Cześć wszystkim Użytkownikom,
serdecznie witam się ze wszystkimi, jako że to mój tutaj pierwszy post. Niestety dość przykry, szukam porady co zrobić z dziewczyną w zaistniałem sytuacji.
Jestem spokojnym facetem o dość tradycyjnym podejściu do związków. Wysoko cenię sobie lojalność, nie toleruję hipokryzji, zdrad i dwulicowości. Sam stawiam sobie dość rygorystyczne normy moralne w tym zakresie. Nie uznaję skoków w bok. Niestety spotykam się najwyraźniej z tym z drugiej strony.
Jestem w pierwszym związku w życiu. Dziewczyna, jak twierdzi w trzecim. Jest starsza ode mnie o niemal 3 lata, mam obecnie 26 lat.
W sumie to wydawało mi się, że po długim czasie poszukiwania trafiłem na sensowną osobę. Jest chemia, dobrze nam się rozmawia, mamy stały kontakt, są zbliżenia, tj. śpimy ze sobą.
Jedyny problem to póki co to fakt, że to poniekąd związek na odległość, jesteśmy z tego samego miasta (Krk), ale ona mieszka w Warszawie. Dla mnie to żaden problem, bo nie wykluczam tam przenosin z racji zawodowych za jakiś czas, a w każdym razie godzę się, że i tak pewnie będę funkcjonować między tymi dwoma miastami zawodowo.
Krótko się znamy, bo raptem dwa miesiące. Poznaliśmy się na pewnym evencie, na żywo, zaskoczyło. Potem ok 2 tygodnie tylko kontaktu na fb i telefon, a potem już co weekend u kogoś. W październiku 2 razy przyjechała ona do mnie, ja 1 do niej, potem tydzień przerwy z racji moich wakacji zagranicą, znowu ona u mnie, po czym ja 2 razy z rzędu (tak 2 do 4 dni razem spędzanych). Jak widzicie, dystans to żaden problem, mamy kontakt na żywo lepszy niż czasem osoby mieszkające w tym samym mieście. Dodatkowo, mam niezłą sytuację majątkowa (czego chyba jest świadoma, bo inaczej musiałaby być bardzo głupia, by nie zauważyć), co widać po moim stylu życia oraz tym, jak organizuję sobie życie. Wszakże z naszej dwójki to nie ja robię na etacie. Rzekomo też jestem bardzo przystojny i takie tam. Lepiej trafić nie mogła, chyba...
Jesteśmy też bardzo otwarci wobec siebie, rozmawiamy o wszystkim. Przynajmniej z mojej strony nie ma żadnego fałszu. Codzienna wymiana kilkudziesięciu wiadomości na fb, wieczorem wręcz za długie rozmowy na telefon (zwykle koło godziny, ale potrafiliśmy i przeginać do np 2-4h).
Wszystko idzie dość szybko. Otwarcie ogłosiliśmy zawarcie związku. Byłem przedstawiany jej rodzicom. Teraz wybieramy się do moich. Chwali się mną wszystkim swoim znajomym, są pewne dalsze plany. Nadal nie wiem jak traktować z jej strony teksty o wspólnych dzieciach, zaręczynach i miłości po grób na tak wczesnym etapie. Dość miłe, nie neguję tego.
Jest jeden problem. Obraca się w dość nędznym środowisku, gdzie wartości typu wierność chyba w cenie nie są. Nieustannie krytykuje swoje koleżanki i ich chłopaków, że zdradzają, są dwulicowi, manipulują, etc. Wyczuwam z jej strony zgorzknienie. Ona kreuje się na osobę dość tradycyjną, która stawia na długie relacje, nie cierpi zdrad. Strasznie krytykuje tindera i ludzi z tego korzystających, ot że to ludzie brzydcy, nieatrakcyjni, etc. Sama rzekomo konta tam nie miała.
Jest to kłamstwo. Dziewczyna zostawiła mi, na moim telefonie dane do swoich kont. Koleżanka jej zakpiła, by sprawdzić, czy nie ma tindera. Wyszło, że jest, tylko podpisany pod fake konto na fb. Niby ok, od kiedy się znamy, czyli od 2 miesięcy, aktywność zerowa (za wyjątkiem pierwszych dwóch tygodni znajomości), wcześniej niezbyt wielka też (1,5 roku pobytu, prowadziła bardzo krótkie rozmowy, gdzie od razu rzucała swój telefon albo profil na fb). Pytałem ją o to wprost parokrotnie, w żywe oczy mi kłamała mówiąc, że nigdy z tej apki nie korzystała.
Dziś sprawdziłem, dziś prowadziła krótką rozmowę z jakimś facetem. Rzuciła mu sama z siebie telefon i zaproszenie na kawę. Facet niezbyt chętny, bo chce sobie najpierw pogadać.
Boli mnie to strasznie, ledwo co spędziliśmy kolejny dość intensywny weekend ze sobą. Spamuje mi na fb od rana. Ma mnie w tym tygodniu odwiedzić. Wieczorem pewnie dostanę telefon jak codziennie. Miałem okazję czytać jej konwersacje na fb ze swoimi przyjaciółkami i bliskim jej koledze. O mnie same superlatywy, że traktuje mnie poważnie i liczy na dalszy rozwój. Jest o mnie wręcz zazdrosna.
Nie rozumiem sytuacji, a czuję się przedmiotowo potraktowany. Szuka sobie alternatyw na wszelki wypadek? Nie czuje się pewna ze mną? Czy po prostu jest żałosną hipokrytką? Mam traktować jej zachowanie jako zdradę?
Mam wielką ochotę to dziś wygarnąć i domyślam się, jak się to skończy, bo rozpierdzielę ten związek w nerwach. A może przeczekać, obserwować przez jakiś czas? Badź co bądź jestem górą, gdyż wiem o tym co ma miejsce w tle, a znamy się krótko.
Inna sprawa, że nie wiem, czy po prostu nie powinienem zasadzić jej kopa w tyłek w formie nauczki i po prostu zostawić, bo po co mam sobie czas marnować. Skoro mówi, że relacje z tindera do niczego nie prowadzą i są dla żałosnych ludzi, to krzyż jej na drogę.
Waszym zdaniem?
PS
Ledwo napisałem ów post, a już po 2 godzinach braku odzewu z jej strony (pora obiadowa u niej w pracy) właśnie przyszło 10 wiadomości na fb, treści typu "kocham Ciebie", etc...
Machnąłem na to ręką...