Kilka dni temu byłam odwiedzić swoją ciężarną, dosyć bliską koleżankę. Po wizycie po raz kolejny naszła mnie ta sama refleksja, że ciąża jest piękna, ale w teorii, bo osobiście nie widzę w niej nic magicznego. , Koleżanka ma cukrzycę, w wyniku pierwszej cesarki teraz zaczynają jej się rozchodzić powłoki brzuszne, ona sama czuje się źle, wciąż ma jakieś bóle i zlecane kolejne, dodatkowe badania, a żeby było mało - lekarz miał podejrzenie wady serduszka u malucha.
Ja sama ciążę przechodziłam bardzo dobrze, bo pomijając fakt, że musiałam trochę poleżeć w szpitalu (no dobrze, więcej niż trochę ), to naprawdę nie miałam żadnych dokuczliwych dolegliwości, a jednak ciąża nie kojarzy mi się z żadnym pozytywnie wyjątkowym stanem, jak to wielokrotnie zdarzyło mi się słyszeć. Być może przez zwykłą poprawność, bo przecież "nie wypada inaczej", ale być może wcale nie.
Chciałabym, abyśmy podyskutowały i podzieliły się własnymi opiniami czy też spostrzeżeniami dotyczącymi tego, co czuje kobieta będąc w ciąży. Czy gdyby była taka możliwość, aby mieć upragnionego dzidziusia bez noszenia go przez tych długich dziewięć miesięcy, to chętnie byśmy z tego stanu rezygnowały, czy jednak jest to czas na tyle radosny i optymistyczny, że bez większych rozterek poddajemy się wszelkim związanym z nim niedogodnościom?
Wy same, lub kobiety z Waszego otoczenia, czułyście się w ciąży wyjątkowo czy traktowałyście ją wyłącznie jak wyboistą drogę do posiadania dziecka? Radość przesłaniała trudy, czy jednak było dokładnie odwrotnie - to trudy nie pozwalały się tym stanem w pełni cieszyć?