Witam ,Nowa jestem na forum ,nie mam się komu wygadać więc piszę :
Mam 34 lata ,dwójkę dzieci:12 i 10 lat i męża który jest alkoholikiem wg.mnie bo on nie widzi dużego problemu w tym ze dzień bez alkoholu to dzień stracony.
Chciałam być dobra żona ,pobralismy się jak byłam w ciąży (nikt nas nie zmuszał-miłość?)niedługo po ślubie dziecko ,on pracował więc rano kawka ,śniadanie ,uszykowane ubrania...później obiadek itd...chodziłam ,dogadzałam i po co...,później drugie dziecko ja nadal w domu skakajaca koło wszystkich....
W czym problem:Maz pije i to codziennie nie raz mniej nie raz więcej ale pije (nie wiem czy przez te 12 lat był Pół roku trzezwy: trochę się wystraszył było to jak leżał w szpitalu na wątrobę i po tym jak się zaszyl )
Z pracą też jest różnie miga się od niej jak moze (teraz po latach wiem ze to po prostu len)raz do roku wyjerzdza za granicę na 2 miesiące a później ze trzy odpoczywa bo zmeczony (a jak się czepiam to przecież zarobił tle co tu przez pół roku-takie ma podejście )
Ja zawsze go krylam przed rodziną ze wszystko jest ok ,ale już ostatnio chyba mam dosc bo mówię prawdę (od 3 lat pracuje odkąd mam kontakt z ludźmi widzę że to jak nie traktuje Mój mąż to masakra)Zawsze ja ogarnialam wszystko rachunki ,pieniądze na to by było co zjeść ,chrzciny ,komunie itp (nawet jak były komunie to bez kieliszka do kościoła nie dał rady by wytrzymac)
Prawda jest taka że od lat pije robi awantury upokarza mnie wyzywa od najgorszych ,bije (ja nawet podbite oko potrafiłam z miłości wytłymaczyc),zawsze wszystko zło czy cokolwiek mu nie wyjdzie to moja wina ,zero szacunku i zrozumienia.
Teraz wiem ze powinnam od niego odejsc dla dzieci (zeby mialy spkoj i nie baly sie )ale przedewszystkim dla siebie ,ale nie potrafię tego przerwać tego uzależnienia od niego.... (chociaż nawet nie boję się o to ze sobie nie poradzę bo organizacyjnie zawsze sama ogarnialam wszystko ,a jeżeli chodzi o mieszkanie to mam wsparcie w swojej rodzinie i mam gdzie się wyprowadzic)
Jakaś część mnie chce być szczęśliwa ?A coś mnie trzyma ,ile jeszcze upokorzeń by coś we mnie pękło...co myslicie
Boję się tej decyzji o rozwodzie ,boję się ze będę tego żałować a z drugiej strony wiem ze on się nigdy nie zmieni....
Witaj. Jest to trudna sytuacja, lecz niestety często pojawiająca się. Zastanów się od czego Ty jesteś uzależniona. Od jego wyzwisk? Od bicia Ciebie? Od oglądania pijanego faceta na co dzień? Bo on ani Cię nie utrzymuje, ani nie daje wsparcia. Pomyśl o przyszłości, wyobrażasz sobie z nim życie? Dzieci też bije? Jeśli nie, to może kiedyś zacznie...
Masz możliwość wyprowadzki, masz wsparcie u rodziny - to jest bardzo ważne. Nic Cię przy nim nie trzyma. Jeśli się z nim rozstaniesz, to dzieci kiedyś jeszcze Ci podziękują za tę decyzję. Bo lepiej nie mieć wcale ojca, niż mieć ojca, który bardzo nas krzywdzi.
To nie jest miłość, bo miłość nie wyrządza krzywdy. A szczęśliwa oczywiście możesz jeszcze być. Sama z dziećmi lub znajdziesz kogoś, kto będzie dla Was odpowiedni pod każdym względem.
Drugiego życia mieć nie będziesz, więc nie krzywdź siebie i swoich dzieci. Daj Wam szansę na szczęśliwe życie.
Dzięki za mądre słowa ?wiesz co jest najgorsze że ja w głębi siebie wiem ze muszę odejść ,ba ze powinno zrobić to dawno ....Ale nie mam tyle siły by się odwazyc (chore?)A mam siłę znosić lata upokorzeń, nie mogę zrozumieć czemu tak jest....
Poszukaj w swej miejscowości poradni ds. uzależnień, wyznacz wizytę (dla siebie) i poproś o skierowanie na terapię dla osób współuzależnionych.
Myślisz że jestem wspoluzalezniona I taka terapia by mi pomogła.
Co myślicie powinnam zawalczyć o siebie i o dzieci czy się poddać i męczyć się dalej ,może macie podobne doświadczenia podzielcie się ,może kiedyś musieliscie podjąć taką decyzję, jak to wygląda z perspektywy czasu (czy zalujecie).
7 2016-04-28 08:48:32 Ostatnio edytowany przez Excop (2016-04-28 08:50:53)
Co myślicie powinnam zawalczyć o siebie i o dzieci czy się poddać i męczyć się dalej ,może macie podobne doświadczenia podzielcie się ,może kiedyś musieliscie podjąć taką decyzję, jak to wygląda z perspektywy czasu (czy zalujecie).
Mogę powiedzieć z pozycji kogoś, kto zajmował się zawodowo, między innymi, sprawami związanymi z konfliktami rodzinnymi mającymi źródło w alkoholizmie w związku i współzależnieniu partnera.
Co prawda, było to związane z tzw. represjami wobec alkoholika - wniesieniem do sądu o orzeczenie konieczności leczenie przymusowego i dobrą radą dla partnera, by udał się do najbliższej poradni uzależnień, by zrozumieć mechanizm trzymający współzależnioną osobę przy alkoholiku, narkomanie, hazardziście, etc.
Jednak, innej opcji nie ma, jeśli "dobrowolne" poddanie się terapii związane jest wyłącznie ze strachem o własne życie nałogowca lub, gdy tylko "dla świętego spokoju" da sobie wszyć esperal. Taki ktoś, podobnie, jak ( ale o wiele czasu później), współzależniony partner, nie rozumie, dlaczego to, co nim zawładnęło, jest złe i niszczy rodzinę.
Poradnie uzależnień znajdują się w każdym powiecie. Z reguły, w jego stolicy.
Co myślicie powinnam zawalczyć o siebie i o dzieci czy się poddać i męczyć się dalej ,może macie podobne doświadczenia podzielcie się ,może kiedyś musieliscie podjąć taką decyzję, jak to wygląda z perspektywy czasu (czy zalujecie).
Miałam takie dylematy przed rozwodem. Moim problemem nie był wprawdzie alkoholizm małżonka, ale inne sprawy, niemniej jednak mechanizmy były podobne. Było bardzo ciężko. Ale nigdy nie żałowałam!
Jeśli już to tylko tego,że zrobiłam to tak późno...
O ile to nie trolling...
Jesteś współuzalezniona.
Przed odejściem powstrzymują Cię mechanizmy współuzaleznienia i strach przed zmianą.
W imię tego świadomie, dzień po dniu, niszczysz życie swoim dzieciom. Tak, właśnie Ty też, nie tylko mąż, ale i Ty, trwając przy nim, kryjąc go, zapewniając mu komfort picia (ma wszystko ogarnięte i o nic nie musi się martwić) tłumacząc go i pozwalając, żeby w takim domu dorastały dzieci.
Wierz mi, że jak dobrze pójdzie, to one Wasze rodzicielstwo będą leczyć u psychologów na kozetkach. To jest ten DOBRY scenariusz. Scenariuszów złych jest tyle, ile rodzajów zaburzeń emocjonalnych wywołanych takim rodzajem "wychowania".
Ale, jak Ci to zwisa, to spoko, zastanawiaj się dalej czy od niego odejść czy może BĘDZIESZ ŻAŁOWAŁA odejścia od pijaka i przemocowca.
rampampam napisał/a:andzia2004 napisał/a:Co myślicie powinnam zawalczyć o siebie i o dzieci czy się poddać i męczyć się dalej ,może macie podobne doświadczenia podzielcie się ,może kiedyś musieliscie podjąć taką decyzję, jak to wygląda z perspektywy czasu (czy zalujecie).
Miałam takie dylematy przed rozwodem. Moim problemem nie był wprawdzie alkoholizm małżonka, ale inne sprawy, niemniej jednak mechanizmy były podobne. Było bardzo ciężko. Ale nigdy nie żałowałam!
Jeśli już to tylko tego,że zrobiłam to tak późno...
Wiesz co jest najgorsze ze ja wiem że muszę odejść A nie mam w sobie tyle odwagi (nie mam pojęcia czemu to tak jest)
sze ze ja wiem że muszę odejść A nie mam w sobie tyle odwagi (nie mam pojęcia czemu to tak jest)
Czasami do pewnych decyzji długo dojrzewamy...
Dziewczyny A co myślicie o pierwszej milosci spotkanie po latach :
Nie widzicie się naście lat wpadacie na siebie na fb (wymiana numerow)nie możecie się nagadac ,super się rozumiecie , czy jest to wogole możliwe .
Wszystko zależy od tego w jakich okolicznościach doszło do rozstania i co działo się w życiu tych dwóch osób przez cały ten czas, kiedy nie mieli ze sobą kontaktu. Generalnie jestem zdania, że takie powroty do przeszłości to wynik jakichś niespełnionych oczekiwań, ucieczka przed trudami codzienności i tęsknota za jakimś "pierwszym uniesieniem". Często są to tylko wyobrażenia na temat danej osoby, bo trudno oczekiwać, że dawny 17-latek będzie taki sam w wieku 35 lat. Można się więc solidnie rozczarować.
Ale jeżeli dwoje ludzi przeszło swoje, podchodzi do życia w dojrzały sposób i ocenia siebie nawzajem przez pryzmat tego, kim są TERAZ, w tej chwili, jako dorośli ludzie zaczynający z czystą kartą, to czemu nie?
Najpierw zdefiniuj co to jest pierwsza miłość? Bo wbrew pozorom to nie takie łatwe...
Pytanie czy chcecie poznać się na nowo, czy bazujecie na wspomnieniach? Kilkanaście lat temu każdy z Was był innym człowiekiem, przez ten czas mieliście różne doświadczenia, które w określony sposób na Was wpłynęły.
Czy możliwe? Zakochanie się w wyidealizowanym obrazie nastoletniej miłości - pewnikiem jest taka szansa
Najpierw zdefiniuj co to jest pierwsza miłość? Bo wbrew pozorom to nie takie łatwe...
Dla mnie był to pierwszy chłopak ,który jak mnie zostawił strasznie cierpialam bo to było takie pierwsze czyste uczucie ,był dla mnie mega ważny i to jego spojrzenie do dzisiaj pamietam (to było to coś )a rozstalismy się bo jak się teraz dowiedziałam po latach nie był jeszcze gotowy na związek miał inne wartości (choć przyznał ze w pewnym momencie swojego życia zrozumiał że ja fajna dziewczyna byłam.....)
W ramach wyjaśnienia :
On jest sam nie ulozyl sobie życia ,ja tak nawet do pewnego momentu oszukiwalam się ze mam super życie (a prawda jest taka że tkwie w toksycznym związku :zobacz temat "złudne szczęście ")
Utrzymujemy kontakt ze sobą od jakiś 10 miesięcy ,nie spotykamy się (nigdy nie zdradziła męża ) rozmawiamy jak nam źle ,wymieniamy SMS .
Jedynie Co mnie zastanawia to ze potrafię Z nim szczerze rozmawiać o wszystkim ( czego nie potrafię z obecnym partnerem bo on zaraz robi mega aferę z niczego )i działa to we dwie strony ,śmiejemy się nieraz ze życie pisze niezwykle scenariusze najpierw możesz z kimś być i nie doceniasz tego co masz i chrzanisz to a później życie zatacza koło i stwierdzasz ze fajnie było by z tą osobą ale już na to za późno
..
Dziwne to życie
Jest to możliwe i bardzo bywa przyjemne. Ale nie w kontekście reaktywacji związku, moim zdaniem, ale po prostu takiej ludzkiej wymiany doświadczeń z kimś, kto kiedyś był nam bliski, ale było to dawno, emocje minęły etc. Jednorazowo jestem za!!!
oszukiwalam się ze mam super życie (a prawda jest taka że tkwie w toksycznym związku :zobacz temat "złudne szczęście ")
Utrzymujemy kontakt ze sobą od jakiś 10 miesięcy, nie spotykamy się (nigdy nie zdradziła męża ) rozmawiamy jak nam źle ,wymieniamy SMS.
Aha, czyli jednak trafiłam pisząc, że "generalnie jestem zdania, że takie powroty do przeszłości to wynik jakichś niespełnionych oczekiwań, ucieczka przed trudami codzienności i tęsknota za jakimś "pierwszym uniesieniem"."
Idealizujesz "tamtą miłość", bo źle Ci z mężem. Tworzysz w głowie obraz sielanki, która zastępuje Ci Twoją szarą rzeczywistość. Oliwy do ognia dodaje jeszcze fakt, że komunikujecie się wyłącznie przez internet, czyli Twoja wyobraźnia pracuje na maksymalnych obrotach.
Tak miałaś rację ze takie powroty do przeszłości mają duży związek Z naszym obecnym życiem..
Mówisz że się nakrecam ale my nie tylko gadamy przez Internet Ale dużo też przez tel. wystarczy ze puszczę sygnała A on już dzwoni i pyta co się stało ,itd ,
Masz rację tego mi brakowało dawno nikt się
O mnie nie martwił ,nie pytał wszystko ok ,czy jak się czujesz ....niby nic a jednak Tak wiele. ...
Tak miałaś rację ze takie powroty do przeszłości mają duży związek Z naszym obecnym życiem..
Mówisz że się nakrecam ale my nie tylko gadamy przez Internet Ale dużo też przez tel. wystarczy ze puszczę sygnała A on już dzwoni i pyta co się stało ,itd ,
Masz rację tego mi brakowało dawno nikt się
O mnie nie martwił ,nie pytał wszystko ok ,czy jak się czujesz ....niby nic a jednak Tak wiele. ...
Widzisz, Andziu.
Pytasz nas, co my na to?
Ja zaś spytam, czego oczekujesz od "pierwszej miłości", skoro jesteś mężatką,.A utrzymujesz intensywny kontakt z tamtym?
Z tego co wyczytałem, partnera spisałaś już na straty.
I w związku z tym, co zamierzarz z tym zrobić?
andzia2004 napisał/a:Tak miałaś rację ze takie powroty do przeszłości mają duży związek Z naszym obecnym życiem..
Mówisz że się nakrecam ale my nie tylko gadamy przez Internet Ale dużo też przez tel. wystarczy ze puszczę sygnała A on już dzwoni i pyta co się stało ,itd ,
Masz rację tego mi brakowało dawno nikt się
O mnie nie martwił ,nie pytał wszystko ok ,czy jak się czujesz ....niby nic a jednak Tak wiele. ...Widzisz, Andziu.
Pytasz nas, co my na to?
Ja zaś spytam, czego oczekujesz od "pierwszej miłości", skoro jesteś mężatką,.A utrzymujesz intensywny kontakt z tamtym?
Z tego co wyczytałem, partnera spisałaś już na straty.
I w związku z tym, co zamierzarz z tym zrobić?
Wiesz co mnie najbardziej zranilo W twojej wypowiedzi ,"partnera spisałam JUŻ na straty"(nie wiem czy czytałeś mój wątek "złudne szczęście ).
Jeżeli uważasz że tyle lat upokorzeń znęcania i doręczania psychicznego i fizycznego totalna olewka na wszystko bo ja to załatwię byle by na alkohol było on nawet jak miał chleb kupić dzieciom nie raz na śniadanie to kupował piwo (twierdząc ze ten wczorajszy chleb jest ok),jeżeli uważasz że nocne awantury ,wybite szkiełko w okularach ,kilka razy podbite oko ,zbite żebra,kopanie po brzuchu lub z łokcia W kręgosłup jest ok ,wyzywanie od najgorszych ,ciagle ponizanie i czepianie sie O wszystko jest ok,to ze kladzac się do łóżka boisz się bo nie Wiesz w którym momencie Cię uderzy ( albo zaslaniasz się poduszka by nie było śladu A on Ci powie na drugi dzień sorry nie pamietam)
Ja od Lat znoszę to wszystko, dajac mu szansę ale on nie widzi ani problemu w piciu ani w swoim zachowaniu
Jeżeli uważasz ze to wszystko jes t ok ,to tak masz rację przekreslilam partnera ,po prostu nie ma się chyba co łudzić że on się zmieni.)
A najgorsze jest to że nawet nie potrafię od niego odejść....
A jeżeli chodzi o ta pierwsza milosc to niczego nie oczekuje my się po prostu traktujemy jak przyjaciele wspierajac sie nawzajem i to wszystko.
Ja już niczego nie oczekuje od życia (bo co dobrego może mnie jeszcze spotkac)chyba że spokoju i tego że kładąc się spać nie będę czuła strachu.
Wiesz co mnie najbardziej zranilo W twojej wypowiedzi ,"partnera spisałam JUŻ na straty" (...) Ja od Lat znoszę to wszystko, dajac mu szansę ale on nie widzi ani problemu w piciu ani w swoim zachowaniu
Nie dajesz mu szansy na zmianę Andzia, tylko akceptujesz to wszystko. "Przez lata" dajesz się bić i upokarzać na oczach własnych dzieci I NIC Z TYM NIE ROBISZ. Tu jest problem w Tobie, a nie w sytuacji zewnętrznej, bo ta sytuacja jest konsekwencją podejmowanych przez Ciebie decyzji. Jeżeli myślisz, że romansowanie przez internet da Ci poczucie szczęścia, to jesteś w błędzie. To jest dokładnie taka sama relacja, jak ta z mężem. Po prostu ta internetowa jest opakowana w kolorowy papier przewiązany ładną wstążką. Niestety nie wiadomo co jest w środku, bo nawet nie chcesz tego otworzyć. Bo nie podejmujesz ŻADNEJ decyzji. Wolisz udawać. Żyjesz na pół.
To nie jest tak, że "życie tak nam się układa i jest nam ciężko". TO MY układamy sobie życie tak, że jest nam ciężko. Pytanie brzmi CO ROBIŁAŚ, żeby poprawić życie swoje i swoich dzieci? Czy PRÓBOWAŁAŚ w ogóle wynająć sobie coś własnego, zadbać o siebie sama, rozejść się z mężem i zacząć wszystko jeszcze raz? Oczywiście, że lepiej udawać, że wszystko jest ok, podstawiać mężowi wódę pod nos, wmawiać dzieciom, że tatuś jest zmęczony i bawić się przez internet z gościem, o którym wiesz tylko tyle, ile Ci powie i ile sobie wyobrazisz. Twoje życie to fikcja, teatr, i udawanie. W tej chwili nie różnisz się niczym od tych wszystkich mężatek, które czają się na nowego faceta i swoje postępowanie tłumaczą tym, że "mają do tego prawo, bo mąż tak źle je traktuje". Twoja reakcja na wpis Excopa właśnie to sugeruje. Że zabolało, bo wiesz, że napisał prawdę
Dlaczego niczego nie zmieniasz? Bo prawda jest taka, że tak Ci wygodnie. Wiadomo, że się boisz, że współuzależnienie zrobiło swoje, ale w zasadzie już się przyzwyczaiłaś i tak jest ok. No bo sytuacja jest znajoma, ułożyłaś ją sobie jakoś, wszystkie role w spektaklu zostały już obsadzone, więc po co to zmieniać? Opisana przez Ciebie historia jest czarno-biała. To opowieść o "beznadziejnym złym mężu" oraz "cudownym księciu na białym koniu". A jaką rolę w tej opowieści przypisałaś samej sobie? Jaką rolę grają w niej Twoje dzieci?
andzia2004 napisał/a:Wiesz co mnie najbardziej zranilo W twojej wypowiedzi ,"partnera spisałam JUŻ na straty" (...) Ja od Lat znoszę to wszystko, dajac mu szansę ale on nie widzi ani problemu w piciu ani w swoim zachowaniu
Nie dajesz mu szansy na zmianę Andzia, tylko akceptujesz to wszystko. "Przez lata" dajesz się bić i upokarzać na oczach własnych dzieci I NIC Z TYM NIE ROBISZ. Tu jest problem w Tobie, a nie w sytuacji zewnętrznej, bo ta sytuacja jest konsekwencją podejmowanych przez Ciebie decyzji. Jeżeli myślisz, że romansowanie przez internet da Ci poczucie szczęścia, to jesteś w błędzie. To jest dokładnie taka sama relacja, jak ta z mężem. Po prostu ta internetowa jest opakowana w kolorowy papier przewiązany ładną wstążką. Niestety nie wiadomo co jest w środku, bo nawet nie chcesz tego otworzyć. Bo nie podejmujesz ŻADNEJ decyzji. Wolisz udawać. Żyjesz na pół.
To nie jest tak, że "życie tak nam się układa i jest nam ciężko". TO MY układamy sobie życie tak, że jest nam ciężko. Pytanie brzmi CO ROBIŁAŚ, żeby poprawić życie swoje i swoich dzieci? Czy PRÓBOWAŁAŚ w ogóle wynająć sobie coś własnego, zadbać o siebie sama, rozejść się z mężem i zacząć wszystko jeszcze raz? Oczywiście, że lepiej udawać, że wszystko jest ok, podstawiać mężowi wódę pod nos, wmawiać dzieciom, że tatuś jest zmęczony i bawić się przez internet z gościem, o którym wiesz tylko tyle, ile Ci powie i ile sobie wyobrazisz. Twoje życie to fikcja, teatr, i udawanie. W tej chwili nie różnisz się niczym od tych wszystkich mężatek, które czają się na nowego faceta i swoje postępowanie tłumaczą tym, że "mają do tego prawo, bo mąż tak źle je traktuje". Twoja reakcja na wpis Excopa właśnie to sugeruje. Że zabolało, bo wiesz, że napisał prawdę
Dlaczego niczego nie zmieniasz? Bo prawda jest taka, że tak Ci wygodnie. Wiadomo, że się boisz, że współuzależnienie zrobiło swoje, ale w zasadzie już się przyzwyczaiłaś i tak jest ok. No bo sytuacja jest znajoma, ułożyłaś ją sobie jakoś, wszystkie role w spektaklu zostały już obsadzone, więc po co to zmieniać? Opisana przez Ciebie historia jest czarno-biała. To opowieść o "beznadziejnym złym mężu" oraz "cudownym księciu na białym koniu". A jaką rolę w tej opowieści przypisałaś samej sobie? Jaką rolę grają w niej Twoje dzieci?
Pojechałaś mi nie ma co?Ale to mi się właśnie tu podoba na tym portalu ze każdy jest obiektywny i pisze co myśli :
Jeżeli chodzi o meza to w spieralam go nie raz (jak leczył wątrobę ,jak się zaszywal, jak miał atak padaczki ,zawsze byłam przy nim ,zawsze ale jak ktoś nie chce przestać pić to już nie jest moja wina )
Masz dużo racji zawsze potrafię to jakoś wytumaczyc (i tu ze robię wszystko by mąż był zadowolony i była cisza w domu -dzieci to widzą ....)Ja wiem że mąż nieraz jest dobry ,zdarza mu się nawet kawe mi zrobić ...
Ja po prostu przez te lata poddalam się mężowi całkowicie ,zatraciłam się .
Wiem że powinnam sie wyprowadzić i wiem że poradzilabym sobie bo nie jestem od niego zależna ale nie potrafię I tu znowu chyba masz rację ze tak jest mi wygodnie.....
Nie umiem o siebie zawalczyć I o dzieci idę na łatwiznę tkwiac w tym dalej....
A jezeli chodzi O tego cudownego rycerza to wiem że on nie jest taki cudowny. ...
Może brakuje mi zainteresowania ale aż taka naiwna nie jestem.
Pojechałaś mi nie ma co
Przepraszam, że tak ostro, ale osobiście przerabiałam już wszystkie możliwe powody, dla których "moje życie nie może się teraz zmienić na lepsze".
Chcę, żebyś zdała sobie sprawę z absurdu sytuacji, w której tkwisz. Jesteś na statku, którego kapitan leży zalany w trupa, za chwilę uderzycie w skały, a Ty zamiast łapać za ster...szorujesz pokład, zapewniasz trupowi zapas rumu i mrugasz zalotnie do rybaka z pobliskiej barki.
Możesz się złościć, denerwować, że ktoś zarzuca Ci stagnację, chociaż nie chodzi w Twoich butach, ale prawda jest taka, że pytania o to "czego oczekujesz od nowej relacji" i "co zamierzasz z tym zrobić" będą chodzić za Tobą jak cień i prędzej czy później będziesz musiała sobie na nie odpowiedzieć. Bo jesteś odpowiedzialna za siebie i swoje dzieci. Bo zapewniając mężowi komfort picia nieświadomie go zabijasz. Bo masz 34 lata i szansę, żeby zacząć wszystko od nowa. Pytania "czego oczekujesz?", "co zamierzasz z tym wszystkim zrobić?" i "jak chcesz się do tego zabrać?" są więc fundamentalne.
Ponieważ oba Twoje wątki dotyczyły tych samych problemów - połączyłam je. Bez sensu (i niezgodne z regulaminem) było opisywanie Twojego małżeństwa w wątku o pierwszej miłości. Te dwa zagadnienia, w Twoim przypadku, są nierozerwalnie ze sobą połączone i tak będzie łatwiej prowadzić rozmowę
Ponieważ oba Twoje wątki dotyczyły tych samych problemów - połączyłam je. Bez sensu (i niezgodne z regulaminem) było opisywanie Twojego małżeństwa w wątku o pierwszej miłości. Te dwa zagadnienia, w Twoim przypadku, są nierozerwalnie ze sobą połączone i tak będzie łatwiej prowadzić rozmowę
Dobrze . Nowa jest na forum i nie dokonca jeszcze wiem jak się tu poruszać. Ale staram się zaklimatyzowac.
28 2016-04-29 09:43:42 Ostatnio edytowany przez andzia2004 (2016-04-29 09:59:16)
andzia2004 napisał/a:Pojechałaś mi nie ma co
Przepraszam, że tak ostro, ale osobiście przerabiałam już wszystkie możliwe powody, dla których "moje życie nie może się teraz zmienić na lepsze".
Chcę, żebyś zdała sobie sprawę z absurdu sytuacji, w której tkwisz. Jesteś na statku, którego kapitan leży zalany w trupa, za chwilę uderzycie w skały, a Ty zamiast łapać za ster...szorujesz pokład, zapewniasz trupowi zapas rumu i mrugasz zalotnie do rybaka z pobliskiej barki.
Możesz się złościć, denerwować, że ktoś zarzuca Ci stagnację, chociaż nie chodzi w Twoich butach, ale prawda jest taka, że pytania o to "czego oczekujesz od nowej relacji" i "co zamierzasz z tym zrobić" będą chodzić za Tobą jak cień i prędzej czy później będziesz musiała sobie na nie odpowiedzieć. Bo jesteś odpowiedzialna za siebie i swoje dzieci. Bo zapewniając mężowi komfort picia nieświadomie go zabijasz. Bo masz 34 lata i szansę, żeby zacząć wszystko od nowa. Pytania "czego oczekujesz?", "co zamierzasz z tym wszystkim zrobić?" i "jak chcesz się do tego zabrać?" są więc fundamentalne.
Ta ostrość to dobra ,taki kubeł zimnej wody każdemu potrzebny .
A z tym statkiem też fajnie to ujelas.
Coraz częściej czuję że jestem na jakimś rozstaju dróg i nie wiem w która stronę iść ,czy próbować ułożyć sobie życie od Nowa ,czy dalej się oszukiwać ze wszystko ok i tkwić w tej stagnacji...
Co zrobić by np. Za 10 lat nie mieć do siebie pretensji że jest tak a nie inaczej i stwierdzić ze zrobiłam wszystko co mogłam zrobić by było lepiej.
Wiesz czego się jeszcze boję że jakbym odeszła od niego ...A on stoczy się jeszcze bardziej albo zapije i coś mu się stanie to będzie to moja wina...
A jak twoje życie znalazłaś sposób na zmianę na lepsze -udało Ci się (nie znam tematu,jak mam go namierzyc)
Wpisałem swoją repliką do Twojego komentarza, ale w międzyczasie, moderacja połączyła oba wątki, więc przepadła.
W skrócie więc teraz:
Nie czytałem źródła. Moim zdaniem, nic by mi to nie dało.
Stwierdziłem fakt i zadałem proste pytanie.
Teraz już chyba nieaktualne, więc to tyle.
Nie chciałem Cię zranić, to pewne.
Wpisałem swoją repliką do Twojego komentarza, ale w międzyczasie, moderacja połączyła oba wątki, więc przepadła.
W skrócie więc teraz:
Nie czytałem źródła. Moim zdaniem, nic by mi to nie dało.
Stwierdziłem fakt i zadałem proste pytanie.
Teraz już chyba nieaktualne, więc to tyle.
Nie chciałem Cię zranić, to pewne.
Wiem wyraziłeś po prostu swoje zdanie ...☺
W rzeczywistości nie wszystko jest zawsze czarne lub białe....
Pozdrawiam mam nadzieję ze jeszcze się usłyszymy
Excop napisał/a:Wpisałem swoją repliką do Twojego komentarza, ale w międzyczasie, moderacja połączyła oba wątki, więc przepadła.
W skrócie więc teraz:
Nie czytałem źródła. Moim zdaniem, nic by mi to nie dało.
Stwierdziłem fakt i zadałem proste pytanie.
Teraz już chyba nieaktualne, więc to tyle.
Nie chciałem Cię zranić, to pewne.Wiem wyraziłeś po prostu swoje zdanie ...☺
W rzeczywistości nie wszystko jest zawsze czarne lub białe....
Pozdrawiam mam nadzieję ze jeszcze się usłyszymy
Nie zrozumiałaś mnie, Andziu.
Stwierdziłem, co stwierdziłem. I sama przyznałaś, że tylko obawa przed podjęciem decyzji o odejściu trzyma Cię przy "papierkowym" mężu.
Tutaj nie ma miejsca na odcienie szarości. Albo zostajesz, tonąc w bagnie albo chwytasz się znanej od dawna gałęzi (choć może być nieco śliska po latach)
Masz motywację. Masz kogoś, kto Cię wspiera.
Tyle, że nie masz pewności, czym to wsparcie jest dyktowane.
Myśle jednak, że lepiej rozczarować się przyszłością, niż nie widzieć jej dla siebie w ogóle.
andzia2004 napisał/a:Excop napisał/a:Wpisałem swoją repliką do Twojego komentarza, ale w międzyczasie, moderacja połączyła oba wątki, więc przepadła.
W skrócie więc teraz:
Nie czytałem źródła. Moim zdaniem, nic by mi to nie dało.
Stwierdziłem fakt i zadałem proste pytanie.
Teraz już chyba nieaktualne, więc to tyle.
Nie chciałem Cię zranić, to pewne.Wiem wyraziłeś po prostu swoje zdanie ...☺
W rzeczywistości nie wszystko jest zawsze czarne lub białe....
Pozdrawiam mam nadzieję ze jeszcze się usłyszymyNie zrozumiałaś mnie, Andziu.
Stwierdziłem, co stwierdziłem. I sama przyznałaś, że tylko obawa przed podjęciem decyzji o odejściu trzyma Cię przy "papierkowym" mężu.
Tutaj nie ma miejsca na odcienie szarości. Albo zostajesz, tonąc w bagnie albo chwytasz się znanej od dawna gałęzi (choć może być nieco śliska po latach)
Masz motywację. Masz kogoś, kto Cię wspiera.
Tyle, że nie masz pewności, czym to wsparcie jest dyktowane.
Myśle jednak, że lepiej rozczarować się przyszłością, niż nie widzieć jej dla siebie w ogóle.
A teraz zrozumiałam ☺
Wiesz mówi sie ze nic w życiu nie dzieje się bez powodu...ze wszystko ma swój sens....
Jak się tak nieraz zastanawiam czemu ta osoba znowu stanęła na mojej drodze... może właśnie
by mi uświadomić pewne rzeczy I zmotywować do zmian....nie wiem......to wszystko takie dziwne
A powiedzcie mi czy ktoś Z was był w podobnej suytuacji (w pewnym momencie zycia musiał zdecydowac czy zyc tak dalej czy nie),podjął pewne decyzje ,jak to wygląda z perspektywy czasu.....
Myślisz że jestem wspoluzalezniona I taka terapia by mi pomogła.
Wszystko co piszesz o tym swiadczy. Nie-wspoluzalezniony czlowiek spieprza od alkocholika jak szybko moze, a nie tlumaczy bicie i awantury miloscia.
andzia2004 napisał/a:Myślisz że jestem wspoluzalezniona I taka terapia by mi pomogła.
Wszystko co piszesz o tym swiadczy. Nie-wspoluzalezniony czlowiek spieprza od alkocholika jak szybko moze, a nie tlumaczy bicie i awantury miloscia.
Ja odeszlam od mojego bylego z powodu jego picia. Da sie i chyba najtrudniejsze jest pierwsze pol roku. Nie tyle organizacja zycia co ciagle pytania znajomych dlaczego sie rozstaliscie. Ale w koncu wszyscy sie dowiedza dlaczego i zycie staje sie spokojne.
Cieszę się ze tu jestem .
Bo jak się tak czyta niektóre wątki to ma się inne spojrzenie na pewne sprawy ,otwierają się oczy
Ja np już wiem że nie ma co zamydlac sobie oczu i pchać się w jakieś chore sytuacje ,tylko starać się uporządkować swoje zycie (BO W Końcu to od Nas zależy jak ono wyglada-niema się co uzalac,szkoda zycia ,nikt za Nas nic nie zmieni w Naszym zyciu)
Więc znalazłam poradnie w Naszym mieście dla osób uzaleznionych (dzwoniłam ,a w poniedziałek mam pierwszą wizyte)maly krok ale zawsze coś .....
Najpierw muszę dojść do ładu sama ze sobą bo trochę zatraciłam poczucie własnej wartości W tym swoim zyciu (A ostatnio udało mi się zdać wymarzone prawo jazdy)
A PÓŹNIEJ ZOBACZYMY MOŻE JESZCZE ZNAJDĘ SWOJE SZCZĘŚCIE W ŻYCIU.
(Na razie wiem ze mam super adte dzieci ,pomimo całej sytucji i one da najważniejsze )
Dawno się nie oddzywalam bo w sumie nie mam się czym pochwalić Tym ze nadal tkwie U boku pijacego meza ,kontakt internetowy Ze znajomym sprzed lat zerwalam .Jedyne na co się odwazylam to 5 dni temu wezwalam policję jak maz sie awanturowal.Nie zdawalam sobie sprawy ze mozna tak uzaleznic sie od drugiej osoby.....A odejsc nadal nie potrafie
Dawno się nie oddzywalam bo w sumie nie mam się czym pochwalić Tym ze nadal tkwie U boku pijacego meza ,kontakt internetowy Ze znajomym sprzed lat zerwalam .Jedyne na co się odwazylam to 5 dni temu wezwalam policję jak maz sie awanturowal.Nie zdawalam sobie sprawy ze mozna tak uzaleznic sie od drugiej osoby.....A odejsc nadal nie potrafie
Jednak jakiś krok do przodu zrobiłaś. Zwykle długo tkwimy w toksycznej sytuacji, bo to jest nam znane. Boimy się nowego. Ale jak chodzisz na terapię, to będzie dobrze. Nie licz na to, że mąż się zmieni. Oni się nie zmieniają. Będzie tylko gorzej.
Coraz bardziej dociera do mnie ze on się nigdy nie zmieni i zawsze co by się nie stało to jest moja wina.......nawet jakieś obietnice poprawy ,dzień dwa spokoju i znowu jest to samo .....A najgorsze jest ze robie wszystko zajmuje sie dziecmi utrzymuje obecnie nas wszystkich bo on nie pracuje a ciagle slysze ze ja nic nie robie z toba to sie nigdy nic nie dorobie (a on lezy albo chodzi na ryby) Porazka
Coraz bardziej dociera do mnie ze on się nigdy nie zmieni i zawsze co by się nie stało to jest moja wina.......nawet jakieś obietnice poprawy ,dzień dwa spokoju i znowu jest to samo .....A najgorsze jest ze robie wszystko zajmuje sie dziecmi utrzymuje obecnie nas wszystkich bo on nie pracuje a ciagle slysze ze ja nic nie robie z toba to sie nigdy nic nie dorobie (a on lezy albo chodzi na ryby) Porazka
Andzia, może po prostu to tak ma być w twoim wypadku czyli metoda małych kroczków. Prawko zdane, poszłaś na terapie, wezwałaś policje. To wszystko idzie do przodu. Ważne aby nie zwalniać jak idzie terapia?
Powoli uświadamiam sobie moja głupotę i to ze to jest pasożyt który na mnie żeruje.....
Witam
Wracam do swojego watku bo trochę się u mnie zmieniło.Mąż 1listopada wrócił Z Niemiec całe dnie pil i nietrzezwial .
23 listopada coś we mnie pękło i zabrałam dzieci nasze rzeczy i wyprowadzilam się od męża. Ta decyzja dojrzewala we mnie długo i w momencie wyprowadzki byłam pewna że robię dobrze.Tak teraz powoli zaczynam mieć wątpliwości. Czy to normalne. Mąż się stara wytrzezwiał był na odtruciu I naprawdę się stara ( nigdy się tak nie zachowywał prawie przez 13 lat małżeństwa , bo zawsze dla niego najważniejszy był alkohol).Ale ja teraz po prostu już nie wierze ze to na długo taka zmiana (bo po 2 krotnym zaszyciu też przez 1 -1.5 miesiaca też bylo dobrze)Nie wiem czy wystarczy mi sił,by wierzyć w to ze alkoholik rzadko się zmienia i czy wytrwałości w swojej decyzji.Powiem tylko że dzieci w miare dobrze znoszą nową sytuację '
Autorko jeszcze raz przeczytaj swoje wszystkie posty, zwłaszcza ten przedostatni.
Alkoholik do końca życia będzie alkoholikiem, a ty jesteś osobą wspóluzależnioną stąd też masz zniekształcony obraz widzenia rzeczywistości. Twoje małżeństwo jest toksycznym związkiem- ty potrzebujesz pomocy dla siebie i dzieci, zeby wyjść z roli osób współuzależnionych.Poszukaj pomocy psychologa w MOPSie lub w poradni uzależnień, poszukaj terapii rodzinnej.
Tutaj masz odpowiedź na swoje wątpliwości,
andzia2004: Powiem tylko że dzieci w miare dobrze znoszą nową sytuację '
Twoje dzieci i ty potrzebujecie spokoju, poczucia bezpieczeństwa.
Pracuj dalej nad sobą i idź do przodu. Potrafisz to, bo masz przy sobie kochające dzieci. Nie zawiedź ich i siebie.
Witam
Nie mieszkam już z mezem 3 miesiace Ale jakoś strasznie ciężko mi się zebrać by to wszystko prawnie uregulować. Teraz jestem dopiero na etapie czy wniosek O separację czy rozwód.Czy ktoś był w podobnej sytuacji ze pomimo ze tkwił w toksycznych związku ciężko było mu to uciąć.Czy to normolane ze się zastanawiam.Może ktoś miał podobnie.Pozdrawiam
Decyzja : separacja czy rozwód to Twoja decyzja - nie mieszkasz z nim, nie szanuje Cię, oderwałaś się w codzienności od niego - wszystko wskazuje, że dążysz do rozwodu.
Witam
I stało się złożyłam dzisiaj pozew o rozwod Z orzeczeniem O winie .Niby cala moja rodzina mnie wspiera jest ze mnie dumna.
A Ja czuję się dziwnie bardzo Dziwnie ......czy to normalne oodczucie......
Może byliście w podobnej sytuacji .
Czesc
Dawno się nie oddzywalam.
Udało się od 3 miesięcy jestem W końcu szczęśliwa tak mogę powiedzieć szczęśliwa rozwodka.Która zaczyna cieszyć się życiem i odzyskuje wiarę w siebie.Do wszystkich którzy tkwią w toksycznych związkach....A zwłaszcza Z alkoholikiem można zmienić wszystko wystarczy chcieć....choć nie jest to łatwe....Ale uwierzcie warto ...mamy jedno życie...