Niestety, nie każdy. Zagadnęłam kiedyś do faceta poznanego kilka lat wcześniej w bibliotece. Wtedy miło nam się pogawędziło o książkach - naszej wspólnej pasji. Pogawędka była przelotna, nie widywałam go więcej (albo nie zauważałam, bo ja trochę gapa jestem i często zatopiona w swoich myślach nie rozpoznaję znajomych, o czym bliscy wiedzą i nie obrażają się, tylko sami sprowadzają mnie na ziemię ), aż dopiero na jakimś miejskim festynie. Był z psem, więc miałam fajny pretekst do zagadania. Jaki był efekt? Za przeproszeniem spierdzielał ode mnie jak od morowego powietrza. To było upokarzające i bardzo nieprzyjemne.
Inny przykład: dawno już temu poznaję z koleżankami chłopaka, który zaczepia nas na dworcu. Obiecuje nam pocztówki na zbliżające się Walentynki. Pocztówkę dostaję, miło mi... Potem spotykam koleżankę, która opowiada, jak to spotkała D. i podziękowała mu za kartki również w moim imieniu. Kolega D. robi wielkie oczy i oznajmia, że do mnie nie wysyłał.
Jak się można poczuć? Swoją drogą kartka ewidentnie jest od niego, więc tym bardziej nie rozumiem sytacji. Byłam wrażliwa młoda koza i z przykrości przepłakałam część wieczoru.
Przykład trzeci, całkiem niedawny: znowu festyn w mieście, jestem z koleżanką i jej znajomymi. Zamawiam sobie przy kulinarnym stoisku jakieś danie, przekomarzam się ze sprzedawcą. Do przekomarzanek przyłącza się stojący nieopodal mężczyzna (walczę z nałogiem nadużywania słowa "facet" - tak na marginesie ). Wymieniamy kilka żartów, po czym ten pyta, czy może się przysiąść do naszego stolika. Z przyjemnością się zgadzam, bo pan sympatyczny. Co się potem okazuje? Zaczepił mnie tylko po to, żeby zbliżyć się do koleżanki. Szybciutko zostali parą... a jeszcze szybciej być nią przestali, ale to już zupełnie inna historia. W sumie może i dobrze, że to nie mnie poderwał i zostawił.
Ale wnioski smutne. Niekorzystne dla mnie. Po kilku takich porażkach, traci się zapał i wiarę w siebie.
Napisałem, że każdy chętnie odpowiada na kontakt - nigdzie nie powiedziałem, że ta odpowiedz musi być pozytywna...
Odpady się zdarzają, tego się nie da przeskoczyć, na swojej drodze spotykamy różnych ludzi.
Wspominasz, że po kilku takich porażkach traci się wiarę w siebie. Powiedz mi w takim razie co mają na ten przykład powiedzieć faceci, którzy coś sobą reprezentują i potrafią o zgrozo podejść i kulturalnie zaczepić kobietę, która im się podoba... a przy większości tego typu prób spotykają się z chamstwem, pośmiechem, dawaniem im lipnego numeru telefonu albo nie odbieraniem ich telefonów że o innych bardziej kwiecistych zachowaniach nie wspomnę. Części mężczyzn się nie dziwię że mają problem z pewnością siebie... bo trafianie wciąż i wciąż na zamknięte drzwi nie sprzyja zdrowej samoocenie.
Masa pracy jest z takimi ludzmi... a najczęściej to bardzo wartościowe osobniki, które o jeden raz za dużo dostały po łapach niestety.
Przepraszam za ton, którego teraz użyję:
Do jasnej cholery, mój były mąż jakoś potrafił być ze mną, spotykać się i nie zagarniać mnie od pierwszych spotkań. Wszystko przyszło stopniowo. Czy, kurrrrde mać, trafiłam na jakiś przyrodniczy ewenement???
Powiedział mi potem, że w pewnym momencie zorientował się, że może podjąć jakieś śmielsze kroki. Że było to po mnie widać (!!!). Właśnie po tym, że zawsze chętnie zgadzałam się na spotkania, wyjazdy, że uśmiechałam się itp.
Szlag mnie trafia, że dzisiaj, gdy po kilkunastu latach wkraczam ponownie w świat spotkań i randek, wszystko "musi" się dziać tak szybko i bez grama subtelności. Po prostu trafia mnie szlag!!! Do tego stopnia, że gdy o tym piszę, mam ochotę miotać bluzgami na wszystkie strony. Czuję rozgoryczenie i złość.
Nie ma za co przepraszać.
Ludzie są różni, jedni dostrzegają pewni niuanse inni nie. Jedni wiedzą co robić w danej sytuacji, inni nie. Jedni do przejścia na kolejny poziom potrzebują więcej czasu... inni mniej. Tego nie przeskoczysz. Owszem czasem po kobiecie widać, że można spróbować przejśc na kolejny poziom... są jednak kobiety, które naczytały się jakichś pierdół i wysyłają kompletnie sprzeczne sygnały... nierzadko dziwiąc się jednocześnie, że dany mężczyzna nie potrafi ich rozczytać. W logice co niektórych i sam Pan Bóg by się nie połapał... ale to moje zdanie.
Przykład?
"Będę go olewać i w ten sposób się domyśli, że mi się podoba" - czysty komizm.... a jak bardzo popularny.
Wyznacznikiem są wyznawane wartości i komfort psychiczny. Tak tak, aczkolwiek nie neguję wychodzenia poza własny komfort - ale trzeba odróżnić komfort od zwykłego wygodnictwa.
Cieszy mnie że dostrzegasz tę subtelną różnicę, bo z moich obserwacji bardzo wiele kobiet w naszym kraju tego nie potrafi.
Nie zapytam Sąsiadunia, co do mnie czuje.
GDzie ja gdzieś coś takiego proponowałem?
Znajomość z Sąsiaduniem trwa już prawie rok, ale spotkania są bardzo rzadkie, więc nie czuję się "upoważniona" do zadawania takich pytań. Z takim tekstem nie wyskakuje się ot tak, bez uzasadnienia. Co innego, gdyby robił mi jakieś nadzieje.
Tych szczegółów to ja raczej wcześniej nie znałem...a są dość ważne...
Rok znajomości i żadnych konkretnych kroków to jak dla mnie aż nadto wyrazna odpowiedz. Gdybym był w analogicznej sytuacji i zależałoby mi na kobiecie to starałbym się z nią spotykać jak najczęściej i po pewnym czasie, starał się przejśc o stopień wyżej.
Jak dla mnie brak jakiejkolwiek inicjatywy jest najlepszą odpowiedzią.
Dzisiejsi faceci to jakieś wydelikacone chłopaczki.
W niektórych przypadkach się zgadzam ale tego rodzaju pajaców jest garstka...
Na siłowni spotykam mnóstwo facetów z którymi idzie świetnie porozmawiać i którzy lubią widok fajnie ćwiczących dziewczyn, mało tego znam sporo takich, którzy kulturalnie potrafią im o tym powiedzieć.
W parku podczas spacerów również spotykam mnóstwo facetów biegających, jeżdżących na rowerach, spacerujących, grających w tenisa ( mamy korty) z którymi idzie świetnie porozmawiać. W kawiarniach jest praktycznie to samo...
W klubach można z kolei spotkać więcej odpadów ale jest tam wbrew pozorom dość proporcjonalnie fajnych facetów, tyle że stoją zazwyczaj w drugim rzędzie i trzeba się troszkę wysilić aby ich dostrzec.
Jest sporo męskich "pizd" ( pardon) w tym kraju ale w porównaniu do "normalnych" jest ich sporo mniej. Tyle że tytułowe pizdy zazwyczaj łatwiej spotkać i dostrzec, tych drugich trzeba "wypatrzyć", zazwyczaj.
A tym odważniejszym z kolei daleko do dżentelmenów. Jeden taki palant (z pełną odpowiedzialnością używam tego określenia) po pierwszej randce chciał się wprowadzić do mojej koleżanki i żądał od niej zadeklarowania, czy chce z nim być "na poważnie".
Widzisz, dupki i prostacy nie zastanawiają się zbytnio nad swoim postępowaniem, idą w ilość i statystykę.
Panowie mądrzy i inteligentni mają zwyczaj myśleć i analizować, nierzadko za dużo... co sprawia, że bywają pełni wątpliwości i deprecjonują swoją pewność siebie...
Rzecz jasna, nie mówię o wszystkich mężczyznach, ale o częstych, niestety i bardzo charakterystycznych przypadkach.
Ja mam czasem wrażenie, że kobiety wysnuwają tego rodzaju poglądy na podstawie pajaców, którzy podchodzą w klubach.
Wiele widziałem podejść w różnych miejscach i przyznam, że kluby to nierzadko prawdziwa wylęgarnia pajaców, zachowujących się tak jak mówisz... z kolei w parku, kawiarni czy na siłowni widziałem wiele świetnych podejść.
Najciekawsze jest to, że właśnie w klubach ludzie zdają się szukać materiału na partnera/kę na co dzień w ogóle się nie rozglądając... tudzież nie dając szansy.
I to jest smutne.