Zdradził... nie radzę sobie - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Zdradził... nie radzę sobie

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 30 ]

1

Temat: Zdradził... nie radzę sobie

Witajcie

Wszystko wydarzyło sie w tym roku na początku maja. Byłam w cudownym wydawałoby sie związku z mężczyzną. Prawie 10 lat razem. Wspólne życie, pracujemy razem... Psuło się między nami jakies 1,5 roku. Czułam od samego początku, że mnie zdradza. Stałam sie dla niego chłodna, ale trwałam w tym, bo kochałam go ogromnie. Żyłam złudzeniem. Nadal kocham. Prosiłam nie raz, nie dwa by sie przyznał. Zawsze kończyło się awanturą i wpieraniem mi chorobliwej zazdrości. Miałam parę drobnych dowodów, które pozwoliły mi szybko dojść kim jest ta kobieta. Nie miała pojęcia o moim istnieniu. Obie przeżyłyśmy szok. Zaaranżowałyśmy spotkanie na mieście. Umówił sie z nią na obiad. Kiedy sobie pięknie gruchali ja sie dosiadłam. Nie uwierzycie - zagrał głupa, udawał, że nie wie o co chodzi po czym stchórzył i odjechał samochodem. Potem oczywiście wmawiał mi że to przeze mnie bo potrzebował więcej miłości (z ręką na sercu wam mowię, że stałam sie zimna dopiero kiedy poczułam że jest nieuczciwy). Po jakimś miesiącu dopiero przyznał, że postąpił jak ostatni śmieć na ziemi. Prosi mnie o wybaczenie, mówi że zrobi dla mnie wszystko. Że ludzie wybaczają sobie gorsze rzeczy itp. Minęły juz 3 miesiące od naszego rozstania. Mieszkamy osobno, ale dalej pracujemy razem. Jest mi bardzo cieżko udawać że juz mi na nim nie zależy. Ale kocham go cholernie mocno i tęsknie. Ból jest podwójny bo mimo miłości nie jestem w stanie do niego wrócić. Darowałabym mu skok w bok. Darowałabym mu wiele rzeczy. Ale nie to. Gorszy od romansu jest fakt że miał czelność mnie taki długi czas okłamywać. Kiedy ja jeździłam do mojej mamy by sie nią zająć w chorobie, to on przyjmował w domu ją. Takich przykładów jest mnóstwo... Mam za dużo godności i szacunku do samej siebie, by po takim długotrwałym kłamstwie wrócić. Zresztą, czy byłoby do czego wracać? Nie potrafiłabym juz mu zaufać. Nie uwierzyłabym juz nawet kiedy rano wychodziłby z domu niby po pieczywo albo na jogging. Myśli o kłamstwach by mnie zżerały. Dużo też myśle o tym jaka ona była dla niego. I w czym była lepsza ode mnie. Jestem strasznie zdołowana. Nie widzę sensu w zyciu. Codziennie wyję do poduszki. Za rok planuje odejść z pracy i wyjechac za granicę. Nie wiem jak wytrzymam jeszcze rok w jego towarzystwie. On ciagle dzwoni, jak blokuje numer to dzwoni z kolejnego. Wydzwania po mojej rodzinie i znajomych spytać jak ja sie czuje. Próbuje nawiązać rozmowę w pracy, ale ja uciekam. Próbowałam oczywiście z nim rozmawiać, ale on nie ma w sobie w ogole szczerej skruchy na temat tego co zrobił. Powiedział mi też że wyolbrzymiam wszystko. Że nigdy jej nie powiedział że ją kocha, nigdy sie z nią namiętnie nie całował (jakby to miało mnie pocieszyć). Jeszcze w wielu kwestiach kłamał. Np. Twierdził, że mówił jej o mnie, ale ona mu sie narzucała, nie mógł sie od niej odczepić itp. Po prostu żenada. Nie widzę w nim też szczerej chęci do naprawy i walki o mnie. Jedyne co to pisze i dzwoni. Coraz rzadziej w ciągu dnia. Ból jest straszny. Ja wciąż go kocham. Najmocniej na swiecie. Ale nie mam zamiaru wracać do niego. Nie po czymś takim. Po tak perfidnym okłamywaniu mnie. Najgorsze są wieczory. Od 3 miesiecy śpię bardzo mało. Dół z dnia na dzien coraz mocniej mnie dobija. Aktualnie jestem na zwolnieniu lekarskim od psychiatry. Nie radzę sobie kompletnie. Nie wiem gdzie szukać pomocy. Rodzina wie tylko tyle ze sie rozeszliśmy, ale nie wie z jakiego powodu. To samo moi znajomi. Prawde zna tylko moja przyjaciółka mieszkająca w Londynie. Rozmawiam z nią przez skype. Wspiera mnie. Ale tak naprawdę jestem z tym wszystkim totalnie sama. Może tutaj ktoś mi doradzi co mam zrobić.... z góry dziękuje za każdą odpowiedź.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez bettyblue (2017-08-15 10:33:10)

Odp: Zdradził... nie radzę sobie
Mausu napisał/a:

Witajcie

Wszystko wydarzyło sie w tym roku na początku maja. Byłam w cudownym wydawałoby sie związku z mężczyzną. Prawie 10 lat razem. Wspólne życie, pracujemy razem... Psuło się między nami jakies 1,5 roku. Czułam od samego początku, że mnie zdradza. Stałam sie dla niego chłodna, ale trwałam w tym, bo kochałam go ogromnie. Żyłam złudzeniem. Nadal kocham. Prosiłam nie raz, nie dwa by sie przyznał. Zawsze kończyło się awanturą i wpieraniem mi chorobliwej zazdrości. Miałam parę drobnych dowodów, które pozwoliły mi szybko dojść kim jest ta kobieta. Nie miała pojęcia o moim istnieniu. Obie przeżyłyśmy szok. Zaaranżowałyśmy spotkanie na mieście. Umówił sie z nią na obiad. Kiedy sobie pięknie gruchali ja sie dosiadłam. Nie uwierzycie - zagrał głupa, udawał, że nie wie o co chodzi po czym stchórzył i odjechał samochodem. Potem oczywiście wmawiał mi że to przeze mnie bo potrzebował więcej miłości (z ręką na sercu wam mowię, że stałam sie zimna dopiero kiedy poczułam że jest nieuczciwy). Po jakimś miesiącu dopiero przyznał, że postąpił jak ostatni śmieć na ziemi. Prosi mnie o wybaczenie, mówi że zrobi dla mnie wszystko. Że ludzie wybaczają sobie gorsze rzeczy itp. Minęły juz 3 miesiące od naszego rozstania. Mieszkamy osobno, ale dalej pracujemy razem. Jest mi bardzo cieżko udawać że juz mi na nim nie zależy. Ale kocham go cholernie mocno i tęsknie. Ból jest podwójny bo mimo miłości nie jestem w stanie do niego wrócić. Darowałabym mu skok w bok. Darowałabym mu wiele rzeczy. Ale nie to. Gorszy od romansu jest fakt że miał czelność mnie taki długi czas okłamywać. Kiedy ja jeździłam do mojej mamy by sie nią zająć w chorobie, to on przyjmował w domu ją. Takich przykładów jest mnóstwo... Mam za dużo godności i szacunku do samej siebie, by po takim długotrwałym kłamstwie wrócić. Zresztą, czy byłoby do czego wracać? Nie potrafiłabym juz mu zaufać. Nie uwierzyłabym juz nawet kiedy rano wychodziłby z domu niby po pieczywo albo na jogging. Myśli o kłamstwach by mnie zżerały. Dużo też myśle o tym jaka ona była dla niego. I w czym była lepsza ode mnie. Jestem strasznie zdołowana. Nie widzę sensu w zyciu. Codziennie wyję do poduszki. Za rok planuje odejść z pracy i wyjechac za granicę. Nie wiem jak wytrzymam jeszcze rok w jego towarzystwie. On ciagle dzwoni, jak blokuje numer to dzwoni z kolejnego. Wydzwania po mojej rodzinie i znajomych spytać jak ja sie czuje. Próbuje nawiązać rozmowę w pracy, ale ja uciekam. Próbowałam oczywiście z nim rozmawiać, ale on nie ma w sobie w ogole szczerej skruchy na temat tego co zrobił. Powiedział mi też że wyolbrzymiam wszystko. Że nigdy jej nie powiedział że ją kocha, nigdy sie z nią namiętnie nie całował (jakby to miało mnie pocieszyć). Jeszcze w wielu kwestiach kłamał. Np. Twierdził, że mówił jej o mnie, ale ona mu sie narzucała, nie mógł sie od niej odczepić itp. Po prostu żenada. Nie widzę w nim też szczerej chęci do naprawy i walki o mnie. Jedyne co to pisze i dzwoni. Coraz rzadziej w ciągu dnia. Ból jest straszny. Ja wciąż go kocham. Najmocniej na swiecie. Ale nie mam zamiaru wracać do niego. Nie po czymś takim. Po tak perfidnym okłamywaniu mnie. Najgorsze są wieczory. Od 3 miesiecy śpię bardzo mało. Dół z dnia na dzien coraz mocniej mnie dobija. Aktualnie jestem na zwolnieniu lekarskim od psychiatry. Nie radzę sobie kompletnie. Nie wiem gdzie szukać pomocy. Rodzina wie tylko tyle ze sie rozeszliśmy, ale nie wie z jakiego powodu. To samo moi znajomi. Prawde zna tylko moja przyjaciółka mieszkająca w Londynie. Rozmawiam z nią przez skype. Wspiera mnie. Ale tak naprawdę jestem z tym wszystkim totalnie sama. Może tutaj ktoś mi doradzi co mam zrobić.... z góry dziękuje za każdą odpowiedź.

Bardzo Ci wspolczuje, wiem doskonale przez co przechodzisz.
1,5 roku prowadzil podwojne życie ? - to dlugo. Mnie rowniez dotknela zdrada,ktora trwala 4 miesiace, odszedl pozniej do niej. Bylismy 10 lat,wszystko sie wydarzylo na pol roku przed slubem. Pozniej chcial wrocic, ale finalnie odszedl znowu do niej.
tutaj ,masz mnostwo watkow o podobnym problemie.
Kazdy przypadek jest inny, ale te 1,5 roku to bardzo duzo. No gral na dwa fronty. Obrzydliwe i paskudne.
Wiem co czujesz i przezywasz. Tutaj kazda z nas rpzechodzila przez podobne etapy, ale wiesz co ? kazda z nas przeszla przez to pieklo. Jednym zajelo to wiecej czasu innym troche mniej.

Pozwol sobie na wszystkie emocje, nie chowaj w sobie bolu, rozpaczy,żalu, złosci. Wyrzucaj z siebie wszystko. Dobrze,abys miala fizycznie obok siebie kogos kto wyslucha i bedzie obok Ciebie, moze pojedz do tego Londynu do kolezanki ? Zmien na chwile otoczenie.
Ja tez na samym poczatku nic nie jadlam i bylam kompletnie nieobecna. Nie spodziewalam sie niczego, nie mialam zadnych oznak,wszystko spadlo na mnie jak grom z jasnego nieba.
Poczytaj troche watkow, tutaj mozesz znalezc duzo zrozumienia i wsparcia.
Moze pomysl o wziytach u psychologa? Mi osobiscie bardzo to pomoglo, bylam na kilku sesjach i zawsze sie lepiej czulam jak wychodzilam z gabinetu...

Trzymam mocno kciuki za Ciebie !!


zobaczysz, ze zycie bedzie jeszcze kolorowe, teraz to moze sie wydawac niemozliwe, ale napewno wyjrzy jeszcze slonce :*

3

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Bardzo Ci współczuję. Jeśli go kochasz, może jednak spróbujcie powalczyć o ten związek? Terapia u dobrego terapeuty? Taka we dwoje.. On sie jednak stara.. Nie wiem, bardzo trudna sytuacja. Jednak miłość nie zdarza się tak znowu często, może warto dac jej szansę. Znam przypadki takich małżeństw, którym się udalo.. Cokolwiek postanowisz trzymam kciuki i dużo siły Ci życzę.

4

Odp: Zdradził... nie radzę sobie
Mausu napisał/a:

Jest mi bardzo cieżko udawać że juz mi na nim nie zależy. Ale kocham go cholernie mocno i tęsknie.

Twoja "głowa" na pewno go jeszcze "kocha" w końcu 10 lat to kawał czasu i trudno tak po prostu pogodzić się z myślą, że to już koniec.

Mausu napisał/a:

Ból jest podwójny bo mimo miłości nie jestem w stanie do niego wrócić.

Mam nadzieję, że nie wrócisz do niego. Trzymam kciuki za wytrwałość i gratuluję mądrej decyzji.



Daj sobie czas na "odchorowanie" tego związku, na wypłakanie się, a przede wszystkim bądź dla siebie wyrozumiała i troskliwa.
Trzeba odciąć się od takich mężczyzn i dobrze potem to przepracować, bo jeśli tego się nie zrobi to wyląduje się w związku, jeśli nie z tym samym kolesiem to z typem do niego bardzo podobnym. Teraz jest ci cholernie trudno, ale jeśli zawalczysz o jakość w swoim życiu to w przyszłości zaprocentuje.

5

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Bardzo dziękuję za odpowiedź. Jak już wspomniałam o sprawie wie tylko moja przyjaciółka, ale nie mam już serca jej zadręczać tym tematem. Wiem, że ma już dość. Co to psychoterapeuty - chodzę raz w tygodniu. Co prawda trochę pomaga ale za chwile znowu źle się czuję. Na początku lipca wyrwałam sie z przyjaciółką na parę dni do Rzymu pozwiedzać, zrobić cos dla siebie. Byłam szczęśliwa przez te dni, ale jak wylądowałam w Polsce to znowu wszystko do mnie wróciło.
Gioja, radzisz mi by spróbować zawalczyć... sama nie wiem. Pragnę z całego serca by mi sie to przyśniło, ale niestety.
Bezkres - dziękuję, że uważasz iż podjęłam dobrą decyzję. Takie poparcie, nawet wirtualne jest mi potrzebne. Jak już wspominałam kocham go mocno, ale to co zrobił nie mieści się w mojej tolerancji. Po prostu zniszczył wszystko, okazał mi absolutny brak szacunku. Sponiewierał mnie. I wiem to wszystko. Mam swoją godność. Myśle racjonalnie o tym co zrobił. A za chwile płacze, chwytam telefon, chce mu cos napisac, zadzwonic. Na samym początku bombardowałam go wiadomościami by miał świadomość jak mnie zranił - teraz mi za to głupio bo prawie w ogole nie robiło to na nim wrażenia. Tęsknota i zranione serce to straszne cholerstwo. Cierpiałabym o wiele mniej, gdyby zagrał w otwarte karty. Komu jak nie mi należała się szczerość? Po tylu latach z czystego poszanowania drugiej osoby - należało mi sie jak psu miska. On tłumaczy sie że nie chciał mnie zranić i stracić. Tyle razy z nim rozmawiałam że wolę najgorszą prawde od kłamstwa. Ledwo na codzień funkcjonuje, nie mam nikogo, dlatego wpadłam na to forum. Czytam podobne wątki. Wiem, że nie tylko ja przeżywam teraz trudny okres.
Bettyblue bardzo Ci współczuję. Dziękuje za Wasze odpowiedzi. Dlaczego ludzie robią sobie takie rzeczy? Naprawdę nie ma dzisiaj głębszych wartości? Wszystko niszczymy tak łatwo, od ręki... to straszne. Jak ja mam teraz komukolwiek zaufać? Wiem, że żaden związek nie ma gwarancji, ale zwariować można od samych myśli na temat istniejącego ryzyka.

6

Odp: Zdradził... nie radzę sobie
Mausu napisał/a:

Bardzo dziękuję za odpowiedź. Jak już wspomniałam o sprawie wie tylko moja przyjaciółka, ale nie mam już serca jej zadręczać tym tematem. Wiem, że ma już dość. Co to psychoterapeuty - chodzę raz w tygodniu. Co prawda trochę pomaga ale za chwile znowu źle się czuję. Na początku lipca wyrwałam sie z przyjaciółką na parę dni do Rzymu pozwiedzać, zrobić cos dla siebie. Byłam szczęśliwa przez te dni, ale jak wylądowałam w Polsce to znowu wszystko do mnie wróciło.
Gioja, radzisz mi by spróbować zawalczyć... sama nie wiem. Pragnę z całego serca by mi sie to przyśniło, ale niestety.
Bezkres - dziękuję, że uważasz iż podjęłam dobrą decyzję. Takie poparcie, nawet wirtualne jest mi potrzebne. Jak już wspominałam kocham go mocno, ale to co zrobił nie mieści się w mojej tolerancji. Po prostu zniszczył wszystko, okazał mi absolutny brak szacunku. Sponiewierał mnie. I wiem to wszystko. Mam swoją godność. Myśle racjonalnie o tym co zrobił. A za chwile płacze, chwytam telefon, chce mu cos napisac, zadzwonic. Na samym początku bombardowałam go wiadomościami by miał świadomość jak mnie zranił - teraz mi za to głupio bo prawie w ogole nie robiło to na nim wrażenia. Tęsknota i zranione serce to straszne cholerstwo. Cierpiałabym o wiele mniej, gdyby zagrał w otwarte karty. Komu jak nie mi należała się szczerość? Po tylu latach z czystego poszanowania drugiej osoby - należało mi sie jak psu miska. On tłumaczy sie że nie chciał mnie zranić i stracić. Tyle razy z nim rozmawiałam że wolę najgorszą prawde od kłamstwa. Ledwo na codzień funkcjonuje, nie mam nikogo, dlatego wpadłam na to forum. Czytam podobne wątki. Wiem, że nie tylko ja przeżywam teraz trudny okres.
Bettyblue bardzo Ci współczuję. Dziękuje za Wasze odpowiedzi. Dlaczego ludzie robią sobie takie rzeczy? Naprawdę nie ma dzisiaj głębszych wartości? Wszystko niszczymy tak łatwo, od ręki... to straszne. Jak ja mam teraz komukolwiek zaufać? Wiem, że żaden związek nie ma gwarancji, ale zwariować można od samych myśli na temat istniejącego ryzyka.


To wszystko przez co przechodzisz jest niestety normalne.
Miłość jednak potrafi cholernie bolec, a żeby z niej sie wyleczyc calkowicie potrzebowac będziesz troche czasu. 10 lat to kawal czasu, ale wierze, że to przetrwamy ! Trzymaj sie swoich postanowień i nie wpuszczaj go do swojego życia, ja dałam szans kilka,niestety z Marnym skutkiem,ktory odbil sie jeszcze bardziej na moim zdrowiu. Niestey takie wzloty i upadki będą Ciebie jeszcze trochę meczyly. Ale pomysl.z.drugiej strony -przynajmniej.ja tak.sobie tlumacze... nie mieliśmy dzieci, ani innych zobowiązań ktore nas by laczyly. Niestety trafilas na.okropnego egoiste. 1,5roku ?!!! To szmat czasu ! Czy on myslal o Tobie??? O tym jak.będziesz sie czula.?? Dlaczego.poszedł.w.bok.? Co.znudzilo.mu sie.? Wkradla sie rutyna ? Dlaczego nie.chcial.odbudowywać wszystkiego.? -bo jego uczucie okazalo sie guzik warte.!! Nie docenial.Ciebie,.ani Waszego.zwiazku.... kochana zycze Ci duzo siły. Pisz.jak.cod,.nawet na prv , moge wysluchac do woli,bo tez przez to.przechodzilam. najgorszy etap juz za mną! Uwierz mi, ze ta faza wyniszczajaca minie. Staniesz po niej.na.nogi i bedzie troche lżej !!! Czas,czas i jeszcze raz czas.

7

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Jak to czytam to żal mi nas, kobiet- fajnych, mądrych, zaradnych, ufnych, kochających.. Które muszą przechodzić przez cos takiego.. Ja tez w przeszłości byłam kobietą zdradzaną i nie wybaczyłam, ale tam była juz totalna patologia- uzależnienie od pornografii, zdrady z wieloma kobietami na raz (tez się z jedną dogadałam, nawet- w co trudno pewnie uwierzyć- zaprzyjaźnilysmy się potem - byłyśmy obydwie jego ofiarami, nie wiedziałyśmy o sobie nawzajem i ostatecznie bardzo sobie pomoglysmy), a ja- oddana, dobra, kochająca.. Walczył o ten związek przez rok, ale ja nie pozwoliłam na jego powrót. Z tym, ze tam był naprawdę dramat, on zaprzeczał, usiłował zrobić ze mnie wariatkę, chorobliwą zazdrośnicę, zaczął mnie bardzo zle traktować (jakby zdrad było za mało), dopiero jak mi tamta kobieta wszystko opowiedziała, przyznał się. Żyłam w horrorze przez kilka miesięcy. Byłam u psychologa, seksuologa- okazało się ze facet jest uzależnionym od seksu patologicznym kłamcą i manipulantem. Nie wróciłam do niego, nie dałam szansy. Cierpiałam jak potępieniec, moje poczucie wartości spadło do zera, płakać mi się chce jak sobie przypomnę. Kochałam go w momencie rozstania. Potem po prostu usiłowałam mu współczuć. Najgorszy był pierwszy rok, potem juz coraz łatwiej było. Minęło 5 lat. Wspominam to jak zły sen. Trudno mi zaufać. Ale seksoholika wyczuję na kilometr i nigdy juz nie pozwolę tak się potraktować.
Sytuacja Autorki wydaje mi się troszeczkę inna, ale to nie zmienia faktu, ze cios straszny, dramat, cierpienie.. Ja na pewno nie wyszłabym dobrze gdybym pozwoliła na powrót (przeczytałam kilka książek o tym, jest tez forum dla żon seksoholików), wiem, ze wylądowałabym ostatecznie w szpitalu psychiatrycznym (przypłaciłam to depresją), a i tak bym go nie zmieniła. Tutaj- trudno powiedzieć jak by było. Na pewno nie miałabyś juz zaufania, siedziałabys na "bombie zegarowej", a co to za związek...  Bettyblue pisze, ze powroty były w jej przypadku błędem ... Jedno jest pewne- dbaj osiebie bardzo, bądź dla siebie dobra, jeśli ten Rzym Ci pomógł, sprawiaj sobie takie przyjemności. Pisz tutaj, tez możesz do mnie na prywatny adres (choć nie wiem jak to działa przyznam szczerze), my kobiety musimy sobie pomagać i wspierać się. Trzymam kciuki!

8 Ostatnio edytowany przez bettyblue (2017-08-15 15:22:49)

Odp: Zdradził... nie radzę sobie
Gioja napisał/a:

Jak to czytam to żal mi nas, kobiet- fajnych, mądrych, zaradnych, ufnych, kochających.. Które muszą przechodzić przez cos takiego.. Ja tez w przeszłości byłam kobietą zdradzaną i nie wybaczyłam, ale tam była juz totalna patologia- uzależnienie od pornografii, zdrady z wieloma kobietami na raz (tez się z jedną dogadałam, nawet- w co trudno pewnie uwierzyć- zaprzyjaźnilysmy się potem - byłyśmy obydwie jego ofiarami, nie wiedziałyśmy o sobie nawzajem i ostatecznie bardzo sobie pomoglysmy), a ja- oddana, dobra, kochająca.. Walczył o ten związek przez rok, ale ja nie pozwoliłam na jego powrót. Z tym, ze tam był naprawdę dramat, on zaprzeczał, usiłował zrobić ze mnie wariatkę, chorobliwą zazdrośnicę, zaczął mnie bardzo zle traktować (jakby zdrad było za mało), dopiero jak mi tamta kobieta wszystko opowiedziała, przyznał się. Żyłam w horrorze przez kilka miesięcy. Byłam u psychologa, seksuologa- okazało się ze facet jest uzależnionym od seksu patologicznym kłamcą i manipulantem. Nie wróciłam do niego, nie dałam szansy. Cierpiałam jak potępieniec, moje poczucie wartości spadło do zera, płakać mi się chce jak sobie przypomnę. Kochałam go w momencie rozstania. Potem po prostu usiłowałam mu współczuć. Najgorszy był pierwszy rok, potem juz coraz łatwiej było. Minęło 5 lat. Wspominam to jak zły sen. Trudno mi zaufać. Ale seksoholika wyczuję na kilometr i nigdy juz nie pozwolę tak się potraktować.
Sytuacja Autorki wydaje mi się troszeczkę inna, ale to nie zmienia faktu, ze cios straszny, dramat, cierpienie.. Ja na pewno nie wyszłabym dobrze gdybym pozwoliła na powrót (przeczytałam kilka książek o tym, jest tez forum dla żon seksoholików), wiem, ze wylądowałabym ostatecznie w szpitalu psychiatrycznym (przypłaciłam to depresją), a i tak bym go nie zmieniła. Tutaj- trudno powiedzieć jak by było. Na pewno nie miałabyś juz zaufania, siedziałabys na "bombie zegarowej", a co to za związek...  Bettyblue pisze, ze powroty były w jej przypadku błędem ... Jedno jest pewne- dbaj osiebie bardzo, bądź dla siebie dobra, jeśli ten Rzym Ci pomógł, sprawiaj sobie takie przyjemności. Pisz tutaj, tez możesz do mnie na prywatny adres (choć nie wiem jak to działa przyznam szczerze), my kobiety musimy sobie pomagać i wspierać się. Trzymam kciuki!

Ja jestem jeszcze na tym etapie że jakby sie staral o mnie rok ,tak w 100% chyba dałabym mu szanse. Kocham go cały czas...
Wstyd mi ,że to pisze, bo moze wyjawnia sie moja słabość... ale tak chyba jest...

Autorko, dbaj o siebie.! Bądź dla siebie.dobra.i przede wszystkim cierpliwia, trzymam.mocno.kciuki

9

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

A mnie zastanawia jedno.
Autorko czemu się wstydzisz rodziny i znajomych.
Czemu ukrywasz przed nimi prawdę?
Przecież rodzina może okazać się silnym wsparciem.
Nie wstydź się jego wstydem.

10

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Mausu - teraz sobie nie radzisz, ale poradzisz. Widać, że jesteś konkretną kobietą, która się szanuje. Podjęłas dobrą decyzję.
Przykro mi, że zostałaś tak zraniona. Masz rację, chyba najgorsze w zdradach jest ta gra na dwa fronty, nieuczciwość. Zdrada to bardzo ciężkie przeżycie. Tylko ta osoba, która to przeżyła i przerobiła wie o co chodzi.

Uważam, że przy odpowiednich warunkach można dać jedną szansę. Każdy przypadek jest inny. Twój były zachowuje się jak typowy manipulant, widzę, że wyborowy z niego kłamca. Przerzuca winę na ciebie, gra do końca. Proszę, uważaj na siebie i trzymaj się z daleka. Z takimi ludźmi się nie dyskutuje, tylko ucieka.
10 lat to bardzo dużo. Wiem, że masz ciężko. Może nie zawsze taki był, ale to co zrobił to jasno pokazuje, że nie potrafił cię uszanować.
Pamiętaj jednak nie od niego zależy twój szacunek do siebie.
Teraz będziesz miała małe piekiełko. Wyjedziesz z tego obronną ręką. Daj sobie szansę na bycie jeszcze szczęśliwą.
Pozdrawiam ciepło

11

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Bettyblue - ja mam podobnie. Mam ochotę w każdej chwili rzucić się mu na szyję i żyć z nim dalej, ale jest to niemożliwe. Straszna jest teraz ta wszechobecna samotność - nie ma go przy mnie. Brakuje mi bliskości, czułości, wspólnego spędzania czasu, zwykłego snu razem w łóżku i pobudki kiedy widzę jego twarz. Czuję się bardzo samotna, ale muszę to przetrwać.

jaMajkaa - Czemu nie chcę mówić nikomu? Na razie nie chcę. Moja rodzina powiedzmy bardzo wybuchowo i z nadmiarem emocji przyjmuje takie rewelacje do siebie. A ja teraz jak niczego innego potrzebuję spokoju a nie wszczynania burdy i hałasu. Poza tym spotkałabym się z lekkim niezrozumieniem, bo dla nich nie do końca do zrozumienia byłby fakt, że od tak zakończyłam 10 lat związku. Zaakceptowali by to, ale nie zrozumieliby. U mnie jest raczej tendencja do bycia razem mimo wszystko.

krych23 - dziękuję za Twoją opinię o mojej decyzji. Serce mimo bólu podpowiada mi, że robię dobrą rzecz. Czy dam szansę? Jest za wcześnie na jakąkolwiek odpowiedź. Związku nie będzie. Ale czekam nadal z jego strony na konstruktywną rozmowę na temat ostatniego 1,5 roku. Może zachowam z nim relacje koleżeńskie... - nie wyobrażam sobie tak po prostu wymazać z pamięci 8,5 szczęśliwych lat.

Dobrze, że znalazłam to forum... bo chyba bym oszalała.

12 Ostatnio edytowany przez margaryna (2017-08-16 19:38:58)

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Witaj Mausu. Jak sie trzymasz? Jak teraz wyglada sytuacja? Wiem, ze nie jest lekko ale mam nadzieje, ze rowniez sa przeblyski tych dobrych momentow. Na pewno dluga droga przed Toba i od tak nie wymazesz z pamieciu tych 10ciu lat razem ale pewnie wyjdzie Ci to na dobre.
Czy on jest z dziewczyna?
Tak mysle, ze moze warto dac mu jedna szanse jesli bedzie ja chcial ale z drugiej strony wasz zwiazek juz nigdy nie bedzie taki jak kiedys.
Na pewno jestes super babeczka i dasz sobie rade. Czasem zycie zminia sie tak szybko i niespodziewanie i wierze w to, ze jeszcze wiele dobrego Ciebie spotka.
Pisz tu na forum. Wszyscy postaramy sie pomoc Tobie jakos przez to przejsc.

13

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Margaryna - jak się trzymam? Dziękuję, że pytasz. Jak już pisałam jestem na zwolnieniu, ale staram się wypełniać dni różnymi zajęciami, by mniej czasu zadręczać się myślami. Najgorzej jest oczywiście wieczorami, jak kładę się już spać. Zaczynam myśleć i potrafię zasypiać parę godzin. Oczywiście jak już usnę to śnią się złe rzeczy itp. Ciągle jestem zmęczona ale daję radę jakoś.
On? On jest sam - przynajmniej tak mi mówi. Czy to prawda? Szczerze nie wiem, nie ufam mu. Ja przecież nie będę teraz go śledzić i węszyć - dosyć ośmieszania się. Twierdzi, że jestem kobietą jego życia i będzie na mnie czekał, nawet całe życie. Czasami prosił też o wymierzenie mu jakiejkolwiek kary bylebym mu wybaczyła - takie tam gadki. Niby jest mu ciężko - czy tak jest? Nie wiem. Nie widziałam u niego aż takich usilnych starań o mnie. Z drugiej strony nie mam się o co czepiać, bo prosiłam go by dał mi teraz spokój, bo to za dużo dla mnie na razie. Dziś rano wysłał smsa, że chciałby się spotkać i porozmawiać.... nie wiem czy jestem na to gotowa. Myślicie że warto? Może warto się rozmówić, przecież ciężko od tak bez mrugnięcia okiem zamknąć bez słowa te 10 lat? Może zdobędzie się na odwagę, powie mi prawdę... może w końcu będzie szczery. Chciałabym byśmy mimo wszystko zostali znajomymi z dość dobrymi relacjami. Nie wiem czy zgodzić się na spotkanie...

14

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Ja bym Ci radziła zgodzić się. Jeśli go kochasz to naprawdę szkoda przekreślać te 8,5 szczęśliwych lat. To straszne, co zrobił, ale mam wrażenie, ze on naprawdę bardzo tego żałuje. Moj były partner był chory, zaburzony, nie panował nad tym. Nie było żadnej szansy. Tutaj ja szansę widzę, ale to tylko moje zdanie. Czy masz jakieś podejrzenia, ze on wcześniej (np.w poprzednim związku) zdradził? Współczuję Ci, ale pomysl sobie jak byś się czuła gdyby on w ogóle nie chciał rozmawiać, naprawiać, gdyby nie prosił o wybaczenie? Gdyby poczuł ulgę, ze relacja z Tobą się zakończyła? Gdyby po prostu poszedł do tamtej? On jednak walczy, wierzę, że żałuje. Wierzę, ze jesteś kobietą jego życia. Może warto spróbować? Choćby po to, by potem nie żałować, że zrezygnowałaś z miłości swojego życia? Nie wiem, to bardzo trudne, ale ja myśle, ze gdzie jest miłość tam jest szansa (i nie ma jakichś zaburzeń psychicznych tak jak było u mnie). Wiesz, ja się rozstałam 3 tygodnie temu z mężczyzną, z którym wiązałam ogromne nadzieje (byłam 4 lata sama po tamtych traumatycznych przeżyciach), zakochałam się, to nie był długi związek (8 miesięcy), ale mimo wszystko boli mnie, ze on kompletnie odpuścił, nie walczy (związek zakończył się, najogólniej rzecz ujmując, z powodu jego braku zaangażowania, troski, szacunku- nie mogłam juz tego znieść). Ja tez go zablokowałam w telefonie, ale nie próbował ani razu w inny sposób skontaktować się ze mną...
Jestesmy z Tobą cokolwiek zrobisz, trzymaj się cieplutko:-)

15 Ostatnio edytowany przez Mausu (2017-08-17 12:12:13)

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Co do jego poprzednich związków - miał ich siedem. Najdłuższy trwał 2 lata. Reszta krótkie po pare miesięcy. 4 z nich skończyły sie z jego winy. Ze mną był nadłużej, nie raz mi mówił, że żadna kobieta nigdy na niego nie wpłynęła tak jak ja. On z natury jest nadpobudliwym cholerykiem, często też jest bezkrytyczny wobec siebie i brakuje mu pokory - przy mnie sie bardzo uspokoił. Te jego wady oczywiście co jakis czas dalej wychodziły na zewnątrz, ale zdecydowanie w mniejszym stopniu.
Gdy zaczął mnie zdradzać po prostu czułam to jedynie podczas seksu. Seks był naprawdę szybki, oziębły pozbawiony namiętności (raz na jakis czas tylko było jak dawniej). Natomiast w życiu jego zachowanie wobec mnie nie zmieniło sie. Był troskliwy, pomocny, oddany - zawsze mogłam na niego liczyć. Do zdrady doszłam przez małe dowody. Znienacka pin na telefon (który dalej ma). Kobiece włosy walające sie po domu gdy wracałam od chorej mamy, kiedy np. jechał kupić samochód skłamał że pojechał z kolegą - kolega oczywiście był zdziwiony kiedy zapytałam, bo nigdzie z nim nie był. Ostatecznie wzielam billing i już wszystko było jasne.
Wcześniej chciał rozmawiać, ale do furii doprowadzały mnie jego głupie teksty. 'Ona mi sie narzucała, dawno chciałem to skończyć' albo 'to było czysto fizyczne, jak sport, nigdy jej nie powiedziałem że ją kocham'.
Ta kobieta z którą mnie zdradzał też swoje cierpi. Mi powiedziała że te 1,5 roku to był dla niej szczęśliwy okres. Nie jestem w stanie uwierzyć w jego skruchę.
Coś tam go boli, ale tak całkowicie nie żałuje - znam go na tyle, że to widzę gołym okiem. No i jego tekst 'wyolbrzymiasz sprawę' - bez komentarza.
Już w czerwcu bardzo chciał ze mną porozmawiać, ale rozmowy były głupie i puste, niekonstruktywne. Wtedy postanowiłam uciąć z nim kontakt i powiedziałam że jak sie zbierze na poważną rozmowę to ma dać mi znać.
Zgodziłam sie na spotkanie. Dziś wieczorem przyjedzie do mnie. Zobaczymy co z tego wyjdzie... nie wiem czy na kartce nie spisze sobie swoich myśli - jestem introwertyczką z natury. W nerwach nie potrafię dobrze przekazać swoich odczuć i przemyśleń. Wiele rzeczy mogę pominąć. Kartka mi pomoże, jak myślicie?


Edytuje notkę: odwołał dzisiejsze spotkanie. Zaproponował poniedziałek. Bede miec więcej czasu na poukładanie wszystkiego w głowie

16

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Co mogłabym Ci poradzić - to spotkanie na gruncie neutralnym.
Nie u Ciebie w domu i nie u niego w mieszkaniu.

Nie chciałabym Cie martwić, ale z tego co piszesz o nim nie wyciągam wniosku, że on naprawdę żałuje tego co zrobił :-(

17

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Ja tez bym na Twoim miejscu spotkala sie na neutralnym gruncie. Spotkanie u Ciebie w domu skonczy sie w lozku zobaczysz.
Umowcie sie na kawe gdzies w miescie. Jesli nie spodoba mu sie ten pomysl to szkoda Twojego czasu. W domu bedzie probowal Cie podejsc roznymi sztuczkami, pewnie zacznie sie lepic do ciebie itd. W kawiarni macie usiasc na przeciwko siebie i rozmawiac. Po rozmowie kazde idzie w swoja strone. Ochloniesz, zastanowisz sie co dalej i dasz mu znac.

18

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Hej,
Bardzo Ci współczuję.
Ale moim zdaniem On nie zasługuje na spotkanie z Tobą.
Pomyśl zdradzał Cię 1,5 roku! On nie myślał wtedy o Tobie tylko "dupczył" i "rozkochiwał" inną. A gdzie wtedy miał Ciebie, dobrze wiesz.
Dlaczego kobiety ulegają mężczyzną i godzą się na takie spotkania? Przecież On ma mózg wiedział, że Cię oszukuje itp.mimo wszystko dobrze się bawił i liczył się z tym, że to kiedyś wyjdzie.

Nie bądź głupia, jedynie co możesz mu dać to mocnego kopa w dupę. Zobacz w jakim jesteś stanie przez niego, powinnaś odcierpieć i zająć się sobą, a nie tym i...ą On niech inną oszukuje i zdradza bo to raczej się nie zmieni, a pomyśl ile razy Cię zdradził o czym nie wiedziałaś?

Nie miej litości dla takiego potwora, dupczył sobie miał jak w raju, a teraz jest takim debilem, że myśli, że mu wybaczysz? No proszę Cię. Świat na facetach naprawdę się nie kończy.

19

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Minti - masz rację, tylko nie można sie odkochać w jedną chwile. Myślisz że ja go w tej chwili bóstwię i uwielbiam? Nie. Nienawidzę go. A jednocześnie cholernie tęsknie. Co noc mam sny. Wspomnienia naprzemian ze snami jego seksu z tą inną. Czuje sie bardzo samotna i brakuje mi go. W poniedziałek mieliśmy sie spotkac, ale tym razem ja to odwołałam. Poczułam, ze wcale nie chce. Wiedziałam, ze i tak bedzie koloryzował fakty. On ciagle wydzwania i pisze. Nie mam ochoty teraz z nim rozmawiać. Nastrój mam ciut lepszy, najgorsze jest to trwanie w zawieszeniu. Tak więc ze spotkania nic nie wyszło.

20

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Wysiadam psychicznie!

Sytuacja wygląda tak - nie jestem z nim dalej. Jego starania o mnie wyglądają skromnie, otóż rano życzy mi miłego dnia, a wieczorem dobrej nocy. Czasem zdarzy się trzeci sms typu 'tęsknię'. Nie stara się o rozmowę, nie chce się spotkać. Twierdzi, że jest sam i czeka na mnie, aż mu wybaczę.Jest to chore po prostu... a w poniedziałek rozwalił mnie na łopatki...
Wiem że w sierpniu poleciał sobie na Kretę. Niby z przyjacielem (którego również uważałam za swojego dobrego przyjaciela - świeżo po jego zdradzie nawet z nim o tym rozmawiałam i bardzo mi współczuł, doradzał itp.) przyjaciel ten w dzień jego wylotu wywalił mnie ze znajomych z portalu społecznościowego, zablokował też mój numer telefonu. Zerwał ze mną kontakt.
W poniedziałek w pracy musiałam coś wysłać z jego pracowniczego maila (pracujemy niestety razem). Zobaczyłam, że wysłał do naszego przyjaciela maila z danymi do wycieczki/biletu do biura podróży na Kretę. Były tam jego dane, m.in. data urodzenia, nr paszportu, dane kolegi i... DANE KOCHANKI.
Poczułam się jak istna idiotka. Zabolało mnie to strasznie, bo twierdził że zerwał z nią wszelki kontakt. Nawet ją w to wszystko wciągnął bo znienacka do mnie zadzwoniła, że przysięga, że nigdy by do tego dupka nie wróciła po tym jak nas potraktował. Dodała, ze to miała być wycieczka na przeprosiny, ale ona nie poleciała (a twierdziła wcześniej że od tamtej akcji w maju zerwała z nim kontakt).
On za chwilę próbował mi wciskać, że potrzebował z przyjacielem dane trzeciej osoby, bo niby wycieczka była wtedy tańsza (abstrakcja, prawda?).
Zrobili ze mnie totalną idiotkę... zresztą dalej robią - ładują mi takie bajki, że chwilami mi sie wydaje, że to sen! Nie wiem co on sobie myślał? Że będzie mi rzucał jakieś słodkie smsy i udawał, że się nie zszedł z tą kobietą? (jej też się dziwię - że wróciła i że dała się wciągnąć w tę gierkę ze mną).
Wiecie...chodziło o to, żebym szybciej z pracy nie odeszła. Ciężko jest na moje miejsce znaleźć i szybko przygotować kogokolwiek, zresztą tak naprawdę jestem w pracy bardzo dobra i beze mnie to by padło, tak pokrótce mówiąc. Mój były jest właścicielem firmy, w której pracuję. Poza tym wsadziłam w pewną inwestycję trochę własnych pieniędzy - do jej zakończenia jest jeszcze rok. Nie zerwę umowy i nie odejdę bez odzyskania swojego wkładu! Umowa była, że zostanę jeszcze rok, ale W TEJ SYTUACJI zrobię wszystko, aby zwolnić się jak najszybciej. Mam nadzieję, że się uda.

Jestem od poniedziałku znowu w złym stanie psychicznym. Wczoraj wylądowałam na pogotowiu z bólami serca. Jadę na uspokajaczach.
Dlaczego oni tak brną usilnie w te durne kłamstwa? Powiedziałam mu jasno, że nie byłoby żadnego zamieszania i sprawy, jeśli by się przyznał jak facet z jajami, że się z tą kobietą zszedł,  że są razem, a my pozostaniemy na pracowniczej stopie. Naprawdę - nie miałabym teraz kolejnego ciosu.
On bezczelnie mnie w dalszym ciągu okłamuje i mami. Wyznaje miłość i twierdzi, że czeka, a tak naprawdę chodziło mu o to by naiwnej, ale dobrej pracownicy nie stracić. Jestem pozbawiona godności i mam ogromne poczucie wstydu i wstrętu do samej siebie. Czuję się naprawdę upokorzona...
Czy proszenie, domaganie się uczciwości i prawdomówności to było za dużo z mojej strony? Jestem w ciężkim szoku, że ludzie ludziom potrafią zgotować takie cierpienie... Jeszcze mi? Kobiecie, z którą łączyło go tyle lat, która poświęciła dla niego bardzo wiele i wiele mu pomogła? On nie ma jakiegokolwiek poszanowania do mojej osoby.
Mam straszne zjazdy samopoczucia, totalną nerwicę i depresję. A ledwo wróciłam ze zwolnienia do pracy!
Straciłam do siebie szacunek - całkowicie straciłam. Straciłam człowieczeństwo - nie ufam ludziom, mam do nich odrazę... jak po takim czymś ja mam dalej funkcjonować? Wierzyć w to, że nie każdy jest takim sku**ysynem? To nie jest takie łatwe.
Najgorsze jest to, że ja dalej tego drania kocham, ale kategorycznie nie byłabym w stanie do niego wrócić - po TAKIM CZYMŚ nie ma już zdrowej relacji, nie ma zaufania, nie ma nic. Dobijałabym siebie, swoje poczucie wartości i swoją psychikę głębiej i głębiej.
Jak dalej żyć i wstać na nogi? Nie mogę patrzeć i go słuchać, a jutro znowu do pracy.

Chciałam sie tu wygadać, wyżalić, wyżyć na klawiaturze, bo nie mam żadnej bliskiej osoby przy sobie, by to uczynić. Doskwiera mi też samotność i tęsknota. W życiu bym nie pomyślała, że osoba, którą w dalszym ciągu kocham nad życie byłaby w stanie tak ze mną postąpić....

21

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Ciągle piszesz o tym, że z nim nie jesteś, że do niego byś nie wróciła, że wybaczyłabyś skok w bok, gdyby nie kłamstwa. Ja mam wrażenie, że ty nadal na coś masz nadzieję. Ciągle rozważasz "nie mogłabym do niego wrócić" jakbyś chciała siebie do tego przekonać, jakbyś nie wierzyła w swoje słowa, że jednak gdzieś istnieje jakaś szansa na to, żebyście znów byli razem. Dopuszczasz do siebie taką myśl, może na to czekasz... Nawet piszesz o tym, że on coraz rzadziej pisze. Niby chcesz końca relacji, ale nadal czekasz, jakoś mało stanowcze kroki podejmujesz ku zakończeniu, nie podjęłaś jeszcze decyzji ostatecznej "to koniec". Gdzieś ciche marzenia, nadzieje, cię przy nim trzymają. A dopóki nie ma decyzji, nie ma działania. Jest stan zawieszenia, jest niepokój, są złe myśli, jest rozpaczanie, rozmyślanie, jest bezradność, a więc i stres, i płacz, i bóle, i środki na uspokojenie, i terapia niewiele daje. Dopóki nie ma decyzji, jest bezruch, oczekiwanie - a to nie sprzyja dobremu samopoczuciu. Jak sobie poradzić z czymś, co nie ma nazwy ani ram? Jak nie ma nazwy, to nie wiadomo co to jest, jakimi zasadami się rządzi, co chcesz robić w tej sytuacji, co będzie dobre. Jest zawieszenie i trwanie, nie ma ruchu, nie ma decyzji, nie ma siły, nie ma sprawczości.

22 Ostatnio edytowany przez random.further (2017-09-27 00:11:46)

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

No cóż, własnie tak postępuje osoba którą TY ciągle i niepotrzebnie darzysz uczuciem a On uczuciem Cię NIE darzy i do tego On chyba ma satysfakcję z Twojego miotania się.
MUSISZ się od Niego uwolnić, definitywnie, konkretnie przerwać tą znajomość. Inaczej przypłacisz to zdrowiem prawdopodobnie. Naiwnie pytasz : jak On mógł ? Co za różnica - już WIESZ, że mógł i WIESZ, że to nie dla Ciebie. Teraz tylko znaleźć siłę musisz i najlepiej kogos bliskiego z rodziny wprowadź w swoje  sprawy - pomogłoby wsparcie bliskich, forum może nie wystarczyć - ale pisz tutaj, spróbuj być aktywna fizycznie, spróbuj otoczyć sie ludźmi spoza jego kręgu.

23

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Mausu wien jak cierpisz...ja tez wlasnie rozstalam sie z chlopakiem...powod...nawiazal znowu kontakt ze swoja byla a mi moesoac wczesniej obiecywal ze nie bedzoe mial z nia kontaktu...pod pretekstem jej rad dot kredytu spotykali sie wtedy...znalazlam na kompie jak pisal do niej szkoda ze nam nie wyszlo...blagal wysylal kwiaty mowil ze juz tak nie bedzie chcial sie zareczac...i co wyjechalam na pare dni a oni znowu sie spotkali...widzisz nawet jak ci cos obiecuje i blaga to nie bedziesz miec pewnośći...spotkali sie kolo domu wiec pewnie zaprosil ja do niego...nie moge tego przeżyć...jest mi cholernie ciezko..

24

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Bolesna prawda jest taka że się z ciebie śmieją, cała trójka, a jemu zależało tylko na tym żebyś została w firmie. Od czasu do czasu pisał sms, że tęskni bla bla, ale to tylko czysta manipulacja, granie na twoich uczuciach. Jedyne co teraz powinnaś zrobić to więcej się w tej pracy nie pokazywać. Zachowaj swój honor i godność którą usilnie chciał ci odebrać.

Ja dodatkowo gdybym była na twoim miejscu zostawiłabym mu jeszcze niespodziankę. W zależności w jakiej branży pracujecie, Na przykład mail do wszystkich jego klientów z odpowiednią treścią żeby go ośmieszyć, zemsta czasem pomaga poczuć się lepiej. Albo powiedz zwykłe spie******* na pożegnanie całej tej żałosnej trójce smile

W każdym razie najważniejsze żebyś już więcej nie robiła dla NIEGO NIC.

Trzymaj się dzielnie i nie daj mu satysfakcji że cię ośmieszył.

Wyjazd z kraju i zmiana otoczenia powinna ci pomóc się pozbierać.

i Pamiętaj że on cię nie kocha i wszystkie jego obietnice i słowa są puste i nic nie warte. Kiedyś może taki nie był, może ta kobieta go tak zmieniła. Po tym co ci zrobił już nawet nie ma z nim sensu zaczynać dyskusji. Powodzenia:)

25

Odp: Zdradził... nie radzę sobie
winogronko napisał/a:

Bolesna prawda jest taka że się z ciebie śmieją, cała trójka, a jemu zależało tylko na tym żebyś została w firmie. Od czasu do czasu pisał sms, że tęskni bla bla, ale to tylko czysta manipulacja, granie na twoich uczuciach. Jedyne co teraz powinnaś zrobić to więcej się w tej pracy nie pokazywać. Zachowaj swój honor i godność którą usilnie chciał ci odebrać.

Ja dodatkowo gdybym była na twoim miejscu zostawiłabym mu jeszcze niespodziankę. W zależności w jakiej branży pracujecie, Na przykład mail do wszystkich jego klientów z odpowiednią treścią żeby go ośmieszyć, zemsta czasem pomaga poczuć się lepiej. Albo powiedz zwykłe spie******* na pożegnanie całej tej żałosnej trójce smile

W każdym razie najważniejsze żebyś już więcej nie robiła dla NIEGO NIC.

Trzymaj się dzielnie i nie daj mu satysfakcji że cię ośmieszył.

Wyjazd z kraju i zmiana otoczenia powinna ci pomóc się pozbierać.

i Pamiętaj że on cię nie kocha i wszystkie jego obietnice i słowa są puste i nic nie warte. Kiedyś może taki nie był, może ta kobieta go tak zmieniła. Po tym co ci zrobił już nawet nie ma z nim sensu zaczynać dyskusji. Powodzenia:)

Po części zgadzam się z winogronko.
Nie wiem jaką masz umową - odzyskanie wkładu, ale pomyśl sobie. Czy Twoje zdrowie jest ważniejsze od pieniędzy.
Tkwiąc w tej pracy tylko sobie szkodzisz, sama widzisz jak to wszystko działa na twoje samopoczucie.
Odejdź od pracy, odetnij się od tej całej trójki. Tylko w ten sposób uwolnisz się od cierpienia.
Odradzałbym robienia czegokolwiek na rzecz zemsty (wysyłanie maili do klientów, itp.)
Jest to karalne i możesz mieć przez to poważne kłopoty.
Trzymam kciuki za Ciebie.
Usiądź i przeanalizuj na spokojnie.
Czy wytrzymasz w takiej sytuacji jeszcze ten 1 rok, czy lepiej odejść.
Możesz spróbować jeszcze zwolnienia lekarskiego od psychiatry i przeciągnąć na zwolnieniu ten rok.
Umowy nie zerwiesz i odzyskasz swój wkład (a nie będziesz musiała ich oglądać)

26 Ostatnio edytowany przez darek123 (2017-09-27 11:01:21)

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Chyba każde z nas, które to przeżywało mówiło sobie - to nie jest tak jak wygląda, wszystko da się wytłumaczyć, etc etc. Dalibyśmy sobie rękę uciąć i dosłownie cytując klasyka - teraz byśmy kur*a nie mieli ręki.. smile
To co teraz czujesz jest normalne, po tylu latach nie da się pstryknięciem palca wymazać wspomnień, wspólnie spędzonego czasu, może jakichś wspólnych planów na przyszłość. Mieszanina wybuchowa nienawiści, bólu, rozpaczy i nie wiadomo czego jeszcze połączona z uczuciem tęsknoty.
Widzisz u Ciebie wszystko na to wskazuje że grali na zwłokę i chcieli żebyś została jeszcze ten rok w firmie, zawsze jest jakiś powód. U mnie na przykład byłem po prostu do spełniania potrzeb, wszelakich i różnych od seksu po pieniądze i opiekę. Dawno miałem żółte światło, ale dałem szansę. I co? Jakby wewnętrznych problemów było mało to okazało się,że jestem z kobietą (o ile można ją tak nazwać) która nie dość że nie wie czego chce, manipuluje, gra na emocjach, wykorzystuje to jeszcze żeby jednego faceta było mało w tym wszystkim smile Nie musiała zdradzać, co najbardziej bolało to to że po prostu pluła mi w twarz,niczego nie ukrywała a ja przytakiwałem jak ten idiota. Kolejne podobieństwo, z Ciebie też próbują zrobić idiotkę - nie daj się!
I jeszcze na koniec zwalenie całej winy na mnie żeby zagłuszyć sumienie. Też po wszystkim wylewałem żal na nią - uzyskiwałem odpowiedź że ją obrażam, za każdym razem to samo. A nic obraźliwego w tym nie było - znowu zagłuszanie sumienia. Zawsze byłem w tym związku gdzieś w "cieniu" ale przez ten ostatni rok straciłem resztki szacunku do siebie.
Ale do rzeczy, widzę, że jesteś silna, że dajesz sobie radę, a przede wszystkim CHCESZ. To jest najważniejsze, że się nie poddajesz. Masz kogoś komu mogłabyś się wygadać, oprócz tego forum? To naprawdę dużo daje. No i oklepane, ale CZAS, musisz przede wszystkim patrzeć na siebie, może porzuciłaś jakieś swoje hobby którym zainteresowałabyś się na nowo? Może jakiś sport, siłownia? Każdy z nas odczuwa to inaczej, po niektórych to spływa, ale wiem na swoim przykładzie że to nie jest takie łatwe, u mnie na przykład to już trwa prawie rok. Ale jest coraz lepiej, przynajmniej odzyskałem chęć do życia.
Na koniec, pamiętaj, że jesteś WARTOŚCIOWĄ, WSPANIAŁĄ kobietą i nie dasz sobą pomiatać.

27

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Dzisiaj po miesiącu sytuacja wygląda tak:
Postanowiłam dalej ciągnąć na zwolnieniu. Psychicznie dalej jest słabo, ale powoli wstaję z kolan. Stwierdziłam, że pieniądze, które wyłożyłam nie są warte moich cierpień, a jakoś sobie dalej poradzę bez tej pracy i bez tego wkładu pieniężnego. Jak spędzam czas? Staram się zapełniać dni jak tylko potrafię.
Niestety myśli dalej mnie zjadają. Najgorzej jest nocami - wtedy wszystko wraca.
Doszłam do wniosku, że dalej nie potrafię przetrawić tego bólu i przyjąć tego ciosu, jaki mi zadał. Rana ciągle jest świeża, a ja na swoje nieszczęście jestem osobą mocno doświadczoną przez życie, miałam dużo psychicznych upadków (tragedie rodzinne, złe dzieciństwo, multum rzeczy) - to wszystko, z czym w miarę uporałam się kiedyś niestety zabrało mi trochę siły i mocy - mam wrażenie, że z każdą tragedią radzę sobie coraz gorzej. Zamiast po wielu doświadczeniach mieć twardą d*pę, to staję się coraz bardziej delikatna i słaba. Czuję, że odpuszczam sobie życie. Dodać należy, że strasznie, ale to strasznie się przywiązuję i jestem sentymentalna. A do niego byłam przywiązana jak do nikogo nigdy wcześniej.
Co gorsza - tęsknię za nim CHOLERNIE. Najpierw myślałam, że to przyzwyczajenie - w końcu byłam z nim kawał czasu. Niestety - oddzieliłam swoją skłonność do przywiązywania się od emocji i czuję, że dalej go kocham (cholera wie dlaczego?). Mimo tego miotania się, cierpienia, rozmyślania ciągle jestem po stronie rozumu. Gdy nachodzą mnie myśli o nim, od razu zmieniam tok myślenia i powtarzam sobie: 'oszukiwał cię w najperfidniejszy sposób', 'po odkryciu wszystkiego robił ci jeszcze większe świństwa' itp. - od razu jakoś człowiek po takiej salwie faktów trzeźwieje.
Ucięłam z nim kontakty - nie mam nawet już potrzeby kontaktować się z nim w służbowych celach. Trwa to prawie miesiąc. Przez pierwsze 2 tygodnie miałam spokój - bolało jak cholera, bo on też się nie odzywał - mimo wszystko zabolało mnie to, że mnie olał - co zrobić, taka już durna jestem.
Po dwóch tygodniach on zaczął zabiegać o kontakt. Pisał, dzwonił, kiedy blokowałam - pisał i dzwonił z innych numerów. Kiedy nie odpowiadałam mu na pytania czy u mnie wszystko w porządku, pojawił się u mnie w domu sprawdzić czy żyję. Nie wiem czy to szczere, czy nie (bo w nic mu już nie wierzę). Płakał przede mną nie raz i nie dwa. Tydzień temu odbyłam z nim jedną krótką chociaż treściwą rozmowę. Powiedział, że chce o mnie zawalczyć, na co ja odpowiedziałam, że na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie związku z nim. Nie potrafiłabym mu zaufać, wyzbyć się natrętnych myśli typu 'co on robi kiedy nie jest ze mną?', powiedziałam też, że nie jestem w stanie pogodzić się z tym, że miał czelność aż tak mnie oszukać (kij ze zdradą - najbardziej boli mnie to że tak bezwiednie mnie okłamywał). Wszystko zrozumiał, przynajmniej tak mi się wydawało. Powiedział, że zrobi wszystko co zechcę. Odpowiedziałam, że na razie naprawdę nie chcę i nie życzę sobie jakiegokolwiek kontaktowania się z nim. Nie wiem jak długo - być może już na zawsze. Na razie nie ma sensu o tym rozmawiać a co więcej naprawiać (pewnie w ogóle nie będzie sensu). Poradziłam mu, by też sobie ochłonął - może chciałby mi coś jeszcze powiedzieć wytłumaczyć kiedyś. BYLE SZCZERZE. Niech się zastanowi w ogóle nad swoimi intencjami - czy są szczere, czy też nie. Czy uważa, że jest w ogóle jakikolwiek sens zawracać mi dalej gitarę. Obiecał, że się dostosuje. Rozmowa była naprawdę krótka, treściwa - a wylałam po niej hektolitry łez i wpadłam w niemałą histerię. Stłumiony ból niestety powrócił.
Aktualnie mija tydzień od rozmowy - stosował się do moich zaleceń idealnie. Dziś zadzwonił z nieznanego numeru. Odebrałam i powiedział mi, że przeprasza za złamanie zakazu, ale musiał usłyszeć mój głos. Powiedział też, że niczego ode mnie nie oczekuje, ale nigdy nie kochał żadnej kobiety tak, jak mnie. Prosił mnie o wybaczenie, ale podkreślił, że wie iż to może być tylko jego pobożne życzenie. Powiedział, że będzie czekał, być może na marne. Powiedział, że z całych sił chciałby wszystko naprawić i jeśli nawet zacznę nowe życie z kimś innym, on nigdy nie przestanie mnie kochać, że jeśli zwrócę się do niego o jakąkolwiek pomoc, to zawsze ją od niego otrzymam itp. - ogólnie dużo rzeczy powiedział, w bardzo piękny sposób (ładniejszy niż ja to relacjonuję), był bardzo wylewny i wydaje mi się (bo teraz wszystko co wychodzi i wyjdzie od niego będzie budzić moje podejrzenia - niestety, takie skutki oszustwa), że był niezwykle szczery, a znam go trochę.
Wysłuchałam jego monologu i rozłączyłam się.
Czy zrobiło to na mnie wrażenie? Szczerze, to nie - nie skaczę z radości, nie rzuciłabym mu się na szyję, nic takiego. Tylko pusto się zastanawiam, czy było to szczere. Kocham go i tęsknię, ale doskonale wiem, że nawet gdybym wróciła i próbowała składać ten rozbity wazon, to narobiłabym sobie tylko krzywdy (przy okazji może i jemu). Nie wyzbyłabym się wspomnień, nie wyzbyłabym się podejrzeń (a co to za związek bez zaufania?). On by miał dość wypominek, mojej kontroli. Uważam, że kurczowo trzymanie się czegoś co i tak przynosi cierpienie jest bezsensowne.
Nie wykluczam jednak, że kiedy upłynie wystarczająco sporo czasu i ukształtuję siebie na nowo (bo taki mam plan i zresztą go powoli realizuję - chcę pracować nad sobą dla samej siebie) a on być może popracuje nad sobą (to zależy od niego), to kiedyś da się między nami cokolwiek ułożyć (ale jestem sceptyczna).
Boli bo kocham i tęsknię. Ale czy to ma sens? Rozum mi mówi, że nie.

28

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Mausu, pozostań przy opcji - rozum. Słuchaj głosu rozsądku i nie marnuj sobie życia. Zdradzał Cię przez tak długi czas, a nawet wtedy, gdy sprawa się wydała, nadal utrzymywał kontakt z tą dziewczyną i jeszcze próbowal obarczać Cię winą. Nie wierz w jego obietnice, nie pozwól sobą manipulować. Przeżywasz teraz ciężki okres, ale niestety, w takich przypadkach potrzeba czasu.
Nie wracaj do niego, bo stracisz kolejne lata, a za jakiś czas, będziesz znowu przeżywać gorycz zawodu i rozstania.
Nie poddawaj się, powodzenia.

29

Odp: Zdradził... nie radzę sobie
Mausu napisał/a:

Co gorsza - tęsknię za nim CHOLERNIE. Najpierw myślałam, że to przyzwyczajenie - w końcu byłam z nim kawał czasu. Niestety - oddzieliłam swoją skłonność do przywiązywania się od emocji i czuję, że dalej go kocham (cholera wie dlaczego?).

Mausu, racjonalizuj proszę.
Równie dobrze mogłabyś teraz np. napisać, że kochasz mojego męża, i nie wiesz dlaczego.
Albo małżonka jakiejś innej Użytkowniczki z forum ...

Mausu napisał/a:

Ucięłam z nim kontakty - nie mam nawet już potrzeby kontaktować się z nim w służbowych celach. Trwa to prawie miesiąc. Przez pierwsze 2 tygodnie miałam spokój - bolało jak cholera, bo on też się nie odzywał - mimo wszystko zabolało mnie to, że mnie olał - co zrobić, taka już durna jestem.
Po dwóch tygodniach on zaczął zabiegać o kontakt. Pisał, dzwonił, kiedy blokowałam - pisał i dzwonił z innych numerów. Kiedy nie odpowiadałam mu na pytania czy u mnie wszystko w porządku, pojawił się u mnie w domu sprawdzić czy żyję. Nie wiem czy to szczere, czy nie (bo w nic mu już nie wierzę). Płakał przede mną nie raz i nie dwa. Tydzień temu odbyłam z nim jedną krótką chociaż treściwą rozmowę. Powiedział, że chce o mnie zawalczyć, na co ja odpowiedziałam, że na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie związku z nim. Nie potrafiłabym mu zaufać, wyzbyć się natrętnych myśli typu 'co on robi kiedy nie jest ze mną?', powiedziałam też, że nie jestem w stanie pogodzić się z tym, że miał czelność aż tak mnie oszukać (kij ze zdradą - najbardziej boli mnie to że tak bezwiednie mnie okłamywał). Wszystko zrozumiał, przynajmniej tak mi się wydawało. Powiedział, że zrobi wszystko co zechcę. Odpowiedziałam, że na razie naprawdę nie chcę i nie życzę sobie jakiegokolwiek kontaktowania się z nim. Nie wiem jak długo - być może już na zawsze. Na razie nie ma sensu o tym rozmawiać a co więcej naprawiać (pewnie w ogóle nie będzie sensu). Poradziłam mu, by też sobie ochłonął - może chciałby mi coś jeszcze powiedzieć wytłumaczyć kiedyś. BYLE SZCZERZE. Niech się zastanowi w ogóle nad swoimi intencjami - czy są szczere, czy też nie. Czy uważa, że jest w ogóle jakikolwiek sens zawracać mi dalej gitarę. Obiecał, że się dostosuje. Rozmowa była naprawdę krótka, treściwa - a wylałam po niej hektolitry łez i wpadłam w niemałą histerię. Stłumiony ból niestety powrócił.
Aktualnie mija tydzień od rozmowy - stosował się do moich zaleceń idealnie. Dziś zadzwonił z nieznanego numeru. Odebrałam i powiedział mi, że przeprasza za złamanie zakazu, ale musiał usłyszeć mój głos.

Czyli nie ucięłaś z nim kontaktów. Mimo swoich wcześniejszych zapewnień, że ten kontakt uciąć chcesz - nie pozostałaś w tym konsekwentna, przekazując mu tym samym informację, że Twoje zarzekania się to tylko Twoje gadanie, a wymagać tego nie będziesz. Że można Ciebie lekceważyć.
Dodatkowo on obiecał, że się do Twoich wymagań dostosuje, a nie dostosował się de facto, ciągle podejmując próby kontaktu. Czyli - absolutnie nie bierze pod uwagę tego, że mógłby zrobić / nie zrobić czegoś o co prosisz, czego sobie nie życzysz.

Mausu napisał/a:

Powiedział też, że niczego ode mnie nie oczekuje, ale nigdy nie kochał żadnej kobiety tak, jak mnie. Prosił mnie o wybaczenie, ale podkreślił, że wie iż to może być tylko jego pobożne życzenie. Powiedział, że będzie czekał, być może na marne. Powiedział, że z całych sił chciałby wszystko naprawić i jeśli nawet zacznę nowe życie z kimś innym, on nigdy nie przestanie mnie kochać, że jeśli zwrócę się do niego o jakąkolwiek pomoc, to zawsze ją od niego otrzymam itp. - ogólnie dużo rzeczy powiedział, w bardzo piękny sposób (ładniejszy niż ja to relacjonuję), był bardzo wylewny i wydaje mi się (bo teraz wszystko co wychodzi i wyjdzie od niego będzie budzić moje podejrzenia - niestety, takie skutki oszustwa), że był niezwykle szczery, a znam go trochę.

Czyny ! Czyny Mausu, a nie słowa !
Ja tez mogę Ci powiedzieć, że Cię kocham nad życie, że padłam teraz na kolana i błagam Cię abyś zechciała być mą po wsze czasy. Będziemy żyły długo i szczęśliwie i miały piątkę uroczych dzieciaków. No i co z tego ?
Pstro.
Bo to jest tylko gadanie, które nie znajduje żadnego odzwierciedlenia w realnym życiu.
I to samo jest z nim. Gadać to sobie można i on z tego korzysta.
Natomiast fakt jego długoterminowego romansu, który nota bene - trwa do teraz, fakt unikania przez niego jakichkolwiek wyjaśnień, rozmów - o które Ty prosisz, świadczy o tym, że jest to wyłącznie czcze gadanie.
O tym, że kocha Cię jak żadną inną mówi facet, który raptem kilka tygodni temu był na urlopie na rajskiej wyspie z inną kobietą.
No litości Mausu ...

Mausu napisał/a:

Wysłuchałam jego monologu i rozłączyłam się.
Czy zrobiło to na mnie wrażenie? Szczerze, to nie - nie skaczę z radości, nie rzuciłabym mu się na szyję, nic takiego. Tylko pusto się zastanawiam, czy było to szczere. Kocham go i tęsknię, ale doskonale wiem, że nawet gdybym wróciła i próbowała składać ten rozbity wazon, to narobiłabym sobie tylko krzywdy (przy okazji może i jemu). Nie wyzbyłabym się wspomnień, nie wyzbyłabym się podejrzeń (a co to za związek bez zaufania?). On by miał dość wypominek, mojej kontroli. Uważam, że kurczowo trzymanie się czegoś co i tak przynosi cierpienie jest bezsensowne.
Nie wykluczam jednak, że kiedy upłynie wystarczająco sporo czasu i ukształtuję siebie na nowo (bo taki mam plan i zresztą go powoli realizuję - chcę pracować nad sobą dla samej siebie) a on być może popracuje nad sobą (to zależy od niego), to kiedyś da się między nami cokolwiek ułożyć (ale jestem sceptyczna).
Boli bo kocham i tęsknię. Ale czy to ma sens? Rozum mi mówi, że nie.

I słusznie Ci rozum podpowiada. Z taką postawą Twojego ex, to nie ma najmniejszego sensu.

30

Odp: Zdradził... nie radzę sobie

Ja akurat za samą zdradę dałabym szansę.
Ale bardzo blokowałyby mnie te tchórzliwe i kłamliwe zachowania, gdy już wszystko wyszło na jaw. To, że wciąż zaprzeczał, uciekał przed tym. To, że wtedy nie powiedział od razu: tak, to prawda, tylko zrzucał wszystko na Ciebie i Twoją chorobliwą zazdrość.

Zawsze uważałam że człowiekowi należy się JEDNA szansa. Jedna jedyna. Druga nie. Bo ktoś zawsze może zbłądzić.
Sama znam naprawdę super małżeństwo w którym dawno (kilkanaście lat) temu  był romans i to dłuższy niż u Was, bo 3-letni. Tam było wybaczenie i to małżeństwo do dziś jest szczęśliwe - tak naprawdę szczęśliwe, oboje twierdzą że podjęli wtedy decyzję najlepszą z możliwych i dobrze że się nie rozstali. Mają dziecko, widać po nich że naprawdę się kochają.

Sama nie wiem. Nie chcę Ci źle doradzać. Jeśli jednak czujesz że nie chcesz wybaczać, to trzymaj się swojej decyzji.

Posty [ 30 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Zdradził... nie radzę sobie

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024