Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 11 ]

Temat: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

Zyję z mężczyzną, który jest po długim wyroku.. Siedział 9 lat.. Ciężko mi z nim normalnie żyć.. Jak zrozumieć takiego człowieka? Jak sobie z nim radzić? Może ktoś jest w podobnej sytuacji?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

Witaj!
Nie wiem pod jakim wzgledem Jest Ci ciezko? I za jaki paragraf siedzial twoj partner a siedzial dlugo...Ja tez zwiazalam sie z kims kto byl po odsiadkach i pomimo tego ze mowil ze chce innego zycia ciagle wracal do starego, ciagle cos kombinowal, nie potarfil juz zyc przestrzegajac prawa, mowil ze cos go ciagnie w tamta strone ze tylko ja go trzymam na powierzchni inaczej juz dawno by wrocil za kratki.
Ja nie wytrzymalam, nie potarfilam tak zyc...odeszlam po 6 latach.

3

Odp: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

Ja jestem z nim od roku.. Cięzko pod każdym względem.. jest nerwowy porywczy traktuje mnie jak kolegę z pod celi a nie kobiete.. nigdzie razem nie wychodzimy, musi byc z nim zawsze kolega.. ogolnie masakra.. hmm

4

Odp: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

hej smile
Mój były facet i ojciec Mojej córki również siedział w więzieniu ..poszedł siedzieć krótko przed rozwiązaniem ..Przez całe 3 lata czekałam na niego ,odwiedzałam -kazał na siebie czekać ,mówił że jak wyjdzie to się wszystko ułoży .. pare miesięcy temu wyszedł i tak po prostu nas olał .. Mówią  że odsiadka zmienia faceta ... zmienia i to na jeszcze gorsze ....

5

Odp: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu
agnieszka2610 napisał/a:

Ja jestem z nim od roku.. Cięzko pod każdym względem.. jest nerwowy porywczy traktuje mnie jak kolegę z pod celi a nie kobiete.. nigdzie razem nie wychodzimy, musi byc z nim zawsze kolega.. ogolnie masakra.. hmm

Dlaczego więc z nim jeszcze jesteś? robi coś by się zmienić. korzysta z pomocy psychologa, stara się? Czy po prostu jest jak jest a Ty masz się przystosować?

6

Odp: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

Cześć dziewczyny smile mój syn wychodzi za 7 miesięcy też bardzo się boję , stał się bardzo obojętny jak by na niczym mu  nie zależało jest bardzo spokojny aż mnie to nie pokoi co się za tym kryje ale ja myślę że to strach przed normalnością przed szarym życiem na ostatniej rozmowie powiedział co on zrobi po wyjściu kto go przyjmie do pracy jak on pospłaca wszystkie długi że na wolności już czekają komornicy na niego , jedyne za czym bardzo tęskni i nie może się doczekać to kiedy zobaczy dziecko . Wiem że macie inną sytuację bo to są wasi partnerzy i mężowie a to jest mój syn i zawsze będzie ,wy macie wybór ja nie . Ale wiem jedno nie da się kilku lat pobytu w ZK i tych nawyków i zachowania wymazać wciągu paru miesięcy .

7

Odp: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

agnieszka2610 jesli ontraktuje Cie w ten sposob i Tobie to nie odpowiada to zostaw go, dlaczego masz cierpiec  a chyba cierpisz prawda? Moj mnie uwielbial, szalenczo kochal ale i tak ta agresja byla nie do zniesienia, wiecznie telefony do kogos, brudne interesy, koledzy, ciagly strach.Mamy dwojke dzieci ale odeszlam choc cierpie niesamowicie, nie mam z nim zadnego kontaktu ze wzgledu na nasze bezpieczenstwo.
Ty nawet sie nie zastanawiaj dziewczyno, jesli nie ma szacunku nie ma i milosci.

8

Odp: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

Też bardzo długo tkwiłam przy facecie spod ciemnej gwiazdy - że tak to ujmę. Dwie odsiadki na koncie, nie wiem jakim cudem po drugiej nadal twierdziłam, że ludzie się zmieniają... niestety nie... Ja się zetknęłam z nerwowością, wręcz agresją, "wklejonymi" zasadami w głowie - jego zasadami oczywiście. Zmarnowałam wiele lat... i wolę przestrzegać. Znam też przypadek - jeden - gdzie facet po długiej odsiadce jest naprawdę równym gościem, ma kobietę, będzie ojcem - ale to są bardzo sporadyczne przypadki...
Psychika po więzieniu jest raczej mocno "zajechana". Tam panują inne realia, nie ma czegoś takiego jak resocjalizacja... Trzeba "przetrwać". Jeśli traktuje Cie źle, nie licz, że to się zmieni...

Odp: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

Chyba sie nie da to jest koszmar, jak sie uwolnic .

10

Odp: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

Jestem po odsiadce, krótkiej bo tylko rocznej i bez wyroku - areszt śledczy!
Dostrzegam pewną prawidłowość w waszych postach, widzę siebie, jestem inny niż byłem i .... Moja żona mnie chyba nie poznaje, staram się, ale chyba nie wychodzi i nic nie potrafię z tym zrobić! Jest tak jakbym nie przeżył wcześniejszego życia, a nie jestem 20 latkiem, nie jestem też 30 latkiem, mam za sobą kawał życia, nie mam ochoty na "przestępcze" życie, ale po rocznym areszcie trudno było mi się odnaleźć w realnym życiu. Rozumiem Wasze problemy!
Nie wiem, czy mogę jakoś pomóc, ale potwierdzam jedno, pobyt TAM zmienia człowieka!
Mnie np. odechciało się długotrwałych kłótni, a właściwie wcale nie chcę się kłócić, ale nie dlatego, że nie mam zdania, tylko nie chcę (nie boję się, tylko nie chcę, jakoś mi nie zależy) go wyartykułować, "ciśnienie" pozostaje we mnie!
Obawiam się, że bez pomocy specjalisty sobie nie poradzimy!
E tam, już sobie nie radzimy!

11

Odp: Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

Hej, jestem byłą partnerką więźnia. Na szczęście (moje) ucieklam od niego. Z moim chłopakiem byłam przez 5 lat, w tym czasie zaliczył 4 odsiadki. 3 z nich miały okres ok. 9 miesięcy. Co wtedy czułam? Na początku był ogromny żal do świata i nie rozumiałam, dlaczego można zamknąć kogoś o tak dobrym sercu? (tak myślałam za pierwszym razem, wtedy jeszcze mnie nie bil i nie zastraszał) byłam gotowa zrobić dla niego wszystko. Rzucałam się w wir biegania po adwokatach, załatwiania jego spraw. Wszystko przekładałam na niego, On był najważniejszy. Potrafiłam zarywać noce żeby przeglądać jego dokumenty, segregować, załatwiać i go sprawy, których on nie zdazyl zamknąć przed odsiadka.
Wspierałam jego Mamę. Dzwoniła do mnie codziennie i codziennie przez 9 miesięcy płakała mi do słuchawki, czułam, że muszę być silna, mimo, że sama nie miałam sił już płakać, wysłuchiwałam jak płakała jego mama i ciągle ja pocieszałam.
Nie liczyło się nic, prócz niego i jego potrzeb. Na celi miał wszystko co najlepsze. Myślałam sobie "to stara recydywa, musi mieć wszystko najlepsze" i tak było. Kiedy kłóciłam się z nim, wina zawsze była po mojej stronie, i to zawsze ja go przepraszałam. Nie potrafiłam myśleć logicznie. Kiedy mnie obrażał przez telefon, wiedziałam, że na pewno zrobiłam coś złego, i powinnam szybko naprawić swój błąd. Oczywiście, naprawiałam, i oczywiście, byłam idealna. Robiłam co kazał On i jego matka. Oddaliłam się od swojej rodziny, która totalnie nie akceptowała tego związku. Po tych wszystkich latach zostało mi przeprosić moja rodzinę i przyznać im rację.
To była pierwsza odsiadka.
2 odsiadka 7 miesięcy.
Po powrocie z pierwszej odsiadki przez 2 tydzień było cudownie. Świat znowu zaczął mieć kolory a ja byłam cudowna i wspaniałą w oczach jego rodziny i znajomych.
Po tygodniu zaczęły się problemy. Pierwsze duszenie, gwałt, zastraszanie.
Zamknęli go na 7 miesięcy.
Cieszyłam się przez pierwsze 2 tygodnie. W końcu byłam wolna i mogłam odetchnąć. 0o 3 tygodniach zaczęłam płakać za nim i od nowa wszystko ruszyło poprzednim schematem. Znowu byłam cudowna i dobra, miałam wrażenie, że czerpie ogromną radość z tego, że on jest uzależniony ode mnie. Czułam się tak bardzo potrzebna. Potrzebowała mnie jego matka, znajomi, On. Po ok. 4 miesiącach okropnie myliły mi się uczucia. Nienawiść ze współczuciem. Nienawidziłam jego matki i zarazem jej współczułam, że musi tak cierpieć przez swojego syna. Ona tak samo mi mówiła. Raz mówiła, że jemu się należy, za drugim razem mówiła "mój biedny Synula" do dziś słyszę brzmienie tych słów. Do dziś mnie wzdryga.
Jeżdżąc do niego na widzenie traciłam pół dnia. O 7 stanie w kolejce przy bramie, o 11 wejście na widzenie. Kiedy wychodził zza krat i szedł w stronę stolika, byłam podniecona i przestraszona. Chociaż nigdy nie chciałam się z nim kochać na widzeniu intymnym. Wszyscy w koło mnie płakali, kobiety, babcie, dzieci. Siedziałam przy tym jebanym stoliku, byłam podniosą, że go widzę a zarazem chciałam go strzelić w pysk i powiedzieć, że rujnuje moje zycie. Niestety, nie mogłam. Bo przecież mnie potrzebował, a miał tylko mnie. Tak mi powtarzał. Kiedy do mnie dzwonił nagle i mówił "Maluszku, mam tylko Ciebie, tak bardzo Cię kocham" z tyłu w głowie roiło mi się "on manipuluje" ale zawsze zwyciezal głos drugi "On się zmieni, przecież Ciebie kocha"
Owszem, zmienial się, za każdym razem kiedy siedział był kochany, czuły. Delikatny. Kurwa, ideał. Wtedy kochałam go najbardziej. Albo tylko mi się tak wydawało, że go kocham. Im bliżej wtedy było powrotu do domu, tym bardziej starałam się wszystko zrobić dobrze, w domu, w utrzymaniu jego relacji, w opiekowaniu się jego matka. Byłam jakąś cholerna marionetka. Teraz to widzę.
Za chwilę miało się wszystko zmienić.
znowu po ok. 6 miesiącach Go zamknęli. Wtedy już miałam to wszystko w dupie  miałam go dość, po moich uieczkah od niego, kiedy nie pozwalał mi od siebie odejść, zastraszaniu mnie. Nie chciałam znać tego człowieka. Po 3 razie, kiedy go zamknęli odetchnęłam. Pamiętam, że zapaliłam papierosa, zaparzyłam sobie espresso, wyszłam na dwór i tak siedziałam. W końcu czulam, że mogę żyć. Odebrałam Jego pierwszy telefon z aresztu. Co ważne, kiedy go zam mknęli za 3 razem byliśmy pokłóceni (noc wcześniej chciał wyrzucić moje zwierzęta przez okno). Jak zwykle kiedy siedzi zaczął swoją rozmmowę od "Witaj Maluszku, barfzo Cie przepraszam, że tak wyszło, znowu zostałaś sama z tym wszystkim" przeszły mnie ciarki po plecach z obrzydzenia do niego, i po wydanych mi wytycznych co mam zrobić najpierw poszłam się wyrzygać. Chawtowałam 45 min. To były nerwy, na samą myśl, że znowu to wszystko się powtórzy nie mogłam się uspokoić. Zadzwoniłam do jego matki żeby poinformować Ją co się stało, nie czułam nic. Zobojętnienie. Jego matka jak zawsze płakała i zrzucała całą winę na siebie i na to ze świat jest niesprawiedliwy i dlaczego zamknęli po raz kolejny jego synusia. Nie chciałam z nią rozmawiać. Każe widzenie z nim przyprawiało mnie o mdłosci i niechęć do niego. Nie miałam o czym z nim rozmawiać. Zawsze musiałam być pod telefonem gdyby zadzwonił, jeśli nie odebierałam telefonu na drugi dzień obrywałam od niego tekstami w stylu "ty głupia świnio czemu nie odbierasz ode mnie telefonu?" lub "na chuj Ci ten telefon, skoro nie odbierasz, cały dzień stoję w kolejce żeby do Ciebie zadzwonić". wtedy zrzucanie winy na mnie po prostu mnie obijało, nie próbwałam się  bronić. Czułam, jak tonę w tym bagnie, i nie mogę się wydostać. Wieczne telefony jego zapłakanej matki doprowadzały mnie do szału. Ze sttrażą więzienną żyłam świetnie. Bardzo mnie lubili (nie, nie miałam romansu) z niektórymi strażnikami wymieniałam się ksiażkami i za każdym razem kiedy szłam na widzenie słyszałam od nich "już czas żebyś odeszła, jesteś zbyt mądra na niego" jeździłam do niego, w lecie poznałam mojego aktualnego chłopaka, który ma świetną pracę i jest nieprawdopodobnie cudownym partnerem. Dosłownie. Wracając do temtu, kiey poznałam swojego aktualnego partnera nie mogłam przypomnieć sobie twarzy tamtego człowieka. Wszystko mi się zlewało. Wyszedł po ok. 6 miesiącach.
Zmaknęli go, tym razem na 2 lata. Lub 2,5 nie wiem. Ciągle miałam kontakt ze swoim partnerem. Nie mogłam odejść od tamtego, bo byłam zastraszona. Kiedy go zamknęli rozpłakałam się z radości. Zadzwonił do mnie dyżurny z komendy i powiedział "Pani konkubent został zatrzymany..." Rozpłakałam się, chciałam się upić, skakać, tanczyć. Wzięłam psa na spacer, i łaziłam z nim tak przez 3 godziny. Wróciłam do domu, zadzwoniłam do jego matki i powiedziałam co się stało. Ta znowu to samo. Dodawała tylko, że on już sobie nie ułoży życia, że to jej wina, że to ona nie nauczyła go  zycia. Nie rozmawiałam z nią wtedy długo. Powiedziałam, że źle się czuję i muszę wszystko zacząć układać. Zadzwonił po 2 dniach, ręcę mi się trzęsły, bo miałam ochotę krzyknąć mu do słuchawki, że nie będę jego pomagierem, i mam go w dupie. Jeździłam. W między czasie cały mój plan wyjazdu- ucieczki z moim partnerem ruszył do akcji. Szukanie mieszkania, kupowanie nowych rzeczy do kuchni, świadomość,  ze będę w mieszkaniu z człowiekiem, który nie będzie mnie gwałcił i zmuszał do "obciągania" pod groźbą zabicia mojej matki. Płakałam ze szczęśćia. Pojechałam na pierwsze widzenie ok. 100 km. od miejsca zamieszkania. Na poczekalni, kiedy widziałam te wszystkie zapłakane, śmierdzące baby... Boże, to była mordęga. One wszystkie wiecznie wyglądają tak samo. Nic się w nich nie zmienia. Najczęściej od tych kobiet słyszałam "mojego to nie powinni zamknąć" lub "ejszcze rok, wróci do domu i ja mu pokażę jak trzeba żyć normalnie" nie miały pojęcia w jak głupią rzecz wierzą. Też tak myślałam kiedyś "ma mnie, dla mnie się zmieni, będzie normalny, pójdzie się leczyć" nic z tych rzeczy. Nigdy tego nie robił.
Tak minęło 1,5 roku, jeżdżenie do niego, odwoływanie wizyt, bo niby jestem chora, bo niby pies ma biegunkę. Za każdym razem kiedy odwoływałam wizytę zastanawiałam się, co tu nowego wymyślić, i czy przypadkiem nie napuści swoich koleżków, żeby mnie sprawdzili. Ale każdy miał go w dupie. Każdy miał swoje życie żeby zajmować się moim. Myslę, że po cichu oni wszyscy chcieli żebym uciekła od niego, po prostu nie byłam go warta- teraz to wiem, wtedy nie miałam pojęcia.
każda wizyta kończyła się tak samo, on mnie przytulał, ja to miałam w dupie, nie mogłam się doczekać kiedy skończy się widzenie i wrócę do domu. Pamiętam, że często się bałam jadać do niego na wizenie, czy nie pomylę imion, czy nie zobaczy że już mam go w dupie? mój partner (aktualny) dawał wtedy mi tyle siły, że nawet nie odbierałam telefonu opd niego. Z jego matką nie rozmawiałam już tak często. Jeśli dzwoniła to rozmawiałam z nią krótko, mówiłam, że jestem zajęta i nie mogę rozmawiać. Nie chciało mi sie słuchać tych jej kurwa płaczów, i żali, jak to ona nie może wybaczyć sobie, że jej syn jest jaki jest. Mój Boe, ja sama sobie nie umiem wybaczyć, że pozwoliłam sobie na stracenie tylu lat, żyjąc w ciągłym strachu, i próbie zadowolenia kogoś takiego jak on. Wyjechałam w listopadzie, z miasta które kocham, i do którego chcę wrócić, teraz jeszcze nie mogę. On wychodzi w maju, i będzie chciał mnie "zniszczyć" tak zawsze mówił. "Zniszczę Cię i będziesz cierpieć tak jak ja cierpiałem" . Zobaczymy. Jego kuratorka bardzo mnie lubi, w końcu powiedziałam jej całą prawdę o nim i nie musiałam kłamać. Obiecała, że jeśli będzie cokolwiek się działo z jego strony mam do niej od razu dzwonić. Na przesrzeni czasu, widzę jak się zmieniłam. Nie jestem już tą energiczną pełną życia dziewczyną. Przeszłam depresję i mam chorobę dwubiegunową.
Często w nocy się budzę i czuję jakby on zaciskał ręcę na mojej szyi, nie mogę pić, bo mam omamy , że on mnie obserwuje. Choć nie ma bledgo pojęcia gdzie jestem. życie każdej kobiety, która je xdzi na widzenia to piekło i marnowanie swojego życia, czasu i pienięzy. Życie w nadziei, że on się zmieni, i wiara w to, że nie zasługuje na to, żeby siedzieć. Każda to przechodzi.

Posty [ 11 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Psychika partnerów po odsiadce w więzieniu

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024