Witajcie
Wszystko wydarzyło sie w tym roku na początku maja. Byłam w cudownym wydawałoby sie związku z mężczyzną. Prawie 10 lat razem. Wspólne życie, pracujemy razem... Psuło się między nami jakies 1,5 roku. Czułam od samego początku, że mnie zdradza. Stałam sie dla niego chłodna, ale trwałam w tym, bo kochałam go ogromnie. Żyłam złudzeniem. Nadal kocham. Prosiłam nie raz, nie dwa by sie przyznał. Zawsze kończyło się awanturą i wpieraniem mi chorobliwej zazdrości. Miałam parę drobnych dowodów, które pozwoliły mi szybko dojść kim jest ta kobieta. Nie miała pojęcia o moim istnieniu. Obie przeżyłyśmy szok. Zaaranżowałyśmy spotkanie na mieście. Umówił sie z nią na obiad. Kiedy sobie pięknie gruchali ja sie dosiadłam. Nie uwierzycie - zagrał głupa, udawał, że nie wie o co chodzi po czym stchórzył i odjechał samochodem. Potem oczywiście wmawiał mi że to przeze mnie bo potrzebował więcej miłości (z ręką na sercu wam mowię, że stałam sie zimna dopiero kiedy poczułam że jest nieuczciwy). Po jakimś miesiącu dopiero przyznał, że postąpił jak ostatni śmieć na ziemi. Prosi mnie o wybaczenie, mówi że zrobi dla mnie wszystko. Że ludzie wybaczają sobie gorsze rzeczy itp. Minęły juz 3 miesiące od naszego rozstania. Mieszkamy osobno, ale dalej pracujemy razem. Jest mi bardzo cieżko udawać że juz mi na nim nie zależy. Ale kocham go cholernie mocno i tęsknie. Ból jest podwójny bo mimo miłości nie jestem w stanie do niego wrócić. Darowałabym mu skok w bok. Darowałabym mu wiele rzeczy. Ale nie to. Gorszy od romansu jest fakt że miał czelność mnie taki długi czas okłamywać. Kiedy ja jeździłam do mojej mamy by sie nią zająć w chorobie, to on przyjmował w domu ją. Takich przykładów jest mnóstwo... Mam za dużo godności i szacunku do samej siebie, by po takim długotrwałym kłamstwie wrócić. Zresztą, czy byłoby do czego wracać? Nie potrafiłabym juz mu zaufać. Nie uwierzyłabym juz nawet kiedy rano wychodziłby z domu niby po pieczywo albo na jogging. Myśli o kłamstwach by mnie zżerały. Dużo też myśle o tym jaka ona była dla niego. I w czym była lepsza ode mnie. Jestem strasznie zdołowana. Nie widzę sensu w zyciu. Codziennie wyję do poduszki. Za rok planuje odejść z pracy i wyjechac za granicę. Nie wiem jak wytrzymam jeszcze rok w jego towarzystwie. On ciagle dzwoni, jak blokuje numer to dzwoni z kolejnego. Wydzwania po mojej rodzinie i znajomych spytać jak ja sie czuje. Próbuje nawiązać rozmowę w pracy, ale ja uciekam. Próbowałam oczywiście z nim rozmawiać, ale on nie ma w sobie w ogole szczerej skruchy na temat tego co zrobił. Powiedział mi też że wyolbrzymiam wszystko. Że nigdy jej nie powiedział że ją kocha, nigdy sie z nią namiętnie nie całował (jakby to miało mnie pocieszyć). Jeszcze w wielu kwestiach kłamał. Np. Twierdził, że mówił jej o mnie, ale ona mu sie narzucała, nie mógł sie od niej odczepić itp. Po prostu żenada. Nie widzę w nim też szczerej chęci do naprawy i walki o mnie. Jedyne co to pisze i dzwoni. Coraz rzadziej w ciągu dnia. Ból jest straszny. Ja wciąż go kocham. Najmocniej na swiecie. Ale nie mam zamiaru wracać do niego. Nie po czymś takim. Po tak perfidnym okłamywaniu mnie. Najgorsze są wieczory. Od 3 miesiecy śpię bardzo mało. Dół z dnia na dzien coraz mocniej mnie dobija. Aktualnie jestem na zwolnieniu lekarskim od psychiatry. Nie radzę sobie kompletnie. Nie wiem gdzie szukać pomocy. Rodzina wie tylko tyle ze sie rozeszliśmy, ale nie wie z jakiego powodu. To samo moi znajomi. Prawde zna tylko moja przyjaciółka mieszkająca w Londynie. Rozmawiam z nią przez skype. Wspiera mnie. Ale tak naprawdę jestem z tym wszystkim totalnie sama. Może tutaj ktoś mi doradzi co mam zrobić.... z góry dziękuje za każdą odpowiedź.