Cześć,
Stworzyłam ten temat, bo chciałabym opisać moją obecną sytuację i żeby ktoś spojrzał na to swoim obiektywnym okiem. Czy przesadzam, czy tak to właśnie ma wyglądać?
Od sierpnia zeszłego roku pracuje w pewnej firmie, jest to moja pierwsza praca i pierwsza umowa o pracę. Obsługuje klientów. Nie będę się wdawać w szczegóły, generalnie myślałam, że trafiłam w 10 z tą pracą, ale jednak teraz mam poczucie, że nie. Zacznę od tego, że na rozmowie kwalifikacyjnej trochę inaczej przedstawiono mi godziny pracy. Miała to być praca 40 godzin w tygodniu i ruchomy czas pracy pon-pt: 8:00-19:00 i (od czasu do czasu miałam być w pracy w sobotę 10:00-16:00).
Rzeczywistość okazała się trochę inna. Te 40 godzin rozłożone jest na 6 dni w tygodniu. Praca zawsze jest też w sobotę, więc tylko niedziela jest wolna. Generalnie mój grafik wygląda tak: pon-pt 11:19, sobota: 11:00-17:00.
Oczywiście zaprotestowałam, bo nijak z tego grafiku nie wychodzi 40 godzin i szefowa żeby mi wyrównać moje "straty godzinowe", dwa dni w tygodniu co dwa tygodnie przychodzę do pracy o 14:00 a nie o 11:00 i co dwa miesiące sobota wolna. Co według mnie nie jest jakimś super wyjściem.
Mam takie poczucie, że nie mam czasu na nic. Przychodzę do domu o 20, robię obiad i idę spać. Niedziela to jedyny dzień w którym mogę coś zrobić, ale przez zmęczenie całym tygodniem po prostu przesypiam cały dzień.
Powiedziałam o tym szefowej, starając się o dwudniowy urlop. I że muszę go wziąć, żeby sobie wypocząć i pojechać z chłopakiem na weekend nad morze. Chodziło o piątek i sobotę. Ale ona jedynie mnie wyśmiała, powiedziała, że jestem młoda, a tak właśnie wygląda prawdziwe życie i że jak będę miała dzieci to dopiero wtedy nie będę miała czasu. I oczywiście się nie zgodziła, bo nie ma mnie kto zastąpić w pracy. A to prawda, bo pracuje w biurze tylko jeszcze jedna Ukrainka, a klientów nam nie ubywa.
Zdarza się (przynajmniej raz w tygodniu), że klientów jest tak dużo, że muszę ich obsłużyć po godzinach pracy. Obsługa takiego jednego klienta trwa średnio 40 minut, więc jeśli przyjdzie ich dwóch to muszę zostać dwie godziny dłużej. Nie jest mi za to płacone, bo szefowa powiedziała, że to jest moja decyzja, że zostaje w pracy dłużej.
Myślę, żeby się zwolnić. Znajoma odradza mi taki ruch mówiąc, że nigdzie nie ma tak różowo, wiele ludzi pracuje w takich godzinach i wielu by chciało być na moim miejscu. Jak myślicie, czy przesadzam z moim myśleniem i faktycznie nigdzie nie ma tak fajnie?