Bogaci mężowie... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Bogaci mężowie...

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 59 ]

Temat: Bogaci mężowie...

Witam,
dopadły mnie dzisiaj złe myśli i chciałabym wyżalić się tutaj na forum oraz zapytać czy może któraś z Was czuła się kiedyś podobnie.

Mnie to uczucie dopada okazjonalnie, zazwyczaj gdy zaczynam porównywać swoje życie z życiem innych kobiet. Czasem mam wrażenie, że moje marzenia się spełniają - tyle, że innym osobom... Mój dzisiejszy stan został wyzwolony przez odejście z pracy mojej koleżanki, żadnej tam bliskiej, zwykłej znajomej. Tyle że: jest ona mężatką, ma kilkuletniego synka. Decyzję o odejściu z pracy i wyprowadzce do innego miasta podjęła niemal bez zastanowienia, mówi, ot tak. JA też planuję odejść z pracy i planuję i znów planuję i oszczędzam pieniądze i jeszcze trochę więcej... Nie znoszę swojej pracy, ale nie mogę się zdobyć, by odejść. Ta moja koleżanka, Kasia, odeszła, bo jej mąż zarabia na tyle, że Kasia nie musi się martwić o swoje finanse zanim znajdzie nową pracę. I tu mnie boli, bo ja muszę. Ja i mój partner nie zarabiamy za dużo, tak raczej średnio. Mieszkamy w Londynie w wynajętym pokoju, oszczędzamy każdy grosz. Chcemy wynająć coś swojego. Wynająć - bo o kupnie nie ma mowy (przy obecnych cenach w Londynie), chyba, że moglibyśmy się przeprowadzić...

Kocham mojego partnera, rozumiemy się jak z nikim innym, on mnie zna lepiej niż ktokolwiek, akceptuje mnie taką jaka jestem. To pierwsza i jedyna taka osoba w moim życiu. On mnie też kocha, troszczy się o mnie. Tyle, że czasem dopadają mnie takie okropne myśli... że czemu nie znalazłam sobie faceta z lepszą sytuacją finansową. Jak się zastanowię, to większość kobiet, które znam powychodziło za mąż za facetów dobrze sytuowanych. Na teraz, na szybko mogę wymienić co najmniej 5. Wszystkie mają własne domy/mieszkania zakupione przez tych facetów. Mają dzieci, więc pracują part time i mimo wszystko są dobrze sytuowane.

Ja w tej sytuacji czuję się zdana na siebie. Jeśli podejmę decyzję o odejściu z pracy, to będę zdana na swoje oszczędności, bo on za długo nas razem nie utrzyma. Niemal tak, jakbym była sama. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mam marzeń o siedzeniu w domu na tyłku, a żeby partner mnie utrzymywał. Ja chciałabym mieć oparcie finansowe. Na jakiś czas. Tak, żeby mi było łatwiej, a teraz czuje jakbym się męczyła, jakbym ze wszystkim miała pod górę. Żeby decyzja o zmianie pracy nie wiązała się z takim ryzykiem...

Nawet na tym forum bywały tematy, gdzie kobiety skarżyły się na różnice w zarobkach, pytały jak to uczciwie podzielić itp. A w tej chwili bardzo bym chciała być w takiej sytuacji. Wychodzi na to, że te wszystkie moje znajome "Kasie" mają to, co ja tylko chciałabym mieć i mają to dzięki lepiej sytuowanym partnerom, a właściwie mężom. Tak, jakby kobiety chętniej wychodziły za mąż, jeśli partner jest lepiej sytuowany. Sama jednak wiem, że nie mogłabym być z kimś tylko dla pieniędzy, że nie mogłabym się dostosować do kogoś, kogo nie kocham, udawać kogoś kim nie jestem. Kocham mojego partnera, jestem z nim szczęśliwa, tylko czasem mam takie okropne myśli.

Trochę to chaotyczne, ale wpadłam w dołek, może Wy dacie radę wyciągnąć z tego jakiś sens. Jak jest u Was w związkach z finansami?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Bogaci mężowie...

Kochana ja powiem tak - pieniądze dzisiaj są a jutro może ich nie być.Tak samo z pracą.Ważne są uczucia i dążenia do celu.
W moim związku było zawsze tak, że ja byłam bez kasy a mój mąż szastał nią na prawo i lewo nawet kosztem dzieci.Ciesz się, że masz dobrego partnera,a pieniądze przyjdą z czasem.Takie Kasie nie przeszły ze swoimi mężami od niczego do czegoś, a nic tak nie wiąże jak wspólne pokonywanie przeszkód życiowych.One poszły na gotowe, na pewno wygodniej, ale czy lepiej?Zastanów się.

3

Odp: Bogaci mężowie...

romantyczka jak widzę
każda nudna i biedna kura domowa marzy o księciu, lubi porównywać, nie zadowala się byle czym
każda nastolatka maży o kcięciu, teraz greyu
każda starsza pani ma problem bo zmarnowała sobie życie, albo mąż jej zmarnował bo nie był taki jak z marzeń

jesteś kobietą dla której uczucia niewiele znaczą, idą na łatwiznę i wygode
coraz więcej takich
żal jak się czyta

jednym słowem miłość bez pieniędzy nie istnieje
pogoń za luksusem wygrywa

czy są zadowoleni, szczęśliwi, wierni
nie ważne, ważne że bogaci

a pozniej coraz więcej wytykania wad, a bo koleżanka przystojniejszego miała, a bo to, tamto
i tak sie związek konczy, bo sie kobieta męczy smile

Odp: Bogaci mężowie...

CatLaydy zachęcam do przeczytania mojego posta,jestem taka dziewczyną,tego właśnie sytuowanego faceta.Przeczytaj i będziesz mieć obraz sytuacji jak część takich bajek od środka wygląda.A te dziewczyny które wybierają bogatych,hm,tak jest,lale mają to we krwi.Jak jest wybór to wybierają  z bogatych

5

Odp: Bogaci mężowie...

Dzięki za odpowiedzi.

Palwrotki

to nie do końca tak. Ja napisałam, że kocham swojego partnera, on jest mi bliższy niż ktokolwiek kiedykolwiek był. Ja nie jestem łatwą w obyciu osobą, ani otwartą, a przy nim mogę być sobą bez obaw, że on tego nie zaakceptuje. Nie zamieniłabym tej pewności na nic.

Napisałam tego posta, bo się zdołowałam, chciałam porównać swoje doświadczenia z innymi, tyle.

6

Odp: Bogaci mężowie...

Ale tak to możesz się dołować z każdego powodu. Niska samoocena?

7

Odp: Bogaci mężowie...

Trochę tak... niestety. A i tak jest lepiej niż było dawniej. sad

8

Odp: Bogaci mężowie...

Pieniądze szczęścia nie dają, ale bardzo ułatwiają życie.
Ja przez wiele lat byłam z mężczyzną, który zarabiał bardzo dobrze, dawał mi poczucie bezpieczeństwa finansowego a jednak rozstałam się z nim, bo drogie przedmioty nie wypełnią pustki związanej z brakiem bliskości w związku.
Mieszkałam przez dwa lata w Londynie więc wiem,iż tam sytuacja na rynku pracy jest bardzo dynamiczna więc wasz status finansowy może się zmienić na lepsze, a miłość i prawdziwe poczucie bliskości z drugim człowiekiem jest czymś bezcennym smile

9

Odp: Bogaci mężowie...

- Dlaczego nie poszukasz nowej pracy już teraz - zanim odejdziesz z obecnej? Czemu nie chcesz płynnie zmienić pracy tak, by odejść z jednej do drugiej?
- Czemu żałujesz, że nie wyszłaś za lepiej sytuowanego faceta, zamiast żałować, że nie zadbałaś bardziej o swoją własną sytuację zawodowo-finansową?

Można usiąść na pupie i roztrząsać "błędy przeszłości", a można też wziąć przyszłość (i teraźniejszość) w swoje ręce i coś zmienić. Trzeba tylko (aż?) chcieć.

10

Odp: Bogaci mężowie...

Takie rzeczy to tak naprawde ruletka. Są małżenstwa uboższe i kochające, uboższe i beznadziejne, bogate i kochające, bogate i beznadziejne. Są "lale", które wychodzą za faceta tylko dla pieniędzy, i sa normalne kobiety, które po prostu sie w takim zakochały, chyba im wolno? Tak samo bogaci panowie - jedni biorą taką jako "trofeum", bo mogą sobie pozwolić, inni kochają szczerze swoje zony i są wspaniałymi męzami.

Nie powiem Ci, dlaczego akurat Tobie przypadło w udziale tak. Ale możesz sie zastanowić: czy zamieniłabys swojego męża na bogatszego, kimkolwiek by on nie był? Czy gdybys miala wybor, wybrałabys teraz inaczej? Bo jesli nie, to nie ma czego roztrząsać, każdy ma swoją drogę. A żeby dorównać "Kasiom", pomyslcie po prostu, jak poprawić swoją sytuację...

11

Odp: Bogaci mężowie...
CatLady napisał/a:

Tyle, że czasem dopadają mnie takie okropne myśli... że czemu nie znalazłam sobie faceta z lepszą sytuacją finansową.

Jego pewnie też czasem dopadają takie okropne myśli... że czemu nie znalazł sobie kobiety z lepszą sytuacją finansową big_smile

12

Odp: Bogaci mężowie...

Ja od kiedy pracuję w miejscu gdzie przewijają się na prawdę bogaci i znaczący ludzie też zaczełam mieć takie myśli, porównywac siebie i męża do innych, zaczeło mi przeszkadzać najpierw że ja więcej zarabiam a potem to że on mało zarabia, odebrało mi to po części radość z małżenstwa, stałam się marudna, wypominam wiele rzeczy.Najpierw takie mysli nachodzily mnie momentami tak jak piszesz a teraz to juz codziennie ale uwazam ze to nie powod aby zakonczyc malzenstwo jednak boje sie co by sie stalo jakby na serio zainteresowal sie mnie ktos z takiej "górnej półki", serio nie wiem co bym wtedy zrobiła i tak wiem jak to brzmi...

13

Odp: Bogaci mężowie...

CatLady, a dlaczego mieszkacie w Londynie? Przeciez to szalenstwo! Pomijajac fakt, ze ja w ogole nie znosze wielkich miast, to jest taniej wynajac cos w okolicach Reading, a i tez lepiej tam cos kupic, i dojezdzac do pracy w stolicy.

A w temacie, to nie mam takich zajawek, ze chcialabym byc z kims bogatszym. Moj Mis dobrze zarabia, ja zarabiam przyzwoicie. Mamy wlasny dom, ktory moze nie jest top wypas ale w racjonalnych granicach wygody. Mamy szanse kupic lepszy za dwa lata, kiedy cena nieruchomosci wzrosnie. Jezeli kiedykolwiek myslalam o wiekszej ilosci hajsu, to zastanawialam sie jak moge sama go zarobic. Nie mam zwyczaju traktowania partnera jak bankomatu.

14 Ostatnio edytowany przez palwrotki (2015-05-13 22:21:44)

Odp: Bogaci mężowie...
Beyondblackie napisał/a:

CatLady, a dlaczego mieszkacie w Londynie? Przeciez to szalenstwo! Pomijajac fakt, ze ja w ogole nie znosze wielkich miast, to jest taniej wynajac cos w okolicach Reading, a i tez lepiej tam cos kupic, i dojezdzac do pracy w stolicy.

A w temacie, to nie mam takich zajawek, ze chcialabym byc z kims bogatszym. Moj Mis dobrze zarabia, ja zarabiam przyzwoicie. Mamy wlasny dom, ktory moze nie jest top wypas ale w racjonalnych granicach wygody. Mamy szanse kupic lepszy za dwa lata, kiedy cena nieruchomosci wzrosnie. Jezeli kiedykolwiek myslalam o wiekszej ilosci hajsu, to zastanawialam sie jak moge sama go zarobic. Nie mam zwyczaju traktowania partnera jak bankomatu.

Moze właśnie dlatego że on dobrze zarabia i ty mniej od niego? Typowy, wygodny układzik gdzie facet oferuje więcej. Zaraz ci będą zazdrościć.

Tegan napisał/a:

zaczeło mi przeszkadzać najpierw że ja więcej zarabiam a potem to że on mało zarabia, odebrało mi to po części radość z małżenstwa, stałam się marudna, wypominam wiele rzeczy.

może właśnie dlatego cie zostawił. Po co komu zbędny mebel w domu?

Tegan napisał/a:

Najpierw takie mysli nachodzily mnie momentami tak jak piszesz a teraz to juz codziennie ale uwazam ze to nie powod aby zakonczyc malzenstwo jednak boje sie co by sie stalo jakby na serio zainteresowal sie mnie ktos z takiej "górnej półki", serio nie wiem co bym wtedy zrobiła i tak wiem jak to brzmi...

Z jednej strony psizesz że to nie powód, ale i tak wypominasz, marudzisz.
Z drugiej jakby sie tak bogaty tobą zainteresował... ale nie zainteresował więc nie masz powodu by konczyc malzenstwa. Po co być samą?

Czyli byś odeszła. Pojawi się bogatszy, wygodniejszy, a jednocześnie bedzie wam w miare dobrze dogadywało i to równa się koniec wielkiej miłości do poprzedniego.

Jak nie w domu prostytutka, to w burdelu. Wnętrze portfela najważniejsze, wygląd smile tylko jedne korzystają z uroku, drugie go nie mają.

Chwała tym które mają urok, mają opcje bogatych, a wybierają uczucia.

15

Odp: Bogaci mężowie...

palwrotki mnie mąż nie zostawił chyba z kimś mnie mylisz, odeszłabym gdybym poznała kogoś kto potrafiłby mi okazywać uczucia a jakby do tego był ogarnięty finansowo to tylko plus. Niestety każdy chce mieć fajne życie a jak związek się pieprzy i tylko jedna strona chce to naprawiać to różne myśli się ma.

16

Odp: Bogaci mężowie...

Ja nigdy bogata nie byłam. Miłości szukałam długo. Znalazłam. I jestem pewna,że to dzięki niej jestem szczęśliwsza. Nie mamy pieniędzy. Raczej częściej ich nam brakuje. Ja i mój TŻ jesteśmy już dojrzałymi ludźmi. Oboje też chorujemy i musimy brać leki. Dbamy o siebie,cieszymy się chwilą,każdym dniem. Nie muszę mieć willi z basenem,ani domu z ogrodem. Wystarczy,że umiem docenić to,co mam. I że On jest obok smile

17

Odp: Bogaci mężowie...

Pieniądze w małżeństwie nie są najważniejsze, ale są ważne - każdy, kto twierdzi inaczej, tak naprawdę się oszukuje. Powód jest prosty - pieniądze są podstawą godnego życia, a ono z kolei jest podstawą do założenia rodziny. Ktoś, kto pracuje za minimalną i ledwo starcza mu od pierwszego do pierwszego, nie żyje godnie - on wegetuje. A prawda jest taka, że w Polsce wielu ludzi jest do tego wegetowania zmuszana, co w naturalny sposób skutkuje bardzo niską dzietnością i późnym zakładaniem rodziny.

Jestem trochę staroświecka, ale osobiście wydaje mi się, że to mężczyzna powinien w większej mierze zatroszczyć się o dobro materialne swojej rodziny. Dlatego raczej nie byłabym w stanie związać się z facetem pracującym za 1000 zł i nie mierzącym wyżej.

18

Odp: Bogaci mężowie...

Zgadzam się całkowicie z 5025. Ja pieniądze zarabiać umiem i zawsze dobrze sobie radziłam, nawet oboje bym utrzymała, ale biedaka po prostu bym go nie szanowała i nie traktowała jako równorzędnego partnera. Za to mój mąż nie jest bardzo zamożny (a nawet mniej, niż kiedykolwiek zakładałam, że zaakceptuję), a nie zamieniłabym go na żadnego innego smile A pewnie bym mogła, bo od lat pracuję w znanym i zamożnym środowisku, wiec może ktoś by się znalazł, jak nie teraz to kiedyś, a ja głupia nawet się nie rozglądałam smile

19

Odp: Bogaci mężowie...

Witam smile
mam pewien problem i postanowiłam się skonsultować, bo już nie wiem, czy przesadzam, czy co?

Jestem w związku ponad 5 lat, mieszkamy razem. Zawsze dzieliliśmy się wydatkami na pół - mniej więcej, nigdy nie liczyliśmy się co do funta. Czynsz na pół, zakupy raz ja raz on, wychodziło po równo.

Od stycznia nie pracuję, chodzę do szkoły i żyję z oszczędności, nie narzekam. Mój partner też postanowił zmienić pracę i trudno go winić, tam gdzie pracował było okropnie. Jednym słowem, oboje jesteśmy bezrobotni smile i mniej więcej od tego czasu zrobił się smród.

Przytoczę dwie sytuację.
Pierwsza, od której wszystko się zaczęło: robiliśmy niewielkie zakupy spożywcze, wyszło tego £13. Płacił mój partner. Nie zdążyliśmy jeszcze odejść od kasy, gdy on dość ostrym tonem powiedział "masz mi oddać 6 funtów". Ja wielkie oczy, bo jeszcze czegoś takiego nie słyszałam... Wróciliśmy do domu, dałam mu kasę, ale wybuchła spora awantura. On wrzeszczał, że ja tam stałam i czekałam aż on zapłaci i nie zaproponowałam. Ja na to, że co, miałam go odepchnąć od kasy siłą? Krzyczał dalej, na co ja jemu wytknęłam, że ja kupuję sporo rzeczy, których on nie kupił nigdy, np środki czyszczące, proszek do prania, czy np herbatę - on jak robi zakupy to tylko to, czego akurat potrzebuje, by ugotować obiad. Nie pamiętam, kiedy ostatnio kupił sobie pastę do zębów. Traf chciał, że dzień wcześniej zrobiłam spore zakupy owej chemii, ale nie domagałam się zwrotu i mu to powiedziałam: w takim razie oddaj połowę za chemię. Wyszedł z tego jakiś teatr, bo ja jemu 6 funtów, on mi 4, już sama nie wiem. Doszło do tego, że przepychaliśmy sobie z ręki do ręki banknot 5 funtowy. Do tej pory się nie zdarzało, byśmy kłócili się o takie sumy. Żałosne.

Sytuacja druga - z ostatniego weekendu. Wyszliśmy do pubu na lunch, stawiałam ja. Wyszło 20 funtów. On chciał od razu oddać połowę, ale miał przy sobie tylko 5, więc powiedział, że odda drugie 5 w domu. Poszliśmy do domu, ja się o tę 5-kę nie upominałam, potem w niedzielę on kupił coś w sklepie na lunch, więc jesteśmy kwita. Dzisiaj - poniedziałek - ja kupiłam w sklepie jakieś owoce, jogurty, bułki, wyszło tego ok 6 funtów, on robił zakupy na obiad, wydał ok 20, jak twierdzi. I znów upomina się o oddanie mu połowy tego, na co ja, że ja też zakupy zrobiłam i że 5 z pubu mi wisiał. Nawet jeśli wydał więcej, to mówimy o różnicy 3-5 funtów. Absurd jakiś.

Patrzę na niego i myślę: jakie to żałosne i żenujące. Ja o 5 funtów ręki nie wyciągam, a on o to samo potrafił zacząć awanturę jeszcze w sklepie. Albo raz ja zapłaciłam, a on od razu, jeszcze przy kasie oddał mi połowę - też głupio się poczułam, bo liczymy się jak przysłowiowi Żydzi i co kasjerka sobie pomyślała, jak to wygląda. Nie mam nic do rozliczania po połowie, ale nie w ten sposób, nie jeszcze przy kasie i nie co do funta. Jak pisałam, zawsze dzieliliśmy się wydatkami mniej więcej na pół, ale bez chorobliwego rozliczania. Nie żeruję na nim, mam swoją kasę i on swoją też ma.

Nie wiem, co mu odbiło. Obawiam się, że problem z kasą jest oznaką głębszych problemów w związku, bo przez jakiś czas nie grało między nami.

Nie wiem, jak to podejść, jak to rozwiązać. Myśleliśmy o otworzeniu wspólnego konta, na które każde z nas przelewałoby określoną sumę i byłoby to na domowe wydatki, ale teraz to już sama nie wiem, czy w ogóle chcę... Mam jakiś taki niesmak do niego.

20

Odp: Bogaci mężowie...

Jakoś tak wygląda, że problem z kasą może być trudniejszy do zniesienie dla Niego niż dla Ciebie.
A nie moglibyście zrobić zrzutki na tydzień po połowie i z takiej wspólnej zrzutki robić wspólne zakupy - jak się skończy kasa to dorzutka ?
Bo te sytuacje to faktycznie nie za fajne...

21

Odp: Bogaci mężowie...

Dzięki za odp., ale nie masz wrażenia, że to jakieś niemęskie jest?

Ja naprawdę nie oczekuję, nigdy nie oczekiwałam, od faceta, by mnie utrzymywał, ale żeby wykłócać się o takie sumy i to w taki sposób? Gdyby w tej pierwszej sytuacji chociaż poczekał, aż do domu dojdziemy, to już inaczej by to wygladało...

22

Odp: Bogaci mężowie...

Dla mnie coś takiego jest okropne. Serio.
Gdyby mój facet tak się zachowywał, to bym się poważnie zastanowiła nad przyszłością związku.

Może pogadajcie o tym szczerze? Może on ciężko znosi fakt, że jest bez pracy?

23

Odp: Bogaci mężowie...

5 lat razem i taki cyrk? Przykre strasznie, z drugiej strony może on si boi tego braku pracy i mu odbija?

24

Odp: Bogaci mężowie...

Po 5 latach??
Dla mnie nie do pomyślenia.
To jesteście rodziną czy współlokatorami? Choć sorry, że współlokatorami też się nie liczyłam nigdy co do grosza - raz kumpela kupowała raz ja i było sprawiedliwie.

25

Odp: Bogaci mężowie...
Cyngli napisał/a:

Dla mnie coś takiego jest okropne. Serio.
Gdyby mój facet tak się zachowywał, to bym się poważnie zastanowiła nad przyszłością związku.

Może pogadajcie o tym szczerze? Może on ciężko znosi fakt, że jest bez pracy?

zgadzam się z Tobą.

Wiesz co, gdyby to chodziło o kwoty rzędu 50, 100 funtów za grubsze zakupy rozumiałabym te Wasze umowę składania się 50/50 jednak CatLady, sama widzisz że tu walka zaczyna się o kilka zielonych- masz prawo czuć dyskomfort i zażenowanie.

Jeśli mogę spytać - jak długo zamierzasz jeszcze pozostać bez pracy ? Chodzi mi o to, na jak długo obliczałaś sobie będą wystarczające Twoje oszczędności ?

26

Odp: Bogaci mężowie...
CatLady napisał/a:

Dzięki za odp., ale nie masz wrażenia, że to jakieś niemęskie jest?

Ja naprawdę nie oczekuję, nigdy nie oczekiwałam, od faceta, by mnie utrzymywał, ale żeby wykłócać się o takie sumy i to w taki sposób? Gdyby w tej pierwszej sytuacji chociaż poczekał, aż do domu dojdziemy, to już inaczej by to wygladało...

No mam takie wrażenie, ale tez nie wiem ile On dla Ciebie znaczy, no i nie wiem nic o Nim - może akurat ten temat jest jakiś specyficzny (no w sumie to niedobrze że taki temat u faceta jest aż tak drażliwy) a On nadrabia innymi cechami.
No cóż powiem szczerze - mnie takie zachowania mocno wkurzają, byłoby mi ciężko to znosić, choćbym nie wiem jak starała się zrozumieć i być wyrozumiałą bo jest ku temu powód.

27

Odp: Bogaci mężowie...
CatLady napisał/a:

Dzięki za odp., ale nie masz wrażenia, że to jakieś niemęskie jest?

Ja naprawdę nie oczekuję, nigdy nie oczekiwałam, od faceta, by mnie utrzymywał, ale żeby wykłócać się o takie sumy i to w taki sposób? Gdyby w tej pierwszej sytuacji chociaż poczekał, aż do domu dojdziemy, to już inaczej by to wygladało...

1. Co ma męskość do pieniędzy? Chyba jednak kobiety widzą troszkę mężczyzn przez pryzmat pieniędzy, niestety przynajmniej Ty
2. Nie oczekujesz to mu to powiedz czym prędzej! To załagodzi sytuacje.
3. Być może wybuchł nie od tak, tylko po którymś razie a ty tego nie zauważyłaś jak on musi wydawać ciągle lub wydaje mu się, że wydaje ciągle a Ty nie (bo tego nie widzi - to mu pokaż)?



zarcik:
Darował ci pół funta big_smile

28

Odp: Bogaci mężowie...

Ja sam nie popieram rozliczania sie o każdą złotówkę. Raz płacisz Ty raz on nie ważne ile jest do zapłacenia.
Musisz się zastanowić nad sensem zwiazku.
Ja miałem takiego kolege co zawsze się do grosza rozliczal. Był skąpy co było widać na wszystkim wiecznie oszczędzal. Jak się ożenił to zona nie mogła wody spuszczac w toalecie bo będą oszczędzać, a naczynia trzeba było myć na raz bo woda nie mogła lecieć:)
5 lat to kupa czas i myślę że kłótnia o parę centów jest poniżej Twojej i jego godności.
Trzeba się zastanowić co będzie jak np będziesz  w ciąży. Będziesz żyć ze swoich oszczędności i dokładać polowke do wszystkiego?????
Nie sądze żeby ten facet traktował Cię poważnie.

29

Odp: Bogaci mężowie...

Rzeczywiście sytuacje te mogą wywołać co najmniej niesmak... Bo rozmawiać o pieniądzach w związku można i trzeba, ale trzeba też umieć to robić. Do tej pory panowały zasady mniej więcej po równo z oddzielnych kont. Raz Ty zakupy, raz on. Rozumiem, że bez wcześniejszych konsultacji on postanowił zmienić zasady przy kasie i domagał się dzielenia na pół w momencie zapłaty za coś, bądź krótko po. Szkoda tylko, że o zmianie nie poinformował Cię, liczył na Twoją kryształową kulę, a ta jak na złość tym razem nie zadziałała wink i z tego powodu zrobił awanturę. Sposób w jaki podszedł do załatwienia tej sprawy sprawił, że z butów zaczęła z lekka słoma wystawać, a w powietrzu zaczął się unosić zapach cebuli i buraka... O ile może i dojdzie do powstania nowego kontraktu dot. pieniędzy w związku, o tyle wspomnienie słomy i zapachów tak łatwo nie zniknie, a za każdym razem gdy jego sytuacja finansowa ulegnie zachwianiu Ty będziesz się zastanawiać czy w jego oczach nadal jesteś partnerką, czy też znowu przemieniłaś się w pasożyta wink Bo stąd się bierze agresywne załatwianie sprawy: w portfelu licho, pasożyt ciągnie kasę, a on walczy o przetrwanie w tej dżungli wink On postrzega Ciebie teraz jako pasożyta, a Ty jego po tym zachowaniu jako buraka, no i to nie są podstawy do ugodowego załatwienia sprawy.
Jeżeli nie stawiasz krzyżyka na tym związku to musisz się wykazać cierpliwością i wznieść się ponad wspomniane wyżej postrzeganie. Zastanów się jaki system dzielenia wydatków odpowiadałby Tobie. Zaproponuj go, porozmawiajcie o tym. Obecny system odpada, bo rodzi jedynie dodatkowe konflikty i prowadzi właśnie do wspomnianego wyżej postrzegania... Jak dla mnie rozwiązaniem by było wspólne konto na wspólne wydatki, a oprócz tego wasze osobne konta. Nie pchałabym się na Twoim miejscu w jedno wspólne konto z nim na które przelewałabym całość wypłaty. Teraz macie mniej więcej podobną sytuację finansową, więc jest to sensowne rozwiązanie. Sprawy finansowe jednak będą raczej musiały ponownie zostać ustalone, gdy Twoja, bądź jego syt. finansowa ulegnie zmianie. Po prostu nie wychodź z założenia, że raz ustalona rzecz pozostaje niezmienna na wieki, wieków... Ale właśnie o potrzebie zmian trzeba rozmawiać bez pretensji, a nie strzelać fochy i robić awantury.
Ponadto pisałaś, że to jeden z problemów. Warto byłoby przyjrzeć się całości i nie rozpatrywać kwestii pieniędzy w oderwaniu, bo zapewne wszystko ze sobą się łączy.

30

Odp: Bogaci mężowie...

@Cyngli i Małpa69 Też o tym myślałam - że po prostu odwala mu, bo jest bez pracy, biorę to pod uwagę.
@Random further - ten temat jest specyficzny, bo on ma ciągoty do skąpstwa. Jak to mówią głębokie kieszenie i krótkie ręce big_smile nadrabia innymi cechami, ale te jego nagłe wybuchy mnie wytrąciły z równowagi.
@Romek - męskość ma to do pieniedzy, że takie zachowania jak opisałam są burackie - nie chodzi o sam fakt dzielenia się, ale o to, że muszę to robić natychmiast. Nie sądzę, że to on wydaje ciągle, bo jak pisałam ja kupuję sporo rzeczy, o których on nie myśli, ja też robię zakupy. Poza tym awantura nie jest jak ktoś pisał o 100, czy o 50 tylko o 5. A to dobrze nie wygląda.

@Klio - jak zawsze w punkt i rozsądnie. Nie mam nic przeciwko podziałowi wydatków, tylko sposób jego komunikacji mi się nie podobał. I właśnie czuję się jak pasożyt - albo też zastanawiam się, na ile mogę na nim polegać. W życiu są różne sytuacje, teraz moje bezrobocie jest zaplanowane, mam oszczędności, ale nie zawsze tak musi być. Czy jeśli kiedyś zostanę bez pracy i kasy, to będę się musiała prosić o pieniądze n jedzenie i środki czystości? Tego się boję. Muszę też przyznać, że ja mam problem z pieniędzmi wyniesiony z domu. Jak byłam nastolatką, nigdy nie dostawałam kieszonkowego, jak na coś potrzebowałam, to musiałam powiedzieć na co, moja matka zawsze używała pieniędzy jako kontroli, a ja się musiałam prosić. Więc teraz takie zachowanie mnie niepokoi.

Chyba zdecydujemy się na to wspólne konto, na które będziemy przelewać po równo i z tego będzie szło na wydatki.

Tyle, że pytanie pozostaje nadal - na ile on jest pewny i na ile mogę na niego liczyć.

Dzięki wszystkim za odpowiedzi smile

31

Odp: Bogaci mężowie...
CatLady napisał/a:

W życiu są różne sytuacje, teraz moje bezrobocie jest zaplanowane, mam oszczędności, ale nie zawsze tak musi być. Czy jeśli kiedyś zostanę bez pracy i kasy, to będę się musiała prosić o pieniądze n jedzenie i środki czystości? Tego się boję. Muszę też przyznać, że ja mam problem z pieniędzmi wyniesiony z domu. Jak byłam nastolatką, nigdy nie dostawałam kieszonkowego, jak na coś potrzebowałam, to musiałam powiedzieć na co, moja matka zawsze używała pieniędzy jako kontroli, a ja się musiałam prosić. Więc teraz takie zachowanie mnie niepokoi.

Z tego co piszesz i biorąc pod uwagę obecną sytuację, to takie zagrożenie jest jak najbardziej realne. Kiedy jest dobrze to trzymamy się za rączki, ale kiedy wiatr zawieje w oczy, to niech każdy walczy o swoje i o siebie... Niestety taki jest problem ze skąpcami. Sama oceń na ile pieniądze przesłaniają mu resztę życia, a na ile jest to zachowanie, które można mitygować. Przy czym nie będę tu pisała różowych scenariuszy. Kto jest skąpy ten taki będzie i w tej kwestii wiele się nie zmieni.
Tak czy siak powodzenia i pisz jak wam idzie. smile

32 Ostatnio edytowany przez CatLady (2017-09-17 20:22:25)

Odp: Bogaci mężowie...

Odświeżam temat – jako, że jeden związek, jeden wątek, choć problem nieco inny, szerszy.
Kwestię finansową rozwiązaliśmy przez otwarcie wspólnego konta na domowe wydatki. Ale i tak „rozwiązaliśmy” to jest słowo nieco na wyrost. I tak, np idziemy do kina, ja rezerwowałam bilety online, więc płaciłam swoją kartą, on kupił popcorn, ale po chwili zachciało mu sie czegoś słodkiego, więc wysłał mnie do kasy, ja kupiłam ze swoich – 3 funty. W domu oddał mi połowę. Nie upominałam się o to. Sam pamiętał. hmm
Albo inna sytuacja. Mówi, że idziemy na lunch, normalnie możnaby rozumieć, że zaprasza, a skoro zaprasza, to płaci. Wyszło na to, że zapłacił kartą z naszego konta – sama się o to upomniałam, bo zwyczajnie obawiałam się w domu sceny pt. To kiedy się rozliczymy? Przeczytałam fajny tekst na blogu i on mi dał do myślenia: wpiszcie Wychowałaś mężczyznę utrzymanka? Tolerujesz mamisynka?
Można powiedzieć, że przestałam mu ufać w kwestii finansów. To jest poważny problem, bo nadal mieszkamy na wynajmowanym, myślimy o kupnie swojego, ale w UK ceny są jakie są i oznaczałoby to wziecie kredytu. Tyle, że ja nie wiem, czy chcę brać kredyt na 20 lat z człowiekiem, który rozlicza się ze mna co do pensa, który mi nie ufa – bo tak to widzę. Mam wrażenie, że on widzi mnie jako pasożyta, albo osobę nieuczciwą. Jednak znając historię mojego związku oskarzanie mnie o materializm nie ma sensu. Gdy się poznaliśmy oboje mieliśmy beznadziejną pracę, on był całkowitym gołodupcem, wręcz na minusie, więc nie da się powiedzieć, że lecę na kasę. Sam się nieraz pytał, czemu nie znalazłam kogoś lepiej sytuowanego, ale mi nigdy nie o to chodziło. Chciałabym jednak kogoś z zrównoważonym podejściu do pieniędzy...
Teraz dochodzą kolejne problemy. Generalnie, czuję się jak mebel w tej relacji. Nie ma między nami już nic. Jestem ja i jest on. On ogląda na laptopie jakiś film, ja oglądam inny na swoim. Nie ma bliskości, nie przytulamy się. Seksu brak. O tym już kiedyś próbowałam rozmawiać, mówiłam, że seks to taki wskaźnik problemów w związku, ale stwierdził, że wyolbrzymiam, że to pewnie przez zmęczenie, stres, po czym wyszedł do sklepu i temat się urwał.
Brak mi zwyczjnego kontaktu z drugim człowiekiem, rozmów, wymiany myśli. Z nim się nie da porozmawiać – ot tak, na aktualne obecnie tematy. Jego to albo nieinteresuje, albo irytuje, albo irytuje go to, że ja się rozemocjonuje na dany temat i jego denerwuje mój sposób mówienia – że mówię głośno, krzyczę itd. Każe mi mówić ciszej i się nie unosić, co z kolei mnie wkur***a, bo się nie unoszę – jedynie dopiero po tego typu komentarzu. On mówi, że odbiera to tak, jakbym na niego krzyczała – ale jak to? Po 6 latach związku on nie wie, że ja tak mówię? Że mówię głośno? Chyba jest różnica między głośnym mówieniem a wrzeszczeniem na kogos? Efekt jest taki, że szukam rozmówców gdzieś indziej, na Netkobiety wchodzę tongue , a z nim mi się już nie chce rozmawiać. Albo jest tak, że ja coś powiem, ale on jest tak wpatrzony w laptopa, że nawet do niego nie dociera, nie słyszy. Mam wrażenie, że wyszłabym i nawet by nie zauważył, że mu to obojętne, czy jestem, czy mnie nie ma.
Brak mi czułości, przytulenia, objęcia. Nie ma tego. Jakbym była w pokoju z kumplem. Związek przeradza się we friendzone. Nie ma dotyku miedzy nami.
Kiedyś czułam się z nim jak ciekawa, fajna dziewczya,partner do długich rozmów, do wspólnego spedzania czasu. Dziś czuję się jak nudna upierdliwa baba, albo jak zrzęda i jakaś wariatka, która nie umie kontrolować emocji, czuję się jak cień, jak element wystroju, mebel. Mam wrażenie, że opadają po kolei kolejne warstwy. Najpierw seks poszedł za okno – ale może niekoniecznie seks był piewszy? Odpadła czułość, bliskość. Odpadły rozmowy. Odpadł wspólnie spędzany czas. Nie wiem, co zostanie, jak tak dalej pójdzie.
Zauważyłam, że odczuwam ulgę, gdy on wychodzi z domu do pracy. Cenię sobie ten mój czas.
To się zaczęło od tego czasu, gdy przez zmianę pracy zaczęliśmy oboje mieć więcej czasu. Ja pracuję na razie na niecały etat, on ma też lepszą pracę, ale widzimy się przez to częściej i jego oecność wręcz mnie irytuje. Bo jak jestem sama, to jestem sama – ale jak on jest i mnie ignoruje, zajmuje się laptopem, oglądaniem, grą na gitarze, whatever, to ten brak kontaktu, brak rozmowy doprowadza mnie do szału. Dla mnie taka cisza oznacza, że coś jest nie tak. Gdy ja się do kogoś nie odzywam, to z jakiegoś powodu – jestem zła albo mam tą osobę gdzies i tak to odbieram, gdy on nie odzywa się do mnie. Zastanawiam się, czy wcześniej, gdy oboje pracowaliśmy dłużej, widzieliśmy się mniej, nie mieliśmy po prostu czasu, by to dostrzec, by zauważyć, że nie mamy sobie za wiele do powiedzenia. Teraz czas jest, możnaby go miło spędzić, ale okazuje się, że nie ma w nas tej chęci, pragnienia. Tak, jakbym teraz stanęła twarzą w twarz z prawdą, z prawdziwym obliczem tego związku, ze wcześniej po prostu nie byłoczasu by to dostrzec.
Planuje o tym z nim porozmawiać, ale sama nie wiem, jaki efekt chciałabym uzyskać. Czy chcę zerwać, czy nim wstrząsnąć... Wg mnie o takie coś nie powinno się walczyć. Chęć bycia blisko, rozmowy, czułości powinna być naturalna w związku. Jeśli tego nie ma, to nie ma sensu, nie da się tego wymusić. Bo co mi po tym, że rozmawialiśmy o tym, że źle się czuję, gdy on pierwszy skończy jeść, wstaje od stołu i idzie do laptopa, że to jest po prostu niegrzeczne. Niby przestał to robić, zje pierszy, siedzi i czeka jak na skazanie aż ja skończę. Co mi po tym, jeśli wygląda to tak, jakby siedział tam za karę?
Czy w ogóle w związkach w takiej sytuacji jest sens coś naprawiać? Da się?
Zapraszam do wymiany myśli i opinii.

PS. Pojawiała się na tym forum kilkukrotnie opinia, że kobiety potrzebują emocji. Coś  w tym jest. Ja już nie czuję żadnych emocji. A jemu się wydaje - jak wynika czasem z rozmów - że nasz związek jest ok. Czyli dla faceta stabilizacja, spokój, wspólna nuda, to udany związek i nie czują potrzeby niczego zmieniać?

33

Odp: Bogaci mężowie...

Chętnie bym się wypowiedziała, ale jestem gówniak i nigdy nie miałam takiego związkowego stażu więc ciężko mi ocenić taką sytuację, chętnie poczytam wypowiedzi bardziej kompetentnych i doświadczonych osób:)

34

Odp: Bogaci mężowie...

U mnie też dochodzi wiek, bo jakbym teraz zerwala i miała znów randkować i bawić się w te głupoty, to mi sięna wymioty zbiera. Chyba już wybrałabym samotność, przynajmniej przez jakiś czas - dopóki w naturalny, niewymuszony sposób kogoś nie spotkam... Dziwnie tak byłoby kończyć związek w wieku 34 lat tongue

35 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-09-17 21:23:23)

Odp: Bogaci mężowie...

Chcesz się tak z nim zestarzeć? On bedzie w swoim pokoju, Ty w swoim? Będziecie sobie mowić "Dzień dobry" w kuchni... a najlepiej nie wychodzić ze swojego pokoju, aby nie musieć wysilać się na rozmowę na spotkaniu w kuchni?

Nie ma seksu, nie ma związku.
Pieniądze to kolejny gwóźdź do trumny.

Wg mnie nie jesteście razem, tylko razem na zasadzie spółki mieszkacie.

Najbardziej przerażające jest że odczuwasz ulgę gdy on idzie do pracy. Zatem gdy on w domu jest to Ty czujesz, że jest coś co Ci przeszkadza. Przypuszczam, że to właśnie ta konieczność bycia razem i robienia czegoś, aby było dobrze (np. silenie się na rozmowę). Gy on wychodzi to ten problem znika.

36

Odp: Bogaci mężowie...

Wątek założyłaś dwa lata temu. Cos się zmieniło na lepsze od tamtego czasu? Masz perspektywy na to, że za kolejne 2 lata bedzie lepiej?

Masz 34 lata i ci się nie chce w tym wieku zaczynac od nowa? Po 40 ci sie bedzie chcialo bardziej?

W tym momencie jestes odpowiedzią na pytanie zadawane w wielu watkach ... dlaczego nie odejdziesz jeżeli jest ci źle OD LAT?  Jeżeli ciągle pojawia się jakiś  nowy problem... bo ci się nie chce zaczynać od nowa? No to.. brutalnie mówiąc - siedź i nie marudź tongue

37

Odp: Bogaci mężowie...
Gary napisał/a:

Chcesz się tak z nim zestarzeć? On bedzie w swoim pokoju, Ty w swoim? Będziecie sobie mowić "Dzień dobry" w kuchni... a najlepiej nie wychodzić ze swojego pokoju, aby nie musieć wysilać się na rozmowę na spotkaniu w kuchni?

Nie ma seksu, nie ma związku.
Pieniądze to kolejny gwóźdź do trumny.

Wg mnie nie jesteście razem, tylko razem na zasadzie spółki mieszkacie.

Zgadzam się z Garym. Daj sobie z nim spokój. Z czasem nie będziesz już w stanie go znieść, będzie cie coraz bardziej drażnił.

38 Ostatnio edytowany przez nataliabukwas (2017-09-18 10:33:11)

Odp: Bogaci mężowie...

Zalezy jakie masz podejscie. Jezeli uwazasz, ze mozna popracowac nad tym, zeby było lepiej, ze mozecie wspolnie dogadac sie i rozwiazac problem to działajcie. Jesli uwazasz, ze juz go nie kochasz to zostaw go, bo bez sensu jest byc z kims i byc biernym.

Moim zdaniem skupiłas się na tych pieniadzach i zapomnaiłas jak bylo kiedys miedzy wami. Do sukcesu dochodzi sie latami. Wam nic rodzice nie zasponsorowali, oboje dochodzicie do swego wlasna drogą. Dlaczego tak do tego nie podejdziesz. Pieniadze szczescia nie daja. Owszem jesli jest ich duzo to i lepiej sie zyje. Ale jesli nie byloby milosci to tez taki zwiazek bylby na krotka metę. Dlatego moze warto zmienic nastawienie, docenic co sie ma, co sie osiagneło. Musicie przede wszystkim rozmawiac, chocbys miała zmusic sie do tego. W malzenstwach myslisz jak jest. Wszedzie sa problemy latwiejsze czy trudniejsze ale ludzie zyja ze soba latami. Czesto musisz zrezygnowac ze swoich planow, bo choroba, bo dzieci...Nie wiem, teraz sa czasy ze w kazdej chwili mozna sie rozstac. Ja wychowana zostałam tak, ze problemy trzeba rozwiazywac razem. A nie zawsze jest to łatwe...Przemysl sobie wasz zwiazek, czy rzeczywiscie jest tak zle? Czy poprostu od czytania tu na forum roznych problemów albo porownywaniu sie z innymi masz takie przykre mysli? Moze warto zrzucic z siebie ten ciezar powiedziec mu co myslisz, chocbys miała sie rozpłakac. Ale bedzie Ci lzej, atmosfera sie oczysci i moze jednak wypracujecie jakis kompromis.

39 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-09-18 09:43:25)

Odp: Bogaci mężowie...

Jest takie powiedzenie, że pieniądz jest dobrym sługą, lecz złym panem.
Jakość życia, zawróno pod względem finansowym jak i pod każdym innym względem, z majętnym partnerem, a dokładnie z partnerem, którego status majątkowy znacznie przewyższa nasz status,  zależy od tego jaki stosunek do własnego bogactwa posiada mężczyzna, bo niejednokrotnie jest tak, że stosunek do pieniędzy przekłada się na stosunek i traktowanie najbliższych osób.

Mnie nie imponuje hasło "bogaty mąż". Pomijam tutaj kwestię zdarzeń losowych typu śmierć, choroba takiego męża, która uniemożliwi dalsze beztroskie życie na jego koszt. Niezmiennie kojarzy mi sie z hasłem "umiesz liczyć, licz na siebie".  Uważam, że w życiu trzeba mieć własne zabezpieczenie finansowe, czy to w postaci np. dobrej pracy, oszczędności.

40

Odp: Bogaci mężowie...

Cat... ja ma wrażenie,że jako "stała" użytkowniczka Netkobiet znasz tak naprawdę zdrowe odpowiedzi na swoje pytania.
Tylko odwagi brak...

41

Odp: Bogaci mężowie...

Wiem, że to wszystko wiesz ale napiszę..

Jeśli to, co poniżej się nie zmieni, nie ma sensu ciągnąć tego dalej:

•    poczucie irytacji spowodowane zachowaniami partnera,
•    myślenie, że wszystko Ci jedno, czy Twój partner jest obok i czy robicie coś wspólnie, a wręcz odczuwanie ulgi jak go nie ma,
•    nie odczuwanie przyjemności z powodu wspólnych wyjść, spędzenia urlopu?,
•    brak ochoty starania się o to, by nastrój między Wami był chociaż czasami romantyczny,
•    niemożność wyobrażenia sobie wspólnej przyszłości -  wrażenie, że najlepszy czas jest już za Wami, a Wasz związek nie prowadzi do niczego nowego.


Masz dopiero 34 lata!, możesz za parę lat być w innym miejscu, z innym człowiekiem lub napisać tu ponownie.

42

Odp: Bogaci mężowie...

Hm..., Dziewczyny rację mają, Ty wiesz i rozumiesz.
Natomiast w którą stronę powinnaś podążyć ? A jakbys przeczytała swoje posty tak jakby to inna kobieta napisała to co byś poradziła ? Z tym mężczyzną budować dalej czy raczej nie ?

43 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-09-18 19:18:20)

Odp: Bogaci mężowie...
CatLady napisał/a:

Planuje o tym z nim porozmawiać, ale sama nie wiem, jaki efekt chciałabym uzyskać. Czy chcę zerwać, czy nim wstrząsnąć... Wg mnie o takie coś nie powinno się walczyć. Chęć bycia blisko, rozmowy, czułości powinna być naturalna w związku. Jeśli tego nie ma, to nie ma sensu, nie da się tego wymusić. Bo co mi po tym, że rozmawialiśmy o tym, że źle się czuję, gdy on pierwszy skończy jeść, wstaje od stołu i idzie do laptopa, że to jest po prostu niegrzeczne. Niby przestał to robić, zje pierszy, siedzi i czeka jak na skazanie aż ja skończę. Co mi po tym, jeśli wygląda to tak, jakby siedział tam za karę?
Czy w ogóle w związkach w takiej sytuacji jest sens coś naprawiać? Da się?
Zapraszam do wymiany myśli i opinii.

PS. Pojawiała się na tym forum kilkukrotnie opinia, że kobiety potrzebują emocji. Coś  w tym jest. Ja już nie czuję żadnych emocji. A jemu się wydaje - jak wynika czasem z rozmów - że nasz związek jest ok. Czyli dla faceta stabilizacja, spokój, wspólna nuda, to udany związek i nie czują potrzeby niczego zmieniać?

Moim zdaniem da się to naprawić. Zawsze się da, gdy obojgu na tym zależy.
Ale tak naprawdę nie widzę w tobie nadziei a w twoim partnerze chęci do naprawiania.

Dobrze, że planujesz rozmowę. Od czegoś trzeba zacząć a rozmowa może być dobrym początkiem. I chyba dobrze, że nie masz planu co do jej efektu, bo nie dążysz ani do rozstania, ani do przetrwania związku za wszelką cenę. Sama zobaczysz, co z tej rozmowy wyniknie. Wsłuchaj się w to, co będzie mówił twój partner. Bardzo uważnie. Sama zorientujesz się, czy jest sens ponawiać takie rozmowy, czy jest szansa na wasze przebudzenie i czego możesz się spodziewać.

44

Odp: Bogaci mężowie...

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi.

Najlepsza będzie rozmowa, takie szczere wywalenie kawy na ławę. Głupio by było po 6 latach zerwać bez choćby próby naprawienia. Facet ma swoje zalety, jest troskliwy, raczej odpowiedzialny, praktyczny, lojalny i pomocny.

Ja nigdy nie byłam otwarta na tego typu wielke rozmowy o uczuciach, to raczej on rozmawia w bardziej otwarty sposób, czy gdy się kłócimy, to jemu jakos lepiej idzie wyłożenie, co mu leży na wątrobie, ale i dążenie do zgody.

Sama nie wiem jeszcze jak taką rozmowę zacząć? Nie chcę zaczynać od "Musimy porozmawiać", bo to samo w sobie wywołuje dzwony alarmowe. Nie chcę czekać "aż się samo zbierze na rozmowę". Kiedy jest taki dobry moment?

45

Odp: Bogaci mężowie...

Najlepiej kiedy oboje będziecie mieli wolne lub będziecie po pracy. Powiedz po prostu, że chciałabyś pogadać. Że ostatnio dużo myślałaś o Waszym związku i dużo rzeczy Ci się nie podoba, np. ... Powiedz jak się czujesz i co może się stać jeśli tak będzie dalej.

46

Odp: Bogaci mężowie...
CatLady napisał/a:

U mnie też dochodzi wiek, bo jakbym teraz zerwala i miała znów randkować i bawić się w te głupoty, to mi sięna wymioty zbiera. Chyba już wybrałabym samotność,

to bardzo dobry wybór, skoro z facetem, z którym mieszkasz, nic cię nie łączy (poza wspólną powierzchnią mieszkalną i wspomnieniami sad ), to po co się męczyć?
Trochę się to oczywiście gryzie z postem z przed ~2 lat - mieć bogatego męża i móc sobie pozwolić na leżenie do góry sękiem vel leżeć i pachnieć, wtedy trzeba być samowystarczalnym (zwłaszcza finansowo, no ale wy nie macie wspólnej kasy, więc chyba nie ma wielkiej różnicy)

47

Odp: Bogaci mężowie...

@Catlady... małymi krokami można dużo zdziałać, oswoić go z myślą o pewnych problemach, trochę ponarzekać, wychłodzić związek, na końcu stwierdzić, że już nie jesteście razem. Nie robiłbym wielkiej rozmowy.

48 Ostatnio edytowany przez vicky85 (2017-09-18 21:48:31)

Odp: Bogaci mężowie...

EDIT: sorry nie czytalam wszystkich postow powyzej. Widze, ze planujesz go jednak zostawic. Ale mniejsza o to, chodzi o regule:))

Kochana... nie jestes stara, to po pierwsze. Mam kilka kolezanek, ktore w zasadzie teraz zaczely myslec powazniej o zyciu - nie zadreczaj sie. Moj brat wystartowal w dorosle zycie np. z nieswoimi dlugami (50tys zl). Tez mieszka w Londynie. Tez ciula kazdy grosz. Tez mieszka w kawalerce i ma prace, ktorej nie lubi. Wiem, ze czesto jest dobity i ze mu ciezko, ze czuje ze przegral zycie. Ale to nie jest wina jego partnerki, ktora tez malo zarabia, ani jego, bo tez srednio zarabia. Tak ulozylo im sie zycie. Troche pecha, troche zbyt pozno podjetych decyzji.

Mysle, ze wiekszosc ludzi nie ma bardzo dobrej sytuacji finansowej. Kiedys dzielilam sie troche swoja historia gdzies tam we watku. Wyjezdzajac z POlski mielismy 10.000zl odlozone w sposob, w jaki nie powinny byly nigdy zostac zarobione. Wszyscy smiali sie i pukali w glowe, ze "taka inteligentna dziewczyna z takim chlopem co ma pensji 1000zl siedzi". Ja sie w nim zakochalam. Naprawde go pokochalam.

Na emigracji nam sie poszczescilo, narpawe kupe szczescia, troche odwaznych decyzji, ale glownie szczescia. Dzis zarabia 10razy tyle co te wszystkie pindy smiejace mi sie niegdys w twarz:)

Sluchaj - to ze teraaz zarabia slabo, czy ty zarabaisz slabo... to sie przeciez moze zmeinic. Pomyslcie, co moglibyscie zmienic. Ale mysl pozytywnie. Moze za rok, moze 2, moze 5, a moze i 10 - moze sie okazac, ze jest on w czyms dobry, w czyms, o czym nigdy wczesniej by nie pomyslal (tak bylo u nas) i zarobi bez problemu na rodzine.


Odrzuc mysli, ze moglabys byc z kims innym, bogatszym... Jedna taka moja znajoma bardzo szukala bogatego meza. Od kilku lat ja leje, krzyczy na nia, ma ja za nic, a ona to znosi. No bo przeciez jest od niego calkowicie uzalezniona finansowo.

I pamietaj - nawet te bogatsze kolezanki twoje, nie zawsze mowia cala prawde o swoim zyciu. Bogactwo zawsze jest czyms okupione, w dzisiejszych czasachnie ma NIC za darmo. Placi sie za bogactwo w rozmaity sposob.

A t ak wogole jestes fajna, madra i dobra - i ulozy ci sie jeszcze w zyciu. Tylko mysl pozytyniee o sobie kochana prosze cie!

49

Odp: Bogaci mężowie...

"Planuje o tym z nim porozmawiać, ale sama nie wiem, jaki efekt chciałabym uzyskać. Czy chcę zerwać, czy nim wstrząsnąć... Wg mnie o takie coś nie powinno się walczyć"


BŁĄD!!
Walcz albo od razu odpuść taki związek. Nie akceptuj w imię świętego spokoju, akceptacji różnic czy czegokolwiek innego.
Będzie jak gwóźdź w bucie- uwierać i ranić.

50

Odp: Bogaci mężowie...

Gary, no bez przesady tongue nawet jakbym była zdecydowana na zerwanie - a nie jestem - to jak się wygasza związek, w którym mieszka sie z partnerem? Mam po trochu wywozić swoje ciuchy tak by nie zauważył, a potem pewnego dnia się po angielsku ulotnić? To tak nie działa... Przez wzgląd na sam staż rozmowa by się należała.

Natalia - to dobra rada, dzięki. Tak samo Ela - chyba nawet użyję tej metafory o gwoździu w bucie smile

Vicky, dzięki za dobrą radę i miłe słowa.
Gdyby problem był tylko w pieniądzach, to by nie był problem. Gorzej, że ja się czuję w tym związku nieważna i samotna... hmm

Przestaję też powoli mówić sobie, że nie wiem, że może mi się tak wydaje... Nie, skoro tak czuję, skoro czuję, że coś jest nie tak, to tak jest. Gdyby wszystko było cacy, to bym tak nie czuła.

Teraz tylko znaleźć dobry moment... Na kartce sobie spisze w podpunktach, zeby niczego nie zapomnieć ;P

51

Odp: Bogaci mężowie...

Co Cię powstrzymuje przed podjęciem rozmowy lub poważniejszych kroków --> "U mnie też dochodzi wiek, bo jakbym teraz zerwala i miała znów randkować i bawić się w te głupoty, to mi sięna wymioty zbiera. Chyba już wybrałabym samotność.."
Przecież Twój partner też musi się źle czuć w tym związku skoro jest jak jest.
Póki jemu się nie ulewa-Tobie jest na tyle dobrze, by nie podjąć żadnych kroków.
I jakoś się kręci..dzień za dniem.
Skoro chcesz podjąć próbę reanimacji waszego związku-zrób to.
Nie zastygaj w pozycji w której Tobie niewygodnie.

52 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-09-19 09:42:00)

Odp: Bogaci mężowie...
CatLady napisał/a:

Gary, no bez przesady tongue nawet jakbym była zdecydowana na zerwanie - a nie jestem - to jak się wygasza związek, w którym mieszka sie z partnerem? Mam po trochu wywozić swoje ciuchy tak by nie zauważył, a potem pewnego dnia się po angielsku ulotnić? To tak nie działa... Przez wzgląd na sam staż rozmowa by się należała.

Nie o to chodzi. Chodzi o relację.

Relacja jest jak róża. Widzisz że więdnie, niedługo całkiem umrze. Możesz jej nie ratować i poczekać aż zwiędnie, uschnie i będzie się nadawała do kosza. Możesz próbować dawać odżywki do wody, zmieniać wodę -- może zgnije 2 tygodnie później, ale może się odrodzi. Zwiędłą różę lepiej się wyrzuca niż więdnącą dopiero, która ma nadzieję ożyć.

Jeśli zaś chcesz naprawiać związek, to na pewno jedną wielką rozmową tego nie załatwisz. Trzeba delikatnie problem za problemem. Sygnalizować, rozmawiać, załatwiać. Wielu problemów nie załatwisz niestety. Zaczniesz od niego odpływać zrezygnowana. I to jest ta więdnąca róża.

Wniosek?   Wielkiej rozmowie -- daję na "nie robić tak".     Małym rozmowom -- "tak, trzeba aby ratować".

Wynoszenie ubrań, to jak mycie dzbana po róży -- to następuje już po wszystkim. Tylko formalność.

53

Odp: Bogaci mężowie...

ja tez wole facetów z kasą i nie mam biednego męża aczkolwiek nikt nie może mi zarzucić, ze wyszlam za mąż dla pieniedzy, bo jak wychodziłam to nie miał wink
A w kwestii rozliczania sie z kasy - zenujace, w jaki sposób Twój facet to robi. Nic takiego buractwa nie usprawiedliwia, okolicznosci nie sa wytlumaczeniem, to juz cecha charakteru.

54

Odp: Bogaci mężowie...

CatLady, jak u ciebie?
Doszło do rozmowy czy odpuściłaś, albo jeszcze zbierasz siły i argumenty?

55 Ostatnio edytowany przez Sheisbad (2017-09-26 16:59:12)

Odp: Bogaci mężowie...
CatLady napisał/a:

Witam,
dopadły mnie dzisiaj złe myśli i chciałabym wyżalić się tutaj na forum oraz zapytać czy może któraś z Was czuła się kiedyś podobnie.

Mnie to uczucie dopada okazjonalnie, zazwyczaj gdy zaczynam porównywać swoje życie z życiem innych kobiet. Czasem mam wrażenie, że moje marzenia się spełniają - tyle, że innym osobom... Mój dzisiejszy stan został wyzwolony przez odejście z pracy mojej koleżanki, żadnej tam bliskiej, zwykłej znajomej. Tyle że: jest ona mężatką, ma kilkuletniego synka. Decyzję o odejściu z pracy i wyprowadzce do innego miasta podjęła niemal bez zastanowienia, mówi, ot tak. JA też planuję odejść z pracy i planuję i znów planuję i oszczędzam pieniądze i jeszcze trochę więcej... Nie znoszę swojej pracy, ale nie mogę się zdobyć, by odejść. Ta moja koleżanka, Kasia, odeszła, bo jej mąż zarabia na tyle, że Kasia nie musi się martwić o swoje finanse zanim znajdzie nową pracę. I tu mnie boli, bo ja muszę. Ja i mój partner nie zarabiamy za dużo, tak raczej średnio. Mieszkamy w Londynie w wynajętym pokoju, oszczędzamy każdy grosz. Chcemy wynająć coś swojego. Wynająć - bo o kupnie nie ma mowy (przy obecnych cenach w Londynie), chyba, że moglibyśmy się przeprowadzić...

Kocham mojego partnera, rozumiemy się jak z nikim innym, on mnie zna lepiej niż ktokolwiek, akceptuje mnie taką jaka jestem. To pierwsza i jedyna taka osoba w moim życiu. On mnie też kocha, troszczy się o mnie. Tyle, że czasem dopadają mnie takie okropne myśli... że czemu nie znalazłam sobie faceta z lepszą sytuacją finansową. Jak się zastanowię, to większość kobiet, które znam powychodziło za mąż za facetów dobrze sytuowanych. Na teraz, na szybko mogę wymienić co najmniej 5. Wszystkie mają własne domy/mieszkania zakupione przez tych facetów. Mają dzieci, więc pracują part time i mimo wszystko są dobrze sytuowane.

Ja w tej sytuacji czuję się zdana na siebie. Jeśli podejmę decyzję o odejściu z pracy, to będę zdana na swoje oszczędności, bo on za długo nas razem nie utrzyma. Niemal tak, jakbym była sama. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mam marzeń o siedzeniu w domu na tyłku, a żeby partner mnie utrzymywał. Ja chciałabym mieć oparcie finansowe. Na jakiś czas. Tak, żeby mi było łatwiej, a teraz czuje jakbym się męczyła, jakbym ze wszystkim miała pod górę. Żeby decyzja o zmianie pracy nie wiązała się z takim ryzykiem...

Nawet na tym forum bywały tematy, gdzie kobiety skarżyły się na różnice w zarobkach, pytały jak to uczciwie podzielić itp. A w tej chwili bardzo bym chciała być w takiej sytuacji. Wychodzi na to, że te wszystkie moje znajome "Kasie" mają to, co ja tylko chciałabym mieć i mają to dzięki lepiej sytuowanym partnerom, a właściwie mężom. Tak, jakby kobiety chętniej wychodziły za mąż, jeśli partner jest lepiej sytuowany. Sama jednak wiem, że nie mogłabym być z kimś tylko dla pieniędzy, że nie mogłabym się dostosować do kogoś, kogo nie kocham, udawać kogoś kim nie jestem. Kocham mojego partnera, jestem z nim szczęśliwa, tylko czasem mam takie okropne myśli.

Trochę to chaotyczne, ale wpadłam w dołek, może Wy dacie radę wyciągnąć z tego jakiś sens. Jak jest u Was w związkach z finansami?

                                ja uwazam ze dobrze ze to z siebie wyrzucilas pozatym kobiety najczesciej szukaja oparcia w swoim partnerze i czuja sie lepiej  jak moga sobie pozwolic na tak zmiane jak  ta twoja "kasia" ja tez mieszkam w uk i jestem w podobnej sytuacji do Ciebie nienawidze swojej pracy ale musze w niej pozostac bo nie stac mnie na  rzucienie jej z dnia na dzien i szukanie czegos lepszego    Pozdrawiam i mam nadzieje ze sobie poradzisz i los soe do Ciebie usmiechnie

Odp: Bogaci mężowie...

Nie o pieniądze w życiu chodzi. Ważne by mieć kogoś bliskiego, do kogo można się przytulić i kto o nas dba.

Ja jestem z takim bogatym (dobrze zarabiającym, bez majątku) mężczyzną i widzę dużo ograniczeń, które przez to mamy w życiu. Poznaliśmy się na studiach i absolutnie nie przez pryzmat go oceniałam ale gdzieś chyba w tyle głowy wiedziałam, że będzie miał dobrą pracę. Ja też mam dobrą pracę. Generalnie jesteśmy chyba dobrze zarabiającą parą. Oddałabym w tym momencie połowe tego, by inaczej układać życie niż to teraz robimy. Pieniądze podporządkowują nas sobie, ale z drugiej strony bardzo trudno z nich zrezygnować, szczególnie że w związku to musi być decyzja 2 osób.

Z wielkim uczuciem patrzę na pary, które w miłości dochodzą do czegoś w życiu. Latami oszczędzają, pracujują, troszczą się o siebie i później z wielką satysfakcją patrzą w przeszłość smile
Szybko zarobione pieniądze to psują.

LadyCat w takich momentach, ważne by ustalić kwestie pieniędzy. Po 5 latach moze to już moment by mieć wspólne pieniądze.

Odp: Bogaci mężowie...

W mojej rodzinie model mężczyzna pracuje, kobieta zajmuje się domem sprawdza się prawie w 100%. Jendocześnie to one rządzą w domu i całkowicie sobie podporządkowują tych mężczyzn - z zewnątrz życie bajka;)

58 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-09-26 17:51:35)

Odp: Bogaci mężowie...

Jak już wcześniej ktoś wspomniał - lepiej wspólnie dojść do czegoś, niż przyjść na "gotowe". Często gęsto, gdy zaczyna dziać się coś w związku to zaraz nastanie wypominanie i granie ważniaka/ważniaczkę z powodu chałupy czy samochodu. Nie dziwię się, że aktualnie młode (i coraz więcej w średnim wieku) inteligentne kobiety chcą same do czegoś dojść, aby później nie słuchać piana koguta "jak to on zarabia na rodzinę". Niestety zdecydowana większość "majętnych" mężczyzn (jak i kobiet) ma za wysokie mniemanie o sobie, co trąca w związku. Pieniądze są najważniejszym dobrem, przez które wyceniają zaangażowanie/włożony trud w budowę rodziny .
Skrajności zawsze nie są dobrym rozwiązaniem.

59

Odp: Bogaci mężowie...

Na razie zbieram argumenty. Chwilowo też jest w miarę dobrze. Postanowiłam pójść za radą, by nie robić jednej wielkiej rozmowy, tylko po kolei omawiać problemy przy osobnych okazjach. Żeby nie było, że wyleję wszystkie żale na raz - to nieco za dużo.

Poza tym mam teraz problem z pracą, póki to się nie unormuje, to nie chcę dokładać sobie kolejnych stresów.

Poinformuję jak się cos wydarzy smile

Posty [ 59 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Bogaci mężowie...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024