Cześć wszystkim,
Chciałabym w miarę pokrótce opisać swój problem. Wyjechałam do innego miasta po nieudanej, ciężkiej i do dzisiaj niewyleczonej miłości do Niego. Zrobił mi straszną krzywdę, ale...o nim już nie chcę wspominać.
Wyjechałam żeby o nim zapomnieć, zresetować się, zmienić otoczenie i korzystać z życia. Niestety przed zaklepaną już nową pracą w innym mieście zaczęłam się spotykać ze znajomym z dawnych lat. Ja wyjechałam, jestem już 8 miesięcy w innym mieście, jesteśmy parą.
Mam 32 lata i właściwie to nie mam nic i wyjechałam z niczym. Do nowego partnera nic nie czuję, jestem już chyba za stara na to i po przejściach nie jestem w stanie do nikogo nic poczuć. Mialam paru partnerów i za każdym razem jest tak samo. Chciałabym opisać co mnie trapi...i wiem, że ma to być moja decyzja, ale kompletnie nie wiem co się dzieje...idę z prądem, nie patrzę na intuicję, bo coś slabo działa. Mam okazję wrócić do miasta i być blisko nowego partnera.
Tylko tu męczy mnie czy ja dobrze zrobię...czy ja tego chcę, czego ja chcę.
Czy ktoś był w podobnej rozsypce? PO PROSTU NIE WIEM. Mam wrażenie, że każda decyzja będzie zła. Jestem tutaj sama, wracam do pustego pokoju. Po pracy nie mam na nic siły i chęci. A jeśli wrócę...jestem samotnikiem i obawiam się, że przez to i tak rozlecimy się.
Czy komuś z Was mimo wszystko udało się poczuć coś do partnera, czy to przyjdzie z czasem? czy może tak jak mówią...do człowieka też można się przyzwyczaić i jest dobrze...?
Czy podejmowaliście tak ciężkie dla Was decyzje? Rozum czasem mówi wracaj, ale mówi też zostań, nie brnij w to. Mam ochotę rozpędzić się i walnąć głową w ścianę ...