Jestem mężatka od 9 lat. Mamy 3ech synow. Mąż pije i to dużo. Ja wysluchuje jaka to zła jestem że nic nie potrafie. On wszystko musi zalatwiac On jest poprostu bez skazy a ja to zwykle scierwo.
Chcialam odejsc, nie mam gdzie. Moze to glupio zabrzmi ale modle sie żeby go szlak jasny trafil.
Jestem w podobnej sytuacji. Mój partner co prawda nie pije ale dręczy mnie psychicznie, wyzywa, ubliża nie docenia mojej pracy... już kiedyś wzięłam się w garść i założyłam mu niebieską kartę. Trochę się wystraszył i przez pół roku był do zniesienia. Ale ostatnie miesiące to piekło....ja już postanowiłam. Za miesiąc wyjeżdża na misje. To żołnierz...zabieram dzieci, wyprowadzam się do mamy. A przede wszystkim ide do psychologa i ponownie zgłosić to, że się znęca psychicznie nade mna w obecności dzieci. Jak zaczyna m ubliżać to go nagrywam. Uwierz też brakuje mi sił nieraz. Może jestem w innej sytuacji bo mam.pracę, wykształcenie, jestem lubiana i doceniania i mieszkam w mieście wojewódzkim gdzie MOPR mam koło siebie. Poszukaj pomocy w takiej instytucji. Tam są psycholodzy, prawnicy, psychiatrzy. Pomyśl również o synach... co wyniosą z domu...jakie wzorce. Ja swojego obecnego partnera nie kocham a mimo to jest mi ciężko ale najtrudniejszy pierwszy krok. Wolę być sama z dwójką małych dzieci ale dzieci szczęśliwych niż za jakiś czas wylądować z głęboką depresją w psychiatryku...
Bardzo chciałabym Ci pomóc ale najzwyczajniej nie wiem co powiedzieć
Widać ,ze bardzo cierpisz, żyjesz pod jednym dachem z agresywnym alkoholikiem i nie mam pojecia jak jesteś w stanie to znieść.
Na pewno jest Ci ciężko ,ale czy byłoby gorzej gdybyś odeszła? Nie wiem - musisz sama sie zastanowić. Nie wiem czy pracujesz , w jakim wieku są dzieci , jaka jest Twoja sytuacja.
Tak jak pisze Madzik - najtrudniejszy pierwszy krok i ten strach ,że sobie nie poradzisz (z moich doświadczeń i obserwacji wynika ,ze strach jest wiekszy niz rzeczywiste problemy).
Mogę Cię tylko wirtualnie wspierać i napiszę Ci do jakiego wniosku doszłam jak byłam na granicy załamania z powodu biedy takiej że nie miałam co jeść - ZAWSZE jakoś tak sie ulożyło ,że wychodziłam z dołka ,a obecnie mogę nawet powiedzieć ,ze jestem na górce (sama bym w to kilka lat temu nie uwierzyła).
Powodzenia!!!
Witaj. Wiem co przechodzisz i współczuje. Jestem w podobnej sytuacji opisanej w moim wątku. Ja kilka lat miałam wmawiane że wszystko to moja wina. On pil w ukryciu a przy mnie symbolicznie. Był w stanie przy dziecku wypić 3piwa w 40 minut i wypieral się tego mimo że dziecko mówili mi wszystko. Pękłam i wyprowadziłam się do mamy z dzieckiem.to cholernie trudne. Musisz się trzymać. Masz gdzie odejsc? Bylas na terapii?