Wydaje mi się, że poruszyłaś bardzo ciekawy i szeroki temat. Właściwie dziwię się, że jeszcze tu nie wywiązała się jakaś dyskusja wokół tego...
Bo tematów do refleksji można tu znaleźć sporo.
Co jest w życiu ważne?
Co zrobić, żeby poczuć jakiś sens w czymkolwiek, co się robi?
Czy lepiej mieć "plan na życie", czy może "iść na żywioł", zdać się na przypadek?
Czy ludzie są w większości szczęśliwi, czy raczej szczęście jest udziałem małej grupki?
O co się starać w życiu, a o co nie? Co ode mnie zależy, a co ode mnie nie zależy?
I pewnie można by tu jeszcze co nieco znaleźć
Pytania iście filozoficzne. A jakże istotne.
Co do Twej matki... Mogła mieć po prostu niezdiagnozowaną depresję. Choć stawiam raczej na dystymię. Może i u Ciebie podobne zaburzenie występuje? Choć, z drugiej strony, jeśli mocno wierzyła w to, co mówi, to dla mnie przyczyny jej nastroju są oczywiste... Bo ciężko sie życiem cieszyć, mając w głowie motto: "w życiu nie da się być szczęśliwym i trzeba się jakoś przemęczyć". Tyle, że w takich sprawach ciężko powiedzieć, co było przyczyną, a co skutkiem. Może depresja była przyczyną jej sposobu myślenia, a może sposób myślenia przyczyną depresji. A najpewniej to się jedno z drugim napędzało - takie błędne koło. Zwykle właśnie to tak wygląda, że napędza się u nas i sprzęga jedno z drugim, to znaczy myśli z nastrojem, jak i z samopoczuciem fizycznym, i z zachowaniami, a każdy z tych czynników oddziaływuje na pozostałe... Więc tu dociekać przyczyny w konkretnej sferze może być trudno. Prawdopodobnie wszystko właśnie się sprzęgło,zapętliło, no i efekt taki - nie czuje już ktoś sensu istnienia, żyje, bo żyje, ale radości z tego niet...
Tak część ludzi żyje własnie, z musu trochę, bo się urodzili, a zabić się jest straszno i bolesno...
Dziwne tylko dla mnie, czemu ktoś taki nie szuka pomocy? Czemu nie próbuje dojść do innego stanu? Są przecież w dzisiejszych czasach gabinety psychologów, psychiatrów, półki się uginają od literatury na tematy wszelakie, w internecie też sporo wiedzy, jak się dobrze poszuka... Czy warto tak wegetować? To chyba jakaś bardzo mocna wiara w to, że "nie da się nic zmienić", powoduje, że osoby wegetują, zamiast sobie pomóc. Ze nawet nie próbują... Smutne to jest.
Jak o mnie chodzi i co porabiam sobie na co dzień, to nie bardzo chcę się ze swojego życia na forum wywnętrzać Powiem tylko, że patrząc z boku, jest nieciekawe raczej, mało kto by się chciał wymienić ze mną chyba... Ale ja mimo wszystko czuję w swoim życiu jakiś sens. Choć bywa też różnie, oczywiście, są chwile, ze wydaje mi się wszystko bez najmniejszego sensu, no ale w większości, to jednak myślę, że jakiś sens w tym naszym życiu chyba jest Tyle, że ja tego sensu nie znam. To jest właśnie nieco przykre w tym, ha ha ale się chyba już pogodziłam, że nie znam i nie poznam istoty owego "sensu" Najważniejsze, że ufam w to, że sens jakikolwiek jest. Zresztą, pytanie o sens jest trochę bez sensu (jak ciekawie wyszło mi, o ) Bo czemu za wszystkim ma się kryć coś innego i dopiero to coś ma ten sens mieć? Równie dobrze sens może mieć rzeczywistość jako taka, bez żadnych "drugich den" pod nią, bez konkretnych powodów... Samo istnienie po prostu. Coś istnieje, czyli ma jakiś sens. Bez sensu coś by może nie istniało (choć przeczą temu np. organy szczątkowe itp sprawy, co właśnie istnieją bez sensu, heh, no bo żadnych funkcji nie spełniają w swiecie, a sobie i tak wesoło istnieją, jakby na przekór z naszego tu filozofowania, bez sensu istnieją i mają się dobrze ). Choć to sliskie już te przemyślenia się robią, trzeba by bowiem określić co się rozumie pod pojęciem "sens", "rzeczywistość" itp (Kiedyś chciałam studiować filozofię, ale jak pomyślałam jednak o tym dzieleniu każdego włoska na czworo, a tej jednej czwartej dalej na czworo i tak dalej, i tak dalej, to doszłam do wniosku, ze czlowiek nigdy prawdy nie pozna, nasz mózg jest zresztą zbyt ograniczony i tworzy jedynie przybliżenia, a nawet sam język przeszkadza czasem w rozumieniu świata Odechciało mi się więc tego uprawiania sofistyki i różnych wygibasów językowych, które niby mają coś komuś "wyjaśniać", ta mam wrażenie, ze to ładnie czasem można jakiś detal rzeczywistości opisać, ale jak chodzi o całość, a tym bardziej jakieś "głębsze dno" - o ile takowe jest - to już człowiek jest bezradny. A ludzie tylko bez sensu silą się zrozumieć coś, co nie jest nam dane, abyśmy to pojąć mogli. Choć rozumiem akurat samo myślenie dla myślenia, czasem sobie lubię tak porozdzielać jakiś włosek na czworo itp, itd, dla samego ćwiczenia mięśni mózgowych, bo to dobra gimnastyka rzeczywiście ).
Miłość, relacje, spokój - jak najbardziej masz w swoim zasięgu. Z tym, że niekoniecznie na ten moment, niekoniecznie sama jak palec, zostawiona bez pomocy kogoś z zewnątrz... Zdrowie - tu się sporo tez da zdziałać. Ale zwykle też nie obywa się bez pomocy innych.
Tak, od tego jest lekarz, żeby leczył zdrowie. Od tego jest psycholog, żeby pomagał dojść do konstruktywnych wniosków i takichże zmian w swoim życiu. Psychiatra jest od zaburzeń psychicznych. Mechanik od naprawy maszyn. Itp
Nad czym sie tu zastanawiać więc? Nad konkretem - iśc do tego psychologa, czy nie iść? Czy nad ulotnymi konstrukcjami złożonymi z wytworów naszych mózgów, ktore nam powiedzą "jest sens/nie ma sensu"?
Czasem dobrze myśleć, a czasem dobrze działać.
Tak, nikt Ci tu nie powie na co masz wpływ, bo wpływ masz wtedy, jak wiesz co konkretnie chcesz osiągnąć i jakimi sposobami się to da osiągnąć. Nie jest to też takie łatwe, coś zbudować wartościowego. Np. ten spokój w sobie. Trzeba znać czasem pewne techniki, mieć pewną wiedzę. Jak chcesz, żeby Ci komputer dobrze działał, to idziesz do człowieka, co zna sie na tym komputerze. A psychika od komputera jest dużo bardziej złożona. Więc czemu tyle ludzi oczekuje, ze zmienią coś u siebie ot tak? Bez żadnej wiedzy w temacie?
Niestety, jak żyłaś XX lat pewnym sposobem, jak myślałaś XX lat pewnym sposobem, jak reagowałas XX lat pewnym sposobem... To bez porządnej pracy nad sobą teraz nie ma co oczekiwać, że zaczniesz żyć/myśleć/działać całkiem innym sposobem. To nie tak łatwo. Trzeba się przygotować na pracę i wysiłek w tym kierunku. Zdobycie wiedzy tez jest konieczne.
Tyle. (Sie rozpisałam )