Cześć dziewczyny,
Sama nie wiem czy potrzebuje rady czy po prostu wsparcia. Nie radzę sobie ze swoimi emocjami.
Wyszłam z 3 letniego toksycznego zwiazku, leczyłam się bardzo długo na depresję, z której wyszłam, chodziłam na terapię i udało mi się zamknąć tamten rozdział życia bez sentymentów, bez tęsknoty, zaczęłam dbać o siebie bardzo wkręciłam się w hobby, sport, dietę, pokochałam siebie na nowo choć zdeptane poczucie wartości nadal pozostało. Z nową energią, pozytywnym nastawieniem poznałam fantastycznego i wartościowego chłopaka, ale wszelkie lęki i krzywdy z przeszłości pozostały. Nie potrafię mieć dystansu, bardzo uzależniam swój humor od tego co jest między nami.
Poznaliśmy się kilka miesięcy temu przez internet, po niemal dwóch miesiącach długich rozmów przez komunikatory i telefon zdecydowaliśmy się spotkać i wyjechać na weekend (wiem, odważnie, ale czułam zaufanie). I wpadłam jak śliwka w kompot, on z resztą też Zupełne przeciwieństwo tego, czego doświadczałam w poprzednim związku. W końcu radość, wspólne poczucie humoru, wsparcie, wewnętrzny spokój, możliwośc rozmawiania o wszystkim, oboje szukamy i oczekujemy tego samego, mogę wymieć bez końca - niemal idealnie. Zdecydowaliśmy się po kilku kolejnych miesiącach zostać parą, ale bez deklaracji "kocham".
Widujemy się tylko w weekendy, mieszkamy w innych miastach ok godziny drogi od siebie. Na poczatku tak bardzo się starał, kontakt niemal bez przerwy, codziennie rano, wieczorem miłe wiadomości, a obecnie zmienił pracę tymczasowo wyjechał dużo dalej na kilka miesięcy, mieliśmy sobie to ułatwić żeby przetrwać jak tylko się da, czyli rozmawiać przynajmniej raz wieczorem o tym co się dzieje w ciągu dnia, widywać się w weekendy, obiecał, że będzie dobrze, że to będzie tylko taki sprawdzian, a jak wróci wszytsko będzie dużo lepiej niż do tej pory, ale... coraz częsciej nie odbiera telefonu, nie odp na wiadomości kilka dni, oddzwania bardzo rzadko tylko po to, żeby powiedzieć, że zadzowni wieczorem, ja czekam, on nie dzowni bo impreza, bo spotkania. Ja rozumiem nowa praca, nowe doświadczenia, nowe obowiązki, więc dałam sobie na wstrzymanie w ciagu dnia, stąd zależało mi na tym jednym wieczornym telefonie, żeby nie przeszkadzać, ale on widzę nie ma takiej potrzeby.
Doradzicie porozmawiać skoro możemy o wszystkim - rozmawialiśmy kilka razy na ten temat, powiedziałam, że mi przykro, że mi ciężko, że rozumiem sytaucję, ale zależy mi na kontakcie bo tęsknię. powiedział, że mam rację, że się poprawi, że zachowywał się nieodpowiednio i będzie już dobrze, że cieszy się, że mówię o tym co mnie martwi, że będzie częściej się kontaktował i poświęcał więcej czasu na tyle ile to możliwe. Ale nic się nie poprawiło, już nie ma czasu w weekendy, ja nie mogę przyjechać do niego, bo uważa w przeciwieństwie do mnie, że to bez sensu żebym jechała tak na chwilę, odwołuje spotkania, sporadycznie rozmawiamy, nie odp. na wiadomości, nie odbiera telefonu - ja mam granice cierpliwości. Nie chcę być desperatką, histeryczką, więc się wycofałam w oczekiwaniu na to, że to tylko tymczasowa sytuacja dopóki nie wróci, bo wiem, że warto się nie poddawać, ale tak bardzo chciałabym umieć się zdystansować.
Przestają mnie cieszyć moje zajęcia, nie mogę się skoncentrować w pracy, nie mam ochoty na spotkania z koleżankami. Ciagle patrzę na telefon czy przypadkiem nie odezwał. Mam już najczarniejsze myśli, bo w poprzednich związkach tak bardzo byłam oszukiwana i zdradzana na każdym kroku, ale teraz obdarzyłam go zaufaniem, nigdy nie dał mi powodu, żebym mogła odczuć inaczej, ale to jest we mnie. Nie umiem się pozbyć tego uczucia niepokoju, braku kontrolowania sytuacji, że to ktoś decyduje kiedy i jak długo rozmawiamy, dzownimy, widzimy się - mimo miliona wizyt u psychologa. Chcę być spokojna i szczęśliwa, a nie reagować impulsywnie. Chcę wierzyć, że tylko sobie wymyśliłam a skoro mnie zapewnia, że jest ok to jest ok. Jednak słowa a czyny w tym wypadku to zupełnie inne sprawy. Wiem, że muszę odpuścić, ale nie umiem, wytrzymam cały dzień i tak wieczorem dzownię zła na siebie, a on nie odbiera.
Uważam, że mam bardzo wiele do zaoferowania i nieskromnie powiem, że jestem atrakcyjna, inteligentna, z poczuciem humoru, umiem być super kumplem i grać na konsoli, super kochanką, (tutaj układa nam sie fantastycznie od samego początku, mamy prawie 30 lat jesteśmy dorośli i świadomi i lubimy się tym bawić), mam swoje zainteresowania sportowe, mnóstwo rzeczy mnie kręci, ogólnie dużo się uśmiecham, odnajduję się w każdym towarzystwie, o wszytskim ze mną można porozmawiać, ludzie mnie naprawdę lubią, unikam fochów, daje z siebie wszystko, bardzo staram się w kuchni, robię prezenty, niespodzianki na każdym polu życia... kurcze co jest ze mną nie tak? Kiedy tak daję z siebie wszytsko, a inni mnie oszukują i olewają to tracę całkowitą wiarę w siebie. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić Bałam się w to zaangażować po poprzednich doświadczeniach, tak mnie przekonywał, że mogę zaufać, że zaufałam i kiedy myślałam, że już czas wyznać coś.... on po prostu się oddalił. Oczywiście już sobie wyobrażam, że poznał kogoś na miejscu, a poznał mnóstwo nowych ludzi i wiecie hotelowe zycie, imprezy, spotkania codziennie już od kilku tygodni... mimo to przekonuje mnie, że wszytsko jest ok, że muszę być cierpliwa i jak wróci będzie perfekcyjnym facetem.
Dajcie mi kopa, motywację, nie wiem - nie mam z kim pogadać, albo nie chcę. Wolę chyba anonimowo zwrócić się do Was (( Nie mam już siły!