to wszystko - tak naprawdę go nie kochasz albo kochasz jakąś swoją teorią miłości, której ja niestety nie rozumiem.
Zastanów się czego chcesz, czego oboje chcecie. Jeśli nie przepracujecie przeszłości i nie ustalicie jakichś zdrowych zasad, to będziecie się wzajemnie ranić, wypalać…