Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 42 ]

Temat: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Witam, w tym trudnym przed walentynkowym czasie.
Co prawda ja tam nigdy sentymentalna nie byłam, ani przesadnie romantyczna. Ale lata lecą, a te witryny sklepowe chcą nie chcąc same przykuwają wzrok, emanując barwami czerwieni i różu, patrząc odnosi się wrażenie, że cała gablota krzyczy I LOVE YOU!!!!!!!
Pewne refleksje, chcą nie chcąc, same się cisną na usta.... i powiem Wam, ciężko mi.

Próbuje zakończyć relacje, która może mogła przerodzić się w poważny związek. Z jednej strony bardzo mi żal, z drugiej tak będzie lepiej dla wszystkich. Zaangażowałam się w relacje z facetem sporo starszym od siebie. To od początku nie był klasyczny związek, bardziej relacja przyjacielsko - partnerska. I taka mi odpowiadała najbardziej. Ale gdy sytuacja zmieniła o 180 stopni. Niestety musiałam poszukać, wyjścia awaryjnego. Szukałam tylko odpowiedniego pretekstu, jakim okazał się wieczór w którym panowie spędzili w klubie go-go w towarzystwie uroczych pań. Tak naprawdę, ja chciałam usprawiedliwić siebie, uzasadnić aborcje. I wreszcie zakończyć, to co okazalo się nie do zrealizowania.  Nie uważam, że on jest dla mnie za stary, nie mam nikogo innego na boku. Ale nie chce rozczarować siebie i jego. Jeżeli jego cichym marzeniem jest żona która zajęłaby się domem i dzieckiem, z którą stworzyliby rodzinę idealną, no to niewłaściwą kobietę wybrał. A ja nie zamierzam się unieszczęśliwiać, zmuszać do macierzyństwa. No więc o czym my rozmawiamy. 
A on rozpacza, że go opuściłam, jak to mu jest ciężko, ale mi też jest ciężko, i przykro strasznie. Wesprzyjcie mnie jakoś. Jak ja mam uspokoić siebie, całkowicie się odciąc od tego co było, mam wrażenie, że utkwilismy w martwym punkcie.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Zawsze czułam, że w tym układzie to ja muszę martwić się i przewidywać za nas dwoje. Nie jestem pesymistką, tylko realistką. Człowiek jest w stanie przewidzieć pewne rzeczy, chociażby ucząc się na błędach innych. Może trochę wygląda to tak, że uciekłam od problemów. Ale wierzcie mi nie dałabym rady wziąć na siebie takiego ciężaru odpowiedzialności. Wybrałam mniejsze zło. Zrobiłam to dla siebie i dla niego. Tak jest lepiej dla wszystkich. Mimo, że czasem wątpię że byłabym przy nim do końca szczęśliwa, nie potrafię przestać myśleć o tym jak on sobie radzi, co u niego. Myślę, o swojej przyszłości, jak ja sobie dalej będę układać życie. Mam totalną gonitwę myśli...podjęłam decyzje o rozstaniu, i chyba to ostateczna decyzja. Chociaż już nic wie wiem. POMOCY!!!!

3

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Nie do końca rozumiem z tym pretekstem, w sensie że szukałaś pretekstu do zerwania z nim, znalazłaś go, miał on usprawiedliwiać aborcję ale w jaki sposób? To było jego dziecko jak mniemam, on wiedział o sprawie i jako powód aborcji podałaś mu rozstanie, czy nie wiedział o ciąży i usprawiedliwienie było raczej dla siebie samej?

4

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?
Lilibet napisał/a:

Zawsze czułam, że w tym układzie to ja muszę martwić się i przewidywać za nas dwoje. Nie jestem pesymistką, tylko realistką. Człowiek jest w stanie przewidzieć pewne rzeczy, chociażby ucząc się na błędach innych. Może trochę wygląda to tak, że uciekłam od problemów. Ale wierzcie mi nie dałabym rady wziąć na siebie takiego ciężaru odpowiedzialności. Wybrałam mniejsze zło. Zrobiłam to dla siebie i dla niego. Tak jest lepiej dla wszystkich. Mimo, że czasem wątpię że byłabym przy nim do końca szczęśliwa, nie potrafię przestać myśleć o tym jak on sobie radzi, co u niego. Myślę, o swojej przyszłości, jak ja sobie dalej będę układać życie. Mam totalną gonitwę myśli...podjęłam decyzje o rozstaniu, i chyba to ostateczna decyzja. Chociaż już nic wie wiem. POMOCY!!!!


Pewnie i ten komentarz przewidzialas "Co jest z Tobą, dziewucho?"  tak wiem...wiesz, że chciałem napisać "Z głową w porządku?"

5 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-02-12 22:44:17)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?
Lilibet napisał/a:

Witam, w tym trudnym przed walentynkowym czasie.
Co prawda ja tam nigdy sentymentalna nie byłam, ani przesadnie romantyczna. Ale lata lecą, a te witryny sklepowe chcą nie chcąc same przykuwają wzrok, emanując barwami czerwieni i różu, patrząc odnosi się wrażenie, że cała gablota krzyczy I LOVE YOU!!!!!!!
Pewne refleksje, chcą nie chcąc, same się cisną na usta.... i powiem Wam, ciężko mi.

Próbuje zakończyć relacje, która może mogła przerodzić się w poważny związek. Z jednej strony bardzo mi żal, z drugiej tak będzie lepiej dla wszystkich. Zaangażowałam się w relacje z facetem sporo starszym od siebie. To od początku nie był klasyczny związek, bardziej relacja przyjacielsko - partnerska. I taka mi odpowiadała najbardziej. Ale gdy sytuacja zmieniła o 180 stopni. Niestety musiałam poszukać, wyjścia awaryjnego. Szukałam tylko odpowiedniego pretekstu, jakim okazał się wieczór w którym panowie spędzili w klubie go-go w towarzystwie uroczych pań. Tak naprawdę, ja chciałam usprawiedliwić siebie, uzasadnić aborcje. I wreszcie zakończyć, to co okazalo się nie do zrealizowania.  Nie uważam, że on jest dla mnie za stary, nie mam nikogo innego na boku. Ale nie chce rozczarować siebie i jego. Jeżeli jego cichym marzeniem jest żona która zajęłaby się domem i dzieckiem, z którą stworzyliby rodzinę idealną, no to niewłaściwą kobietę wybrał. A ja nie zamierzam się unieszczęśliwiać, zmuszać do macierzyństwa. No więc o czym my rozmawiamy. 
A on rozpacza, że go opuściłam, jak to mu jest ciężko, ale mi też jest ciężko, i przykro strasznie. Wesprzyjcie mnie jakoś. Jak ja mam uspokoić siebie, całkowicie się odciąc od tego co było, mam wrażenie, że utkwilismy w martwym punkcie.

Jak mam być szczera, to nie bardzo rozumiem, o co chodzi, łącznie z tytułem
Kto się ma ustatkować? Ten, co marzy o rodzinie z dzieckiem, ale poszedł do klubu go-go? I dlatego, że poszedł, to Ty dokonałaś aborcji? Żeby się z nim rozstać na wszelki wypadek? Bo z tytułu wynika, że jeszcze się nie rozstałaś? Mogłabyś to jakoś wszystko na spokojnie uściślić?

6 Ostatnio edytowany przez nevaquinones (2017-02-12 23:42:50)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Witam w klubie. Mam takie same poglądy, jak Ty. Gdybym miała przypadkowo zajść w ciążę ze swoim partnerem, zdecydowanie bym chciała ją usunąć, zresztą i tak nie chcę w ogóle mieć dzieci w przyszłości.
Co do twojej sytuacji, powiem wprost - jeśli KOCHA, zrozumie każdą Twoją decyzję. Powinnaś z nim porozmawiać i wprost powiedzieć o tym, jakie masz do tego podejście. Bez krzyków i złości - na spokojnie. Nawet jak nie zareaguje w sposób, który byś chciała, zostanie z Tobą jak pokażesz mu, że na niego zasługujesz. Jeśli nie - jesteśmy kobietami, mamy prawo podejmować też decyzję. Pamiętaj o tym.
Dodam - jeśli nie kochasz gościa - zniknij z jego życia. W przeciwnym wypadku zranisz siebie i jego mocniej, niż teraz to sobie wyobrażasz. Im dłużej ciągnąć relację, która nie znajdzie porozumienia, tym gorzej.

7

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Rozumiem, że targają Tobą emocje, ale opisz wszystko jeszcze raz - od początku, po kolei. Mniej emocji, więcej faktów.

Chyba że chcesz się tylko wyżalić i rad nie oczekujesz. Bo do dawania rad potrzebny jest jednak jakiś punkt zaczepienia.

8 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-02-14 00:20:18)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Nie dałam wczoraj rady wszystkiego logicznie opisać, ale spróbuje ogarnąć.

Do tej pory tworzyliśmy tak zwany związek otwarty. Ja nie tak dawno wkroczyłam w dorosłe życie. Studiuje zaocznie, powoli zaczynam pracować w zawodzie, wdrażać się. Poza tym jest to czas w moim życiu na, poznawanie świata i prowadzenie ciekawego życia towarzyskiego, oddawanie się swoim hobby, inwestowaniu w siebie. On jest gdzieś w tym wszystkim. Na pewno jest kimś dla mnie ważnym, wyjątkowym, pierwszą miłością. Kimś dla kogo zawsze znajdę czas. Jednak nie jestem typem dziewczyny która za cel, postawiła sobie być idealna, żona, matka, panią domu. Prowadzę nieco inny tryb życia, niż moi rówieśnicy. Imprezy, kluby, studencie życie - zupełnie nie moja bajka. Moi znajomi to w 90% osoby sporo od mnie starsze. Łączą nas wspólne pasje, podobny styl życia. On jest typem człowieka, który potrafi zakolegować się z każdym. Jest inteligentny, błyskotliwy, opanowany. Jako zawodowym wojskowym, posiada cechy przywódcze i potrafi podporządkować sobie innych. Ja z natury jestem dość spokojna, niekiedy nieśmiała. I rzadko mówię to co myślę, a i tak robię po swojemu.
Facetowi po 30, który mieszka sam, utrzymuje się sam, sam sobie jest w domu panem i władcą, trudno zmienić swoje nawyki, wprowadzić do swojego życia kobietę, pozwolić żeby rządziła. Nie popełniałam błędów jego eks, nie panoszyłam się w jego domu, nie przestawiłam mu mebli, nie kupowałam kwiatków, firanek. Nie czepiałam się o piwo w lodowce. Nie bałaganiłam. Robiłam to co czułam. Osobiście wpadałabym w furię jakby ktoś w moim mieszkaniu próbował coś zmieniać, bez mojej wiedzy i zgody. Ja się cholernie boje zmian, ograniczeń. Wole jak jest dystans. Ja mam swoich znajomych, on swoich. On lubi iść z kolegami na piwo, ja wyjechać na weekend do SPA. Tak jest lepiej, kiedy jesteśmy razem bez zakazów, ograniczeń, radykalnych wyrzeczeń. Jednak mam powody uważać, że on gdzieś w głębi duszy, powoli zaczyna myśleć o tym, żeby się ustatkować, założyć rodzinę. Nic dziwnego. Ale my od początku graliśmy w otwarte karty. I o żadnym ślubie, ani dziecku, nie było mowy. Jakiś czas temu był zaproszony na zjazd absolwentów swojej szkoły. Poprosił żebym mu towarzyszyła, niechętnie się zgodziłam. I tak większość jego dawnych znajomych ma już żony, dzieci. Zle się tam czułam, nie moje klimaty. Gdy wyszliśmy wspomniałam mu o tym, a on skwitował: nudziarze. Niby on tylko poszedł, bo chciał z kimś pewną sprawę omówić. I zaczynałam mieć powoli poważne wątpliwości. Taka nowina jaka na mnie spadła w gabinecie lekarskim, była szokiem, bardzo niemiłym, niechcianym zaskoczeniem, jednym wielkim problemem, który zwiastował jeszcze większe problemy. Myślałam, że zapłacze się, zakrzyczę, byłam tak wystraszona, wściekała na siebie i na całe życie. Świat się skończył. Chociaż już wiedziałam, jak ten świat szybko naprawić. Mam lokatę i swoje pieniądze, nikogo się nie będę prosić. W największej tajemnicy, już następnego dnia przekroczyłam granice państwa (mam na myśli nikt nie wiedział gdzie jestem i co robię). Nie chciałam rad, wsparcia, marzyłam żeby było po wszystkim. Narobiłam sobie, stresu, bólu, a w tym wszystkim byłam sama - chyba poniosłam odpowiednią kare. Nikomu nie zamierzałam mówić. To moja sprawa. Myślałam o nim, zastanawiałam się jakby zareagował. O tym, ze przy mnie chyba nigdy nie byłby do końca szczęśliwy, moja rekcja na tą szok-wiadomość była karygodna, naprawdę nie chciałabym, żeby mnie oglądał w takim stanie, jak bluźnie, sama sobie wymierzam ciosy ręką, jestem cała rozhisteryzowana. Naprawdę dobrze, że mu tego oszczędziłam. Droga tam i z powrotem mnie wykończyła. Ale przez co wróciłam, bardzo spokojna, nie miałam siły nawet narzekać. Kilka dni było w miarę ok, dochodziłam do siebie. Ale złapałam jakieś przeziębienie z osłabienia albo coś, bolało mnie wszystko w tym brzuch. W każdym innym wypadku od razu poszłabym do lekarza, ale teraz czekałam do ostateczności. Ale ból nie dal za wygraną. Zbadali mnie, położyli w szpitalu. Oczywiście złożyłam deklaracje, że nie życzę sobie informowania kogokolwiek o moim stanie zdrowia - wiadomo dlaczego. Ale dyżur miał jego najlepszy przyjaciel i jestem prawie przekonana, że widział moje wyniki, bo je konsultowali. Jako lekarza obowiązuje go tajemnica, ale jako przyjaciela...kto go tam wie. No a ten mój akurat wtedy przez większość, czasu, był w górach z kumplami, szusował sobie w najlepsze, zaliczyli go-go, alkohol to pewnie się lał strumieniami. Nie mam pretensji, przecież nie wiedział o moich problemach. Ale właśnie tak to widzę, nasze ewentualne życie rodzinne. Ja bym się uganiała z niechcianym dzieckiem, a on by sobie używał życia. O co to, to nie, taka głupia, to nie jestem. Nie mogę się cale życie bać, czy się wyda czy nie. Porozmawiałam z nim, przygotowałam go, powiedziałam co najważniejsze, i że obawiam się, że z czasem nie czułby się przy mnie spełniony, do końca szczęśliwy, i zastanawiam się czy ja byłabym. Poprosiłam żeby sobie to przemyślał, poza tym sam wie, że święty nie jest, i dobrze o tym wie, że ja zabronić nie mam prawa, ale nie pochwalam. . Ja osobiście mam wiele pytań i wątpliwości. Czy dziecko by coś zmieniło? No chyba, na razie to tyko na gorsze. Przecież ja bym miała, przechlapane życie. A co z nim, on z jednej strony chce się ustatkować, ale mu nie wychodzi. Z nim trudno, bez niego źle, i tak w kółko sad

9

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

On się do mnie przyzwyczaił,  pokochał mnie na swój sposób. Ja jego pokochałam bardzo i szczerze. Ale nie wiem, mój brak doświadczenia, czy pewności siebie. Sprawiły, że wolałam dać dwa kroki w tył.  Niż podejmować decyzje, nie do odwołania przez całe życie. On z jednej strony chciałby żeby było jak teraz, że ma mnie, jest nam razem dobrze, wygodnie. Z drugiej strony nie musi rezygnować ze swoich przyczajeń. Czasem coś mu świta, że już zona, dzieci, ale ma jeszcze czas. I właśnie, teraz byłby gotowy dać mi ten czas, nie spieszyć się, mieć spokój. Ale co dalej...

10

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Wiem, że być może trudno Wam zrozumieć mój cały ten wpis.
Powiem Wam coś, czego nie powiedziałam wprost ani jemu, ani w ogóle. Jestem jeszcze młoda niedoświadczona, nie chce się wpieprzyć w jakąś tragiczną sytuacje która mnie pogrąży na wieki wieków, jak tysiące dziewczyn w moim wieku, którym zapowiadało się całkiem sensowne życie, studia, praca, perspektywy, życie stało otworem... a tu nagle taka wpadka i.....takie nieszczęście. Nagle wszystko przepadło, szansa na karierę, czas na imprezowanie, możliwości inwestowania w siebie. Jest tylko dziecko, które nie daje spać i żyć i ciągłe problemy dnia codziennego, kredyt, życie od pierwszego do pierwszego, miłość - która w gąszczu codziennego życia wyparowała. A gdzie czas dla siebie, romantyczne uniesienia, wakacje dookoła świata? NIE CHCE TAKIEGO ŻYCIA!!!! Nie chce życia przeciętnej polskiej Kowalskiej, która zostaje po 30 z dwójka dzieci z kredytem, bez pracy, bez kasy i męża. Jestem jedynaczką, najmłodsza w rodzinie. Ja po wizycie u dziadków, w galerii handlowej czuje się jak królowa życia, chociaż przez chwile, bo na co dzień muszę oszczędzać. Nie wyobrażam sobie iść do Rossmanna  i mieć dylematów, typu kupić sobie perfumy czy dziecku pampersy. Odmówić czegoś sobie, żeby było dla dziecka. Dla mnie to byłby koniec świata, zmierzch życia. Nie che być matką polką. W tym momencie pracuje tylko na siebie i dla siebie. Na nic innego mnie nie stać. Nie mam ambicji nauczyć się gotować, bawić w perfekcyjną panią domu. W moim domu rodzinnym ciągle traktują mnie jak dziecko, niezmiennie mnie to wkurza i bawi, jednocześnie. Ale nie wyobrażam sobie drastycznej zamiany ról, nie jestem gotowa - i jak mam mu to powiedzieć, co by to zmieniło?

Jeżeli chodzi o niego, od początku imponował mi tym, że starszy, dojrzalszy, traktował mnie jak księżniczkę. A ja chciałam go zgarnąć tylko dla siebie. Nie zgadzałam się na wspólne wyjazdy z jego przyjaciółmi. Tylko my we dwoje. Nie chciałam, żeby nikt nam przeszkadzał, cała uwaga tylko na nas. Przeze mnie ich zaniedbał. W sumie teraz ma samych kumpli którzy prowadzą życie podobne do jego, bo takich byłam  wstanie zaakceptować.
On sam w sobie jest człowiekiem pełnym sprzeczności, przy mnie zawsze zachowywał się przyzwoicie, szarmancko. Ale poza mną nie rezygnował z dawnego stylu życia. Nie mogę nawet nie mam prawa mu rozkazać, zabraniać. Tym bardziej, ze ja nawet takiego mocnego charakteru nie mam, stanowczego. Na ogół, nieśmiała, może nawet mało pewna siebie osoba ze mnie. Czy mogło dobrze wróżyć na przyszłość?!

11 Ostatnio edytowany przez chomik9911 (2017-02-16 14:36:50)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Lilibet w Twoich postach jest masa sprzeczności, pogubiona jesteś dziewczyno totalnie. Z jednej strony deklarujesz niezależność, siłę, kontrolę nad całym swoim życiem, mówisz że masz satysfakcję z otwartego związku - a z drugiej wyczytuję że nie pochwalasz jego klubu gogo (w otwartym związku akceptuje się to, że mogą się pojawiać inne kobiety/mężczyźni, masz wątpliwości czy to dobrze że zrywasz, panikujesz z powodu aborcji, której PODOBNO chciałaś (szukając chyba u nas potwierdzenia na słuszność swoich czynów).. Ktoś Cię kiedyś bardzo skrzywdził, a Ty się opancerzyłaś totalnie, chcąc kontrolować każdą minutę swojego życia i uchodząc za kobietę niezależną ceniącą sobie wyłącznie sferę zawodową, dla której rodzina to nuda. Cóż - nie każdy musi mieć rodzinę czy dzieci , absolutnie to rozumiem, natomiast u Ciebie to tak jakbyś siebie sama oszukiwała. Ja bym proponowała Ci wizytę u psychologa, żeby uporządkować swoje emocje..
No i faktycznie jeśli facet chce się z Tobą ustatkować, a Ty go nawet nie poinformowałaś o tym, że dokonałaś aborcji jego dziecka - to związku z tego nie będzie. Masz prawo do takiej decyzji, ale uważam też, że facet jako ojciec również ma tu coś do powiedzenia, a przynajmniej powinien o tym był wiedzieć.

"On sam w sobie jest człowiekiem pełnym sprzeczności, przy mnie zawsze zachowywał się przyzwoicie, szarmancko. Ale poza mną nie rezygnował z dawnego stylu życia. Nie mogę nawet nie mam prawa mu rozkazać, zabraniać. Tym bardziej, ze ja nawet takiego mocnego charakteru nie mam, stanowczego. Na ogół, nieśmiała, może nawet mało pewna siebie osoba ze mnie. Czy mogło dobrze wróżyć na przyszłość?!"

Macie otwarty związek - bez zobowiązań, więc nie ma powodu żeby zrezygnował z dawnego stylu życia. Teraz piszesz, że jesteś nieśmiała, a nijak nie pokrywa się to z pierwszym wpisem.. nikt Ci nie powie czy dobrą decyzję podjęłaś.

12

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Też połowy nie zrozumiałam.
Zaprzeczasz sama sobie.
Juz zaczynasz mieć wyrzutu sumienia z powodu aborcji i wymyślasz jakieś głupoty ma swoje wytłumaczenie.

13

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Może z tym psychologiem to jest jakaś myśl, która zaczyna we mnie dojrzewać. Tylko muszę się jakoś przełamać bo ja z zasady nie rozmawiam z nikim o moich bardzo prywatnych sprawach.
Być niezależną i mieć pełną kontrole nad swoim życiem - to jest mój cel i jedyne rozsądne wyjście w mojej sytuacji. Na ten moment jestem na początku tej drogi. Zdaje sobie sprawę, ze swoich słabych stron. I z tego, że faceci wykorzystują takie słabsze od nich kobiety.
Otwarty związek to po prostu bezpieczna forma związku, przynajmniej na początek, żeby się mocno nie sparzyć.
Co klubu go-go mam takie inne spostrzeżenie. O ile dwoje ludzi jest w wolnym związku, każdy ma prawo bawić sie jak chce. Ale, znam mnóstwo takich kolesi, którzy mają żony, dzieci i weekendy uganiają się po knajpach, klubach, a ich służące niańczą dzieci, piorą, gotują i nawet nie maja czasu żeby o siebie zadbać. I to też kiedyś byli faceci którzy deklarowali, że chcą się ustatkować, ale to miało wyglądać tak, że złapią jakąś naiwną gąskę na dziecko, powoli uzależnia finansowo i proszę niania-kucharka-służąca, normalnie 3 w jednym. I jeszcze między sobą kpią, że tacy mądrzy.
Ja nie mówię, że ten też taki jest. Ale moje wyobrażanie ogólnie o tym jak facet chce się ustatkować, mieć rodzinę jest właśnie takie. Co do wyrzutów sumienia, mam czy nie mam. Mam, bo to moja wina, taka sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca. Ale ciągle jak o tym myślę, w każdym innym wyjściu widzę czarny scenariusz.

14 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-02-24 17:56:21)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Gdy myślami sięgam do przeszłości, to wszystko nie miało być tak. Pewnie jak każda z nas marzyłam o wielkiej prawdziwej miłości. Tyle, że potem to wszystko się skomplikowało i zmieniłam podejście do życia, miłości, rodziny...generalnie do wszystkiego. Teraz najbardziej cenie sobie niezależność i własną wygodę. I tylko w taki związek w którym uda mi się połączyć to z miłością mogę wejść. I właśnie wydawało mi się, że spotkałam odpowiedniego człowieka, który ma podobne podejście do życia, że będziemy tworzyć zgrany duet. I tworzyliśmy, naprawdę nic dodać nic ując, układ w którym każda ze stron była zadowolona. Byłam jednocześnie na tyle bezmyślna i szczęśliwa, że wypierałam od siebie, z myśli, z tematu rozmowy, temat jakiegokolwiek ewentualnego dziecka, czy kompletnego założenia rodziny. Wiedziałam, że to wszystko zepsuje, bałam się takiej chwili kiedy w końcu nie będzie się dało od tego uciec. W konsekwencji nigdy, nie zdobyłam się z nim na całkiem szczerą rozmowę o tym wszystkim. Moje relacje były suche, zdawkowe, i okrojone. I do tej pory bywa mi ciężko.
A on...no właśnie, żyje teraz pracą imprezami, flirtami, alkoholem. I serca mi pęka, bo on zupełnie nie dba o siebie. Gdy byłam przy nim okazywałam mu cieple uczucia, zainteresowanie, zachęcałam go żeby ograniczył alkohol, nie palił, dbał o siebie. A teraz no właśnie, nie ma go kto dopilnować, wątpię, że jego znajomi, to przyjaciele od serca, którzy chcą dla niego jak najlepiej, bardziej zwykli kumple od imprez. Ja się zwyczajnie o niego martwię, nie chce żeby źle skoczył. To jest mój największy wyrzut sumienia z tej sytuacji. Kochać kogoś a nie być z nim dla jego dobra, to jedna z bardziej przykrych sytuacji. Wiem, że się powtarzam, ale nie mam z kim o tym pogadać, co do psychologa no jakoś brakuje mi odwagi.


...................................
Co się ze mną stało, nie mam odwagi iść do psychologa, podjąć psychoterapii, nie wiem czego ale mam obawy, że musiałabym o wszystkim opowiedzieć, ze padłyby niezręczne pytania, że zaczęłabym rozdrapywać stare rany.
I co najgorsze tęsknie za dawnym życiem, kiedy byliśmy młodzi (ta sytuacja dodała mi z 50 lat), bez przeszłości, żalów i wszystko było przed nami. Kiedy mi ta tęsknota minie...?

....................
Czasu nie da się cofnąć, ale jak naprawić błędy?

15

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?
Lilibet napisał/a:

Gdy myślami sięgam do przeszłości, to wszystko nie miało być tak. Pewnie jak każda z nas marzyłam o wielkiej prawdziwej miłości. Tyle, że potem to wszystko się skomplikowało i zmieniłam podejście do życia, miłości, rodziny...generalnie do wszystkiego. Teraz najbardziej cenie sobie niezależność i własną wygodę. I tylko w taki związek w którym uda mi się połączyć to z miłością mogę wejść. I właśnie wydawało mi się, że spotkałam odpowiedniego człowieka, który ma podobne podejście do życia, że będziemy tworzyć zgrany duet. I tworzyliśmy, naprawdę nic dodać nic ując, układ w którym każda ze stron była zadowolona. Byłam jednocześnie na tyle bezmyślna i szczęśliwa, że wypierałam od siebie, z myśli, z tematu rozmowy, temat jakiegokolwiek ewentualnego dziecka, czy kompletnego założenia rodziny. Wiedziałam, że to wszystko zepsuje, bałam się takiej chwili kiedy w końcu nie będzie się dało od tego uciec. W konsekwencji nigdy, nie zdobyłam się z nim na całkiem szczerą rozmowę o tym wszystkim. Moje relacje były suche, zdawkowe, i okrojone. I do tej pory bywa mi ciężko.
A on...no właśnie, żyje teraz pracą imprezami, flirtami, alkoholem. I serca mi pęka, bo on zupełnie nie dba o siebie. Gdy byłam przy nim okazywałam mu cieple uczucia, zainteresowanie, zachęcałam go żeby ograniczył alkohol, nie palił, dbał o siebie. A teraz no właśnie, nie ma go kto dopilnować, wątpię, że jego znajomi, to przyjaciele od serca, którzy chcą dla niego jak najlepiej, bardziej zwykli kumple od imprez. Ja się zwyczajnie o niego martwię, nie chce żeby źle skoczył. To jest mój największy wyrzut sumienia z tej sytuacji. Kochać kogoś a nie być z nim dla jego dobra, to jedna z bardziej przykrych sytuacji. Wiem, że się powtarzam, ale nie mam z kim o tym pogadać, co do psychologa no jakoś brakuje mi odwagi.


...................................
Co się ze mną stało, nie mam odwagi iść do psychologa, podjąć psychoterapii, nie wiem czego ale mam obawy, że musiałabym o wszystkim opowiedzieć, ze padłyby niezręczne pytania, że zaczęłabym rozdrapywać stare rany.
I co najgorsze tęsknie za dawnym życiem, kiedy byliśmy młodzi (ta sytuacja dodała mi z 50 lat), bez przeszłości, żalów i wszystko było przed nami. Kiedy mi ta tęsknota minie...?

....................
Czasu nie da się cofnąć, ale jak naprawić błędy?

Po ludzku!

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Nie rozumiem połowy tego co napisałaś ani Twojej logiki..
zacznę od Twojego otwartego związku. Skoro to był otwarty związek to niepotrzebne były rozmowy o dzieciach czy o założeniu rodziny, ustatkowaniu się.
piszesz, że oboje chcieliście otwartego związku a ograniczałaś mu wypady z przyjaciółmi, bo chciałaś go tylko dla siebie i przeszkadza Ci że był w klubie go-go ? Przecież mówisz, że nie chcesz nakazów i zakazów, że nie masz prawa zakazywac jemu.
Powiedziałaś, że w otwartym związku można bawić się jak się chce, i że przeszkadzają Ci zonaci faceci korzystający z tej usługi rozrywki- teraz uwaga: Twój nie jest ani żonaty, nie ma żadnych zobowiązań. To czy by tak robił czy nie? A co Cię to interesuje do chusteczki? Przecież Ty nie chcesz ani dzieci ani zobowiązań.
Albo wolny związek albo się oboje angażujecie- nie ma nic pomiędzy. Albo jesteś niezależna , a go traktujesz jak dodatek do życia albo jesteś zakochana i robi Twoje życie kompletne.
Skoro nie chciałaś dziecka, panicznie się tego bałaś to czy zabezpieczałaś się odpowiednio? Jeśli nie , a dalej upierasz się, że żadnych dzieci, bo chcesz mieć coś z życia to pierwsze co powinnaś zrobić to poważnie podejść do tematu antykoncepcji i konsekwentnie się tego trzymać.
Pytasz czy dziecko by coś zmieniło. Zawsze zmienia. Dla niektórych dziecko jest przeszkodąw życiu, wygodzie , karierze , a dla niektórych jest ósmym cudem świata, sensem życia, motywacją. Co mnie razi w oczy to to, że mówisz, że musisz ze wszystkiego zrezygnować, z pracy z nauki - nie musisz, ale jeśli ktoś ponad wszystko cenisz sobie z wygodę to nie było by to nic dla Ciebie.

17 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-02-25 23:14:10)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

To był na tyle otwarty związek, że nie dzieliliśmy wspólnego mieszkania, budżetu, nie byliśmy zobowiązani pytać o ''zgodę'' drugiej osoby, czy  możemy gdzieś wyjść i wrócić następnego dnia rano, ani się tłumaczyć. Związek otwarty też służy temu, aby poznać w jakim to towarzystwie facet się obraca. Poznać bliżej jego, sprawdzić w rożnych sytuacjach, przyjrzeć się rodzinie, jakie tam są relacje, zaobserwować przyjaciół, co to za jedni. Przeanalizować sobie wtedy, to wszystko, i zdecydować czy brnąć w to dalej angażować się, czy wycofać bez konsekwencji. Przynajmniej tak to wyglądało z mojej perspektywy. On już ma swoje lata, zdążył się sparzyć i nabyć spore doświadczenie, doskonale sobie zdaje sprawę, że jako facet który dobrze zarabia, ma własne mieszkanie, jest niezależny - nie jedna na takiego poluje żeby go usidlić. Więc też jest ostrożny, trzyma dystans. I też myślę, że nie jest taki głupi, żeby zaraz komuś obiecywać złote góry, ślub.
Ja nie mówię, że kiedyś w przyszłości mogłoby być coś więcej... Może to właśnie było szykownie gruntu....
Mimo wszystko, mam w sobie nutę zazdrości i nietolerancji i staram się to ukryć nie okazywać. Ale to też była oznaka, że naprawdę mi zależało na nim. Zżyliśmy się, było nam razem dobrze i wygodnie, chyba się nawet nie spodziewaliśmy, że tak będzie, więc stąd czasem niby w żartach wynikały jakieś rozmowy o przyszłości.
W moim planie jest tak: studia-praca-życie prywatne i uczuciowe,   ten plan nie podlega żadnym zmianom kolejności. Zapewne, jak za kilka lat porządnie się odkuje, to być może zapragnę zostać żoną, kto wie czy kiedyś nie matką. No ale teraz ludzie zlitujcie się, przecież, ja nawet 25 lat nie mam. Co do go-go. On jest różny słyszałam jak nie raz się wypowiadał krytycznie o kobietach, więc tak pomyślałam, że jak mi chociaż jedno gorzkie słowo powie,  to ja nie bedę cicho i tez powiem  i wymienię mu wszystkie jego wyskoki.

...................................................
Wiecie, jak na ironie, zawsze panicznie bałam się niechcianej ciąży, dlatego długo byłam sama,  nie miałam chłopaka, moment współżycia przeciągałam, tak długo aż się w miarę usamodzielniłam, zamieszkałam sama, ma swoje pieniądze. Zawsze z dramatem wspominam jak moja 16 letnia kumpela zaszła w ciąże i jak po wf wylądowała w szpitalu to lekarze zadzwonili do jej rodziców (!!!!!) jako, że jest nieletnia. Rozumiecie, jaki wstyd, upokorzenie, i ta bezradność. Wspominam ze zgrozą. Z tego i innych powodów jak tak miałam się pilnować, uważać. Podeszłam do tematu profesjonalnie, na początku wszystko, co z tym związane mnie stresowało, miałam tyle obaw, wiem że głupie ale czasem wstydziłam się dopytać lekarza o coś. Do tego doszły pewne problemy zdrowotne, błąd ludzki. Zresztą, wiecie jak jest. Jasne, że byłabym przeszczęśliwa gdyby to się nie wydarzyło, ale na chwile obecną jest po wszystkim, mógł być większy dramat.   
Kolejne nieporozumienie zaczęłam się wręcz źle czuć w jego towarzystwie, jakby wyrósł niewidzialny mur. On uważa, że dziecinada. Już 2 razy się zdarzyło, że on chciał przytulić mnie, a ja jego, jak za dawnych czasów, ale się powstrzymaliśmy.

.............................
Związek był otwarty, ale ja się w nim zakochałam bardziej niż mi się zdawało, uświadamiam to sobie. To, że nie chce zakładać pełnej rodziny nie oznacza, że mi na nim nie zależy. Chyba nawet bardziej od niego się zaangażowałam. Ale tu obawiam się, że w przyszłości byśmy do tego wracali, nie chce że on miał kiedyś do mnie jakieś żale albo coś. Na chwile obecną, nie chce o tym gadać i w ogóle na przyszłość też nie, wolałabym w ogóle o tym zapomnieć, ze taka sytuacja była. Ale czy to jakieś wyjście, czy ten temat nie powróciłby w przyszłości?

18 Ostatnio edytowany przez chomik9911 (2017-02-26 09:11:32)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?
Lilibet napisał/a:

Związek otwarty też służy temu, aby poznać w jakim to towarzystwie facet się obraca. Poznać bliżej jego, sprawdzić w rożnych sytuacjach, przyjrzeć się rodzinie, jakie tam są relacje, zaobserwować przyjaciół, co to za jedni.

Nie nie. Związek otwarty jest dla ludzi dojrzałych, którzy świadomie nie chcą się angażować głębiej uczuciowo, finansowo czy w jakikolwiek inny sposób. Chcą po prostu miło spędzać czas, bez zobowiązań i nadziei na przyszłość , często przyjaźniąc się i nic ponad to. Ty nie jesteś jego matką żeby go sprawdzać.. w ogóle związek otwarty czy nie - nie można kogoś sprawdzać i testować.. ten brak ufności, niepewności, zazdrość biją z Twoich postów.. Mówisz, że nie chcesz o TYM gadać - czyli o aborcji?
Pytasz jak naprawić błędy - które dokładnie? co chcesz naprawić?
Chcesz wrócić do niego na zasadach już standardowego bycia razem?
Co się stało takiego, że przestałaś wierzyć w miłość i uwikłałaś się w dziwną relację? ktoś Cię skrzywdził?

19 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-03-03 23:43:23)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Kiedyś się ogarnę, ale na razie mam jeden wielki zamęt. Na tygodniu miałam trochę spraw do pozałatwiania i odsuwałam od siebie różne myśli, coby skoncentrować się na tym co mam do zrobienie.
Wracając do tematu, ustosunkuje się do tych części wypowiedzi chomika.

,,Związek otwarty jest dla ludzi dojrzałych, którzy świadomie nie chcą się angażować głębiej uczuciowo, finansowo czy w jakikolwiek inny sposób. Chcą po prostu miło spędzać czas, bez zobowiązań i nadziei na przyszłość , często przyjaźniąc się i nic ponad to. Ty nie jesteś jego matką żeby go sprawdzać.. w ogóle związek otwarty czy nie - nie można kogoś sprawdzać i testować.. ten brak ufności, niepewności, zazdrość biją z Twoich postów.. ''
-Zgadzam, co do definicji otwartego związku tak to właśnie z reguły powinno wyglądać. Tyle, że w moim przypadku nie do końca tak było, bo to moje pierwsze doświadczenie, pierwszy facet, pierwsza relacja. Nie przewidziałam niektórych rzeczy, że się emocjonalnie zaangażuje.
Co do tego testowania – przecież to standard, dobrze poznać, z kim się ma do czynienia. Dla mnie facet nie może być : szowinistyczną świnią, chamskim burakiem, wyrywnym narwańcem – na takich typów jestem najbardziej cięta, toteż wiem po czym takiego rozpoznać. Nawet do otwartego związku to musi być ,,ta osoba'' z którą można konie kraść, jak to się mówi. Więc jak już dwie osoby się dobiorą i jest tak fajnie, to czasem się człowiek zapomina i myśli, że to mogłoby trwać całe życie.....

,,Mówisz, że nie chcesz o TYM gadać''.....  - Otóż to dla mnie to temat zamknięty, tylko moja sprawa, nie chciałabym do tego nigdy wracać. Zresztą, źle się stało, ale bez przesady, to nie koniec świata. Niewyobrażalna dla mnie byłaby sytuacja, gdyby on mi to za xxlat wypomniał i może miał jakieś pretensje. Nie sądzę, że tak by było, bo teraz, to ja większy szum zrobiłam, a on w sumie jakoś nie był aktywnym uczestnikiem tej sytuacji, w sumie tak jak zawsze, ma swoje sprawy. Ale boje się, że to co się wydarzyło cały czas kładłoby się cieniem na naszą ewentualną wspólną przyszłość.

Co bym chciała naprawić – to głupie, chciałabym wymazać przeszłość, pewne fragmenty, a reszta mogłaby zostać jak jest. Miałam kogoś, z kim mogłam przeżywać najfajniejszą, najciekawszą przygodę w życiu. Doświadczyć w jakimś stopniu jak to jest być z kimś, mieć ,,faceta''.  Kto wie czy ta przygoda za jakiś czas nie zakończyłaby się małżeństwem (ja nigdy nie mówiłam, że nigdy nie chce wyjść za mąż – tylko teraz na pewno nie jestem jeszcze gotowa). No i co za nonsens, a przecież to ja się martwiłam, że nie chce go przetrzymywać. Nonsens w sumie to ja więcej się małżeństwem martwiłam i o tym mówiłam niż on. Ja po prostu chce dla niego jak najlepiej.

...........................................
Co się stało takiego, że przestałaś wierzyć w miłość i uwikłałaś się w dziwną relację? ktoś Cię skrzywdził?

Co się stało takiego, że przestałaś wierzyć w miłość? Jednym słowem dorosłam. W prawdziwą miłość i w miarę w bezproblemowe życie wierzyłam do końca gimnazjum. A potem jakoś tak się życie skomplikowało, zachorowałam na depresje, i dopiero wtedy paradoksalnie zaczęłam przewartościowywać własne życie, moje wartości, priorytety, spojrzałam nieco krytycznie na życie i osoby które miałam za autorytety. Zaczęłam poszukiwać własnej drogi i doszłam do wniosku, że (użyje przenośni, żeby lepiej wytłumaczyć) rodzina Mostowiaków i promowane przez nich wartości – to nie moje klimaty, nie widzę się w roli takiej ciepłej, dobrej, zaradnej kobiety, żony mężowi matki dzieciom. Zresztą nie potrafię. Nie mam podejścia do dzieci. Dużo rzeczy mnie przerasta i  czasem zbyt szybko się złamuje, oczywiście zawsze się podnoszę, otrzepuje i drepce dalej, raz to dwa krócej raz dłużej. Ale przygniatałaby mnie dodatkowa presja odpowiedzialności, poczucia obowiązku i brak możliwości wykręcenia się od tego. Dlatego dla siebie wybrałam coś alternatywnego, pomiędzy. Mnie na przykład nie razi tak zdrada w związku, taka fizyczna jak przemoc fizyczna psychiczna.  Dla mnie jeżeli facet wyzwie od k... dziwek, czy co gorsza użyje przemocy fizycznej jest skończonym bydlakiem, niegodnym przebaczenia NIGDY!!! I zdrada taka z kochanką, przy tym to pikuś, igła w stogu siana (o ile dba o żonę i nie pozwoli na nią złego słowa powiedzieć) Szczytem nielojalności w związku, jakimkolwiek, jest obmawianie drugiej osoby, wyśmiewanie, oszczerstwa. Kto tak robi powinien się wstydzić. Wzajemny szacunek – to jest PODSTAWA każdej relacji, nawet koleżeńskiej. Po prostu uważam, że lepiej tak, niż żyć z przymusu w  zakłamaniu.

20

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Będzie ostro, bo jakoś tak mnie rusza ten wątek. To co piszę, to kwestionowanie tego, jak się zachowywałaś. Mogę nie mieć racji. Uważam, że przede wszystkim skorzystanie z pomocy psychologa byłoby wskazane. Wiem, jest to trudne. Sama zmagałam się ze sobą trochę czasu zanim poszłam... I nie jest to łatwe, za cholerę. Jest trudne, ciągle płaczę, ciągle jestem wkurzona i podminowana i jest mi ciężko. Ale warto, o jak warto. Tyle prawd, co odkryłam o sobie przez ostatnie dwa miesiące... Ale prawda też nie jest łatwa ani przyjemna.

Ja tego nie rozumiem. Nie chcesz z nim być - to dla mnie oczywiste z tego, co piszesz. W głowie już przypisałaś mu rzeczy, których nie jesteś pewna, ale pozwalają ci zbliżyć się do myśli o rozstaniu: uważasz, że on chce dzieci (nigdzie tego nie napisałaś, tylko masz jakieś domysły, nawet go o to nie zapytałaś, nie rozmawiasz z nim na ważne tematy), uważasz, że jak będziecie mieli dziecko, to on cię z nim zostawi (nie rozmawialiście o dzieciach - nie wiesz, jakie będzie miał podejście), co więcej, wysnułaś ten wniosek na podstawie sytuacji "ja cierpiałam, a jego przy mnie nie było" - a jak miał być, jak przed nim ukryłaś cierpienie? Miał wywróżyć z kart? Czy profilaktycznie nigdy się dobrze nie bawić, na wypadek, gdybyś ty akurat miała zły czas?
Nie jesteś gotowa na dziecko? W porządku. To twoje życie, twoje ciało. Twoje decyzje. Masz prawo decydować o sobie. Zdecydowałaś, że nie chcesz dziecka. Ale też zdecydowałaś nie dać mu szansy - moim zdaniem szukasz wymówki, żeby z nim ostatecznie zerwać.

Nie musisz mieć wymówki. To twoje życie. To, że jemu będzie ciężko, "bo on się przyzwyczaił" nie jest powodem do tego, aby pozostawać w związku! To też twój związek, postaw siebie na pierwszym miejscu.
Ale widzę, że to dla Ciebie problem.

Z początku opisałaś, jak się podporządkowałaś jemu. Bez słowa, bez pytania, bez rozmowy. Znów założyłaś - uznałaś - i działałaś według zasad, które funkcjonują w twojej głowie: >>Nie popełniałam błędów jego eks, nie panoszyłam się w jego domu, nie przestawiłam mu mebli, nie kupowałam kwiatków, firanek. Nie czepiałam się o piwo w lodowce. Nie bałaganiłam.<< Ty w ogóle cokolwiek mogłaś robić? Cokolwiek było tak, jak ty chciałaś, czy totalnie byłaś podnóżkiem?
Piszesz o szacunku - gdzie tu szacunek? W ukrywaniu? W ukrywaniu swoich trudności i problemów? W przeżywaniu cierpienia samotnie - to brak szacunku do siebie i do partnera, bo nawet nie dajesz mu się pokazać z tej dobrej strony.
Mówisz dużo o 'otwartym związku' i o graniu w 'otwarte karty'. Ja tu nic nie widzę z otwartości. Widzę, że sama domyślasz się zasad i według tych wymyślonych zasad działasz - nie pytając, czy tak ma być, czy inaczej. Jak dla mnie otwarty związek opiera się głównie i przede wszystkim na komunikacji. Tej tutaj nie ma.

Zaplątałaś się w tych domysłach, nie wiedząc czego on chce (bo nie rozmawialiście o tym), ani czego ty chcesz (bo może nigdy nie pozwalasz sobie o tym myśleć, porzuciwszy myśl o "szczęśliwej wielkiej miłości", podporządkując się, bojąc się).

Nie chcesz być Matką Polką - doskonale to rozumiem. Ja też nie. Nigdy nie zamierzam być. Ale myśl o tym nie napawa mnie przerażeniem (tak jak wydaje się, że dzieje się z tobą). Dlaczego? Bo ja tego nie chcę, a to ja rządzę swoim życiem. Czy ty rządzisz swoim? Czy boisz się sytuacji, gdy wbrew swojej woli zostaniesz wciśnięta w taką rolę? Że ktoś cię zmusi do posiadania dzieci, do bycia matką i żoną i panią domu? Przecież to twoja decyzja. Jeśli nie chcesz rodziny i dzieci, to nikt ci ich nie da, nie wciśnie do rąk, nie wepchnie do mieszkania i nie każe się nimi zajmować.
A może chcesz jednak, tylko boisz się, że nie podołasz? Piszesz dużo o tym, że "i tak nie dałabym rady". Wydaje mi się, że gdybyś była zdecydowana na to 'nie chcę mieć dzieci', myśli o tym, czy dałabyś radę czy nie - nie miałyby miejsca. Dlaczego? bo wiedziałabyś, że i tak nie ma takiej możliwości, nie ma nawet opcji, że miałabyś zostać matką, więc takie gdybanie nie miałoby sensu (coś w stylu: nie znoszę jazzu, po prostu nie cierpię, nie mogę tego słuchać. A nawet gdybym miała grać jazz, to byłabym w tym beznadziejna. -- No nie, po prostu nie ma takiej opcji, że miałabym grać jazz, wszystko jedno jaka miałabym być, gdyby ktoś mnie do tego zmuszał, to się nie wydarzy, bo ja tak zdecydowałam i już).

21

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Krótki opis tego jak byliśmy razem:

Dość sporo czasu byliśmy tylko znajomymi, poznaliśmy się na pewnym przyjęciu, gdzieś było ze 300 osób, nikt nas nie swatał, nie zapoznawał, sami się znaleźliśmy.  Ale już później spotykaliśmy się tylko kameralnie we dwójkę. To były bardzo kulturalne spotkania. Zero seksu, narzucania się, przez pół roku żadna bariera między przyjaźnią, a miłością, nie była przekroczona. I wtedy podczas tych rozmów, a rozmawialiśmy o wszystkim, w nas obydwoje dojrzewał ten pomysł, żeby stworzyć taki ,,otwarty związek''.  I jakoś tak od słowa, do czynu. Umówiliśmy się na wspólny wyjazd, żeby stworzyć  sprzyjające ku temu warunki, na neutralnym gruncie. Oj zawsze będę ten czas wyjątkowo wspominać. No a później, po powrocie, zaczęła się codzienna rzeczywistość, dla mnie studia, praca, życie codzienne, dla niego służba, obowiązki. Ale dość często się spotykaliśmy, umawialiśmy się na tak na basen jak i na seks, pomieszkiwaliśmy u siebie. Powiem Wam, że nawet polubiłam to dbanie o niego, robiłam dla niego zakupy (oczywiście on mi dawał pieniądze) wiem wszystko co lubi,  jakie ma przyzwyczajenia. Ma się rozumieć, nie bawiłam się w kurę domową, nie gotowałam obiadków, bo nie lubię gotować i jeszcze mnie aż tak nie pogięło żeby w kuchni w fartuchu przy garach stać. Ale takie kupne rzeczy które lubi, starałam się żeby zawsze miał. Jeżeli mnie poprosił żebym mu w czymś pomogła np. posprzątała mieszkanie, nie było z tym problemu. Czasem już automatycznie jak byłam w Tesco czy Biedronce wiedziałam, co mu kupić jaki napój, energetyczny lubi, czy jakie batoniki. Zachęcałam go żeby ograniczył alkohol na różnych okazjach, coś więcej zjadł, lubiłam z nim spać, tak po prostu spać, przytulić się, mieć świadomość że śpi obok. Ponoć żadna dziewczyna go nie na przytulała, tyle ile ja. Wiem jaką ma stresująca pracę i jak ważne jest to, żeby w domu mógł wypocząć, jemu gderliwa, krzykliwa, pretensjonalna baba jest  niepotrzebna, zresztą by się pozabijali, on nie lubi dużo mówić i nie jest kłótliwy ale pamiętliwy, i nie potrafi się porządnie odegrać.
Ja w sumie jestem do niego podobna charakterem. Między nami nie było czegoś takiego jak wzajemne dogryzanie, przedrzeźnianie czy jakieś sprzeczki w towarzystwie (nie do pomyślenia!!!)
Zresztą rzadko kiedy bywaliśmy wspólnie w większym gronie. Oczywiście jak byliśmy sami gdzieś wyjedzie, poza naszym miastem, gdzieś nas nie znali. Cały czas chodziłam w niego wtulona, ciągle okazywaliśmy sobie czułości. Taka sytuacja na plaży siadałam mu na brzuchu, jak leżał, albo wskakiwałam na barana i tak szliśmy się kąpać, później okrywaliśmy się jednym ręcznikiem, nie robiliśmy niedozwolonego, a jakaś baba nam uwagę zwróciła, proszę państwa tu są dzieci – i od tej pory dzieci strasznie mnie drażniły, że się drą, sypią piaskiem, latają nago, zawsze starałam się trzymać na plaży jak najdalej od rodzin z dziećmi. Swoją niechęć dość otwarcie demonstrowałam. Wtedy nawet o tym pogadaliśmy, ja powiedziałam, że nie lubię dzieci, nie wyobrażam sobie uganiać się za jakimś małym drącym dzieciakiem, który by mi psuł całe wakacje. Dla mnie wakacje z dziećmi = wakacje w piekle. I zdarzały mi się niezbyt przyjemne komentarze, taki na przykład...qurwa, jak długo jeszcze ten pieprzony bachor będzie darł mordę – ja z reguły nie przeklinam tylko jak się naprawdę wnerwię. I on wtedy powiedział, że też nie przepada za dziećmi, ale kiedyś w przyszłości chciałby mieć własne.  Podobno na własne inaczej człowiek patrzy, jest bardziej czuły i więcej wybacza.  W jego otoczeniu jest już sporo młodych małżeństw, dzieci, więc on z własnych obserwacji widzi i sam wyciąga pewne wnioski. I mówił o tym między słowami, że czasami myśli poważnie o ustatkowaniu się i założeniu rodziny. Ja znów nakreśliłam mu mój punkt widzenia  o swojej wizji przyszłości i co sądzie o matkach polkach i standardowych polskich rodzinach, aborcji, samotnym macierzyństwie, przemocy w związku – a właściwie strzeliłam na ten temat nie jeden wykład, w końcu to bliski mi temat (nie studiuje dla zabicia czasu, a żeby tę wiedzę w różnoraki sposób wykorzystać, tak zawodowy jak i prywatny). Także on moje nieugięte stanowisko zna. Sporo osób mówi mi, że ja lubię innym matkować i niańczyć jak dzieci, albo zagłaskiwać jak koty. Coś w tym jest. Czasem łapię się na tym, że kogoś kto nie grzeszy dojrzałością i samodzielnością w każdym calu, zaczynam go wyręczać, pomagać nawet w najprostszych czynnościach i ktoś się przyzwyczaja do takiego pobłażliwego traktowania. I on z jednej strony, czuł się przy mnie dobrze, cenił moją cierpliwość opanowanie, zrozumienie z jakim znosiłam jego dziwactwa. Ta druga sprawa, go trochę zaczynała niepokoić, wszystko byłoby ok gdyby, nie ta moja niechęć do założenia rodziny. Tak wyczułam. Układ był taki, że jeżeli któraś strona zacznie być nieszczęśliwa z powodu tego układu, powie o tym wprost i rozjedziemy się w zgodzie, bez żalu.

22 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-03-07 16:11:25)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Odniosę się do postu Monoceros

,,Nie chcesz z nim być - to dla mnie oczywiste z tego, co piszesz'' --- to nie jest tak, że nie chce. Nie wiem czy potrafię, dać mu szczęście, pełną miłość, tak na zawsze nie na teraz.
Dodam, że byłam szczera. Zaprosiłam go na rozmowę. Powiedziałam wprost o moich spostrzeżeniach, że wydaje mi się, że nie potrafi wyjawić mi wprost, ale on chciałby założyć rodzinę, mieć dziecko, a ja nie jestem pewna czy będę mu w stanie to kiedykolwiek w przyszłości dać. Oraz o kolejnym spostrzeżeniu, że nasz układ nie do końca był taki jak zakładaliśmy. Bo zaczęły się mieszać emocje, uczucia, ba nawet jakieś nieśmiałe wspólne plany. Uważałam, że przynajmniej na jakiś czas, powinniśmy zerwać, zostać sami ze swoimi myślami. A czas pokaże czy ta rozłąka jest stała czy kiedyś może moglibyśmy do tego wrócić na takich czy innych zasadach. On wtedy nic nie mówił nie zaprzeczał, że błędnie oceniłam sytuacje, być może był mną rozczarowany,   urażony sytuacją. Patrzył zupełnie zimno, obojętnie, odpowiadał rób ja chcesz, mi obojętne, mam teraz ważne sprawy i nie bd miał czasu. Dopiero za jakiś czas po alkoholu go wzięło, żeby  mi o swoich żalach opowiedzieć.

..........................
,,wysnułaś ten wniosek na podstawie sytuacji "ja cierpiałam, a jego przy mnie nie było" - a jak miał być, jak przed nim ukryłaś cierpienie? Miał wywróżyć z kart? Czy profilaktycznie nigdy się dobrze nie bawić, na wypadek, gdybyś ty akurat miała zły czas?''
To, mnie źle zrozumiałaś. JA ABSOLUTNIE NIE MAM MU ZA ZŁE I NIE MAM NAJMNIJESZEJ PRTENSJI, ŻE GO WTEDY PRZY MNIE NIE BYŁO. BO NIE WIEDZIAŁ, BO MU NIE POWIEDZIAŁAM. I szczerze mówiąc do tej pory uważam, że to była dobra i słuszna decyzja z mojej strony. Chciałam przejść przez to sama tak było mi trochę lżej, na sercu. Obecność jego czy kogokolwiek innego by mnie stresowała, krepowała, bym się czuła jeszcze beznadziejnej. Nie chciałam mieć żadnych świadków którzy oglądaliby mnie w tej sytuacji.

Dopisze reszte wieczorem......

23 Ostatnio edytowany przez jjbp (2017-03-07 16:25:41)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?
Lilibet napisał/a:

I szczerze mówiąc do tej pory uważam, że to była dobra i słuszna decyzja z mojej strony. Chciałam przejść przez to sama tak było mi trochę lżej, na sercu. Obecność jego czy kogokolwiek innego by mnie stresowała, krepowała, bym się czuła jeszcze beznadziejnej. Nie chciałam mieć żadnych świadków którzy oglądaliby mnie w tej sytuacji.
.

Stresowałaby Cię jego obecność więc postanowiłaś zataić aborcję jego dziecka? Nie potępiam samego czynu, każdy niech kieruje się swoją sytuacją i moralnością, nie zaglądam Ci w życie czemu i po co to zrobiłaś oraz czy była to dobra decyzja czy zła ale miał prawo wiedziec, nie uważasz? Nie twierdzę tak przez pryzmat oceny czynu ale czystej uczciwości względem faceta. Co innego jakbyś nie wiem miała chorego psychicznie, znęcającego się nad Tobą faceta, bała się, miała serio popapraną sytuację ale nie poinformowanie go o tym bo byś się 'stresowała' uważam za zagranie MOCNO egoistyczne. Tu nie chodzi o gadanie o tym na prawo i lewo wszystkim znajomym, jeśli wolisz to zachować dla siebie to spoko, rozumiem ale komu jak komu - jeśli planujesz z nim cokolwiek dalej mieć do czynienia to chyba prawda mu się należy. No chyba że definitywnie się z nim rozstajesz to inna sprawa - wtedy to sprawa dyskusyjna czy mówić czy nie. ale z tego co piszesz nie wynika jakobyś miała zamiar z nim skończyć.

Nawiasem chciałam spytać jaki jest dokładnie cel tego wątku? Chcesz się wygadać, czy chcesz rady? Jeśli rady to jakiej? Wydajesz się dość zdecydowana w swoich przekonaniach że nie chcesz rodziny, nie urodzisz mu dzieci, wiesz że rozmijacie się w oczekiwaniach względem życia. Stąd wnioskuję że nie o radę chodzi. Co parę dni wskrzeszasz ten wątek ale ciężko zrozumieć czego od forumowiczów oczekujesz.

24

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?
Lilibet napisał/a:

Odniosę się do postu Monoceros

,,Nie chcesz z nim być - to dla mnie oczywiste z tego, co piszesz'' --- to nie jest tak, że nie chce. Nie wiem czy potrafię, dać mu szczęście, pełną miłość, tak na zawsze nie na teraz.
Dodam, że byłam szczera. Zaprosiłam go na rozmowę. Powiedziałam wprost o moich spostrzeżeniach, że wydaje mi się, że nie potrafi wyjawić mi wprost, ale on chciałby założyć rodzinę, mieć dziecko, a ja nie jestem pewna czy będę mu w stanie to kiedykolwiek w przyszłości dać. Oraz o kolejnym spostrzeżeniu, że nasz układ nie do końca był taki jak zakładaliśmy. Bo zaczęły się mieszać emocje, uczucia, ba nawet jakieś nieśmiałe wspólne plany. Uważałam, że przynajmniej na jakiś czas, powinniśmy zerwać, zostać sami ze swoimi myślami. A czas pokaże czy ta rozłąka jest stała czy kiedyś może moglibyśmy do tego wrócić na takich czy innych zasadach. On wtedy nic nie mówił nie zaprzeczał, że błędnie oceniłam sytuacje, być może był mną rozczarowany,   urażony sytuacją. Patrzył zupełnie zimno, obojętnie, odpowiadał rób ja chcesz, mi obojętne, mam teraz ważne sprawy i nie bd miał czasu. Dopiero za jakiś czas po alkoholu go wzięło, żeby  mi o swoich żalach opowiedzieć.

Przykro mi, ale Twoje posty są tak niejasne, że nawet nie udało mi się wyłapać w tych postach, że mieliście jakiś typ "układu". Super by było, gdybyś pisała jaśniej. Ale. Dwa spostrzeżenia. Po chorobę ty się zastanawiasz, czy to jest NA ZAWSZE? Czy ktokolwiek, kiedykolwiek jest w stanie dać taką gwarancję? Ludzie się rozchodzą, uczucia się wypalają, związki się rozpadają, małżeństwa biorą rozwody - nikt ci nigdy nie da obietnicy, że to "na zawsze" (choć ludzie lubią się oszukiwać, że jak żona, to na zawsze, bo tak łatwiej, bo można przestać się starać, jak już obiecał, że na zawsze). I ty jemu całego życia nie obiecasz, ani on tobie całego życia. Żyjemy tu i teraz i tym właśnie się zajmij. Weź te wszystkie pozytywne rzeczy, które masz i albo je sobie zamknij gdzieś w gablotce w pamięci pod tytułem "fajny związek" i szukaj szczęścia gdzieś indziej, albo weź te pozytywne rzeczy i na nich buduj.
Ale widzę, że problem jest też poważniejszy. Jeśli ty zaczynasz poważną rozmowę o związku, wspólnych planach, dzieciach, zmianach, a on mówi "i tak mam ważniejsze rzeczy" no to coś tu jest nie tak. A ty tak pozwoliłaś, żeby temat ucichł? To dziwne.

,,wysnułaś ten wniosek na podstawie sytuacji "ja cierpiałam, a jego przy mnie nie było" - a jak miał być, jak przed nim ukryłaś cierpienie? Miał wywróżyć z kart? Czy profilaktycznie nigdy się dobrze nie bawić, na wypadek, gdybyś ty akurat miała zły czas?''
To, mnie źle zrozumiałaś. JA ABSOLUTNIE NIE MAM MU ZA ZŁE I NIE MAM NAJMNIJESZEJ PRTENSJI, ŻE GO WTEDY PRZY MNIE NIE BYŁO. BO NIE WIEDZIAŁ, BO MU NIE POWIEDZIAŁAM. I szczerze mówiąc do tej pory uważam, że to była dobra i słuszna decyzja z mojej strony. Chciałam przejść przez to sama tak było mi trochę lżej, na sercu. Obecność jego czy kogokolwiek innego by mnie stresowała, krepowała, bym się czuła jeszcze beznadziejnej. Nie chciałam mieć żadnych świadków którzy oglądaliby mnie w tej sytuacji.

Dopisze reszte wieczorem......

Nie mówię, że miałaś mu to za złe, ale napisałaś, że BOISZ się, że znów tak będzie. Napisałaś, że nie chcesz, żeby tak było, że ty będziesz cierpieć, a on będzie się bawił. Czyli podświadomie wierzysz w to, że nawet gdybyś mu powiedziała, to i tak by go nie było przy tobie, tylko by to zignorował.
(Co - biorąc pod uwagę co napisałaś o waszej "rozmowie" - nie jest takie odległe).

25

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

,,Stresowałaby Cię jego obecność więc postanowiłaś zataić aborcję jego dziecka? Nie potępiam samego czynu, każdy niech kieruje się swoją sytuacją i moralnością, nie zaglądam Ci w życie czemu i po co to zrobiłaś oraz czy była to dobra decyzja czy zła ale miał prawo wiedzieć, nie uważasz?''  –  Tylko co by ta wiedza zmieniła? Tylko by pogorszyła sytuacje, bo ja byłam w 100% pewna tego, że to nie czas na dziecko. Nie wiem i nie mam gwarancji jak by on zareagował, gdybym postawiła go przed faktem dokonanym. Poza tym czas naglił. Ostatnie na co wtedy miałabym ochotę to wysłuchiwanie kazań czyichkolwiek. I do tego nie byłam sobą, rozdrażniona, zdekoncentrowana, poirytowana, rozżalona. Przeczuwałam, że każda rozmowa zakończy się awanturą, a ja powiem rzeczy, których zawsze będę żałować. Więc wybrałam mniejsze zło.

jeśli planujesz z nim cokolwiek dalej mieć do czynienia to chyba prawda mu się należy. No chyba że definitywnie się z nim rozstajesz to inna sprawa - wtedy to sprawa dyskusyjna czy mówić czy nie. ale z tego co piszesz nie wynika jakobyś miała zamiar z nim skończyć – No i tu się sprawa zaczyna komplikować. Po prostu nie wiem jak się zachować, nie wiem jak dalej rozegrać tę sytuacje. Nie wiem co będzie lepsze, czy rozdrapywać rany wyjaśnić sobie wszystko. Czy po prostu zaliczyć to do archiwum pt ,,dawno i nieprawda''. Ale tu nasuwa się kolejne pytanie czy w takim razie mamy jeszcze kiedyś szanse być zgodnymi przyjaciółmi czy partnerami?

Nawiasem chciałam spytać jaki jest dokładnie cel tego wątku? Chcesz się wygadać, czy chcesz rady? Jeśli rady to jakiej? – Szczerze, to jestem tu, bo szukam odpowiedzi na swoje różne pytania, na rzeczy których nie mogę sama sobie, zracjonalizować, wytłumaczyć, i męczy mnie to.

Jaki aborcja ma wpływ na związek, czy aborcja=koniec związku?
Czy może aborcja jest sprawdzianem dla związku? Czy da się w ogóle wyjść z takiej próby razem bez szwanku?...dalej tworzyć związek?
Jak na nowo sobie poukładać relacje, ustalić zasady?
Czy może za dużo się wydarzyło i mimo najlepszych chęci, nie da się już niczego naprawić?
Czy jeżeli jedna ze storn deklaruje, że w przyszłości chciałby założyć rodzinę, mieć dzieci a druga nie jest na to kompletnie gotowa, to może coś z tego być? Czy w ogóle, da się wyszukać w takiej sytuacji, niezgniły kompromis?

26 Ostatnio edytowany przez jjbp (2017-03-08 17:35:43)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

O ile aborcja jako decyzja podjęta razem i zgodna z moralnością obu osób związku nie zniszczy to zatajona juz tak. A) wysylasz jasny sygnał "mam Twoje zdanie na tyle gdzies ze podejmuje nasze wspólne decyzje sama" i nie wiem czy jakikolwiek facet (czy ogólnie człowiek) na taki układ pójdzie, chyba sama rozumiesz b) z duza doza prawdopodobieństwa będzie gdybal a co jakby dziecko się urodzilo, a co jesli ja tak naprawde pragnąłem dziecka etc. Sama mówisz ze facet raczej sie sklania ku zalozeniu rodziny a tak przynajmniej wynika z Twoich postów. Wiec z doza 99% prawdopodobieństwa prędzej czy później te myśli go dopadną i to związek wykończy bo będzie myślał o tym ze zabrała mu coś czego tak chciał (a jak wiadomo to co utracone wyglada jak podrasowane w photoshopie wiec jego wizje by mogly byc wręcz wyidealizowane). Ja tam uważam ze milosc z takim uczuciem nie wygra.
Czy da się wyjść z próby bez szwanku - wychodzę z założenia ze z kazdej próby mozna wyjsc bez szwanku o ile obie strony wystarczająco mocno tego chca i wystarczająco mocno sie starają, dają z siebie wszystko, minie troche czasu, każdy się w głębi pogodzi z bólem etc. Latwe to zapewne nie jest ale nie niemożliwe. Jak opowiadasz o waszym związku to odnoszę wrażenie ze to nie ten typ uczucia i zaangazowania obustronnego aczkolwiek mogę się mylić, nie wiem.
Jak ustalić zasady - żeby ustalić zasady trzeba szczerości i dialogu na który Ty sie nie zgadzasz wiec nie wiem jak te zasady sensownie chcesz ustalić. + zasady od poczatku byly Wasza slaba strona (kontrola w otwartym związku etc - te nieporozumienia to brak " regul gry"). Juz nie wspomnę o tym ze tak krucha relacja jak otwarty związek próby by zapewne nie przetrwala wiec żeby cos odbudować trzeba by sie zdeklarować - jesteś na to gotowa?
Czy może cos byc jak sie rozmijacie w pragnieniach - bez kompromisów na pewno nie. Musielibyście sie dotrzeć, zrozumieć i każde by musiało pójść na kompromis (może sie zdarzyć ze calkiem duży) bo jak będziecie robić po Twojemu lub po jego wersji to ktos będzie nieszczęśliwy. Czy na to tez jestes gotowa?

Tak to z mojej strony wyglada

27

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Ja nadal uważam, że ty po prostu nie wiesz, czego on chce, więc plątasz się i miotasz w swoich gdybaniach. Może trochę więcej wiesz o tym, czego ty chcesz, wydaje się z tego wątku, że nie do końca.

Porządne, głębokie, spokojne szczere rozmowy mogą to załatwić. Ale chyba tobie to nie w smak, bo do nich nie dążysz, pozwalasz mu od tych rozmów uciec.

Co do aborcji - jak dla mnie jego zdanie nie ma znaczenia, bo jego dziecko czy nie - to jest jej ciało i to ona decyduje, czy chce urodzić to dziecko czy nie. Zdanie faceta w tym momencie, gdy kobieta jest PEWNA, że nie zamierza urodzić, nie ma na nią wpływu.

28 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-03-14 00:33:58)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Czasem zastanawiam się co by było, gdyby życie napisało dla mnie inny scenariusz. Może i nie mam zbyt wielu powodów do narzekania, i staram się cieszyć i szanować wszystko co mam. Mianowicie zawsze gdzieś tam w głębi czułam się trochę samotna. Szczerze mówiąc samotność jest pojęciem do którego podchodzę bardzo ambiwalentnie. Z jednej strony irytuje mnie gdy na dłuższą metę jestem np. w sytuacji pełnej ludzi gwaru. Np. życia w akademiku bym nie wytrzymała, życie typowo studencie byłoby dla mnie pasmem udręk, nudy. Studia zaoczne, połączone z pracą i w miarę stabilnym trybem życia, są dla mnie więcej, niż namiastką normalności.  Z drugiej potrzebuje ludzi, bratnich dusz, potrzebuję kogoś kochać, mieć się o kogo troszczyć, jednym słowem mięć w życiu swój przydział. 
Sorry, że  ja tak wracam do tematu, ale to wszystko jest dla mnie ważne, mam taki mętlik, że szok. Na  forum w pewnym sensie odnajduje odpowiedzi na moje pytania.
Do rzeczy widziałam się z nim już kilka razy, mamy kontakt elektroniczny, piszemy do siebie czasem. Nie i nie umiem i nie chce po prostu go ignorować. Nie schlebia mi olewanie faceta gdy się stara i zabiega. Dla mnie to głupie i dziecinne. Poza tym karma wraca. Jeżeli dzwoni i nie mogę odebrać to odpisuje czy oddzwaniam.
Idę na imienny do znajomej, a tam jego ojciec ze swoją partnerką. Strasznie się zmieszałam, najchętniej bym powiedziała, że zostawiłam mleko na gazie. Starałam się zachowywać w miarę naturalnie i o ile się da nie wyróżniać. Ten facet jest w porządku, ale jak ktoś mu w czymś podpadnie i się uweźmie, to nie zmarnuje żadnej okazji, żeby być złośliwym. Dlatego, nie, że go nie lubię, ale mam duży dystans. Słyszałam jak raz mówił, że myślał że jego syn to poderwie jakąś dziewczynę z lekarskiego, a on zawsze miał słabość do takich Shirley Temple. Pamiętam jak mnie pierwszy raz zobaczył, to wziął syna na bok i zapytał ile mam lat. Może wyglądam dość niepozornie i jak zobaczyłam zdjęcie jego eks z nogami jak stąd do wieczności, rozpuszczonymi czarnymi włosami, i bijącą z fotografii pewnością siebie, studentkę medycyny to wiem co jego ojciec mógł mieć na myśli. Oczywiście to wszystko były podsłuchane rozmowy, wstawionych facetów. Powiedziałam mu jasno, że jeżeli odczuje zbyt mocno, niechęć jego rodziny, do mnie,jeżeli będzie kompletna ignorancja, brak szacunku, i zero płaszczyzny porozumienia, to ja z nim na żadne imprezy rodzinne nie będę chodzić, nie będę się płaszczyć, żeby mnie zaakceptowali, robić cyrki z kulinarnymi popisami, obiadkami i kto wie czym jeszcze. Nie chce pchać się w  rodzinę, w której nieakceptowana, będę się źle czuć. Dodam, że on chciał żebyśmy się kilka razy pokazali razem u niego na rodzinnych przyjęciach. Bo miał dość męczących pytać czy ma kogoś i pouczeń że powinien wreszcie się ustatkować. Nie powiem bo on zadbał o to, żebym się tam dobrze czuła, żeby nie było przykrości i niezręcznych sytuacji – no myślę, w przeciwnym razie bym natychmiast wyszła i nigdy się do niego nie odezwała. Moja mama go poznała, jej mąż też. Przedstawiłam im go jako ..po imieniu, nie jako chłopaka. Było tradycyjne...to jest właśnie...a oni: o miło, dużo o panu słyszeliśmy. Ale o tym jaka relacja nas łączy to im ze szczegółami nie mówiła. Oni widzą, że to jest ktoś dla mnie ważny, tyle. Ja dość zżyta z rodzicami jestem, co prawda nie mówię im wszystkiego o sobie, nie angażuje ich w moje życie. Ale wiem, że mogę na nich liczyć i tak samo oni. I on kiedyś coś mi w temacie dogadał. Strasznie mnie zirytował, bo ja nie pozwolę żeby ktokolwiek ingerował między mnie a rodziców. Także tu zawsze było jasne, on ma swoich, ja swoich rodziców. Jemu tylko brakuje mamy. Bo ma ojca, są zżyci, ale ojcowie nie są tacy wylewni, uczuciowi. Ja znów mam mamę, co prawda jej mąż jest dla mnie jak ojciec, ale nie biologiczny.
On swoją mamę ciepło wspomina, i myślę, że to wspomnienia to taka wyidealizowana rzeczywistość. I on o tym wie, tylko tę myśl odrzuca.

.........................
Tak wszystko do mnie dziś wróciło. Bo przypadła mi pewna niewdzięczna rola, w mojej rodzinie lada moment pojawi się dziecko, i mamy się zrzucić na jakieś ciuszki, zabawki,  i to ja mam to wybrać. Jak dotąd lubiłam to robić, wybieranie prezentów dla chrześnika w sklepie z zabawkami sprawiało mi prawdziwą frajdę. Teraz z wiadomych przyczyn czułam się dziwnie. Takie mi przyszły refleksje o ile zabawkę do 100 zł, raz czy, dwa razy w roku mogę kupić. To mnie na wyprawkę nie stać w tym momencie. Sam wózek, to moja wypłata, a gdzie i za co reszta?  Mogłabym mieć dziecko gdybym była finansowo niezależna. I może kiedyś będę.
Poza tym ja z nim kiedyś rozmawiałam, ogólnie o życiu jak ja to widzę. Dla mnie dziecko to tylko w zdrowym związku małżeńskim. A nie jakieś patchworkowe układy. On mnie kiedyś skomplementował, że byłabym dobrą matką. Ale, że dobrą żoną to nie.

29

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

I znów, droga Autorko, pozostawiasz bez odpowiedzi pytania, które ci zadaliśmy, porzucasz poprzednie wątki, a zaczynasz nowy, w którym - szczerze - nie do końca wiem o co chodzi. Chyba o zwykłe pogadanie.

Czasem zastanawiam się co by było, gdyby życie napisało dla mnie inny scenariusz.

Powiem Ci jedno. Teraz Ty piszesz scenariusz.

I to jest myśl, która daje siłę.

30 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-03-15 22:59:24)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Odniosę się do pytań które gdzieś pominęłam:

Po chorobę ty się zastanawiasz, czy to jest NA ZAWSZE? Czy ktokolwiek, kiedykolwiek jest w stanie dać taką gwarancję?
Oczywiście, że gwarancji nie jest w stanie dać. Ale interesują mnie układy które mają realne szanse trwać jak najdłużej. Bardzo ciężko znoszę zmiany, mam trudności w odnajdywaniu siebie w nowych sytuacjach. Także jak już odnajdę się w nowej sytuacji, wszystko zacznie się układać, to wolę żeby to trwało jak najdłużej. Na ten przykład kiedyś poznałam takiego faceta, całkiem fajny, przystojny, ale gdy na drugim spotkaniu dowiedziałam się, że ma dziecko z poprzedniego związku. Nie kontynuowałam dalej tej znajomości. Będę szczera, facet z dzieckiem byłby dla mnie nie do zaakceptowania jako partner. I nie widziałabym dla nas żadnej szansy na przyszłość. A tu było inaczej, ON praktycznie spełniał większość moich oczekiwań jako facet. Od wyglądu po charakter. Zorientowałam się w sytuacji i sama uznałam, że warto spróbować, że być może to moja życiowa szansa, realna szansa.

Ale widzę, że problem jest też poważniejszy. Jeśli ty zaczynasz poważną rozmowę o związku, wspólnych planach, dzieciach, zmianach, a on mówi "i tak mam ważniejsze rzeczy" no to coś tu jest nie tak. A ty tak pozwoliłaś, żeby temat ucichł?

Ja w takich spraw i rozmów zawsze podchodzę bardzo poważnie i jak już podejmuje temat i wyrażam opinię to robię to serio. A on zawsze mówił wyluzuj, tylko tak luźno rozmawiamy. On tylko od początku mi jasno komunikował, że jego praca jest na pierwszym miejscu, i jeżeli ja tego nie rozumie to się nie dogadamy. Ale to, ja akurat rozumiem i popieram. Poza tym to nie były główne tematy naszych rozmów, bo przede wszystkim miało być miło, bezproblemowo i niezbyt zobowiązująco. Także czasem między słowami czy w jakiś sytuacjach temat się przemknął. Ale jak już przy tym jesteśmy, te tematy dość podnoszą mi cieśninie i czasem gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli mogłabym powiedzieć coś takiego: co ty sobie myślisz, że ja taką głupią niedorobioną idiotką jestem, że dam się wrobić w pieluchy??!!! Nie chce tego bachora, nie będę się uganiać, chciałeś żebym miała zmarnowane życie, nie dam ci się wkręcić w taką chorą sytuacje, nie złapiesz mnie na dziecko szowinistyczna świnio!!! Co ty myślisz, że znalazła się kolejna debilka naiwna co to będzie stać przy garach? Mam kompletnie wybe...na gadki o tym że teraz muszę szybko dojrzeć, być odpowiedzialna, mam wyb..na bycie matką polką, ty i dziecko zmarnowaliście mi życie, będziesz musiał żyć ze świadomością, że przez ciebie mam zmarnowane życie! – To się rozkręciłam, ale spokojnie to tylko tak hipotetycznie Wam przedstawiłam, co ewentualnie mogłabym powiedzieć, jakby doszło do ostrej konfrontacji. Ale szanujmy się, nie chciałabym być zmuszona przez sytuacje do takich słów wobec kogokolwiek. Ja tylko reaguję tak wtedy jak czuję że ktoś/coś realnie mi zagraża. Na przykład, tematy polityczne, to kto na kogo głosuje, kto jest za która partią, temat który w ogóle nie robi na mnie wrażenia i nie wywołuje emocji. Niech każdy robi co chce. Ja generalnie nie uchodzę za osobę śmiałą czy dusze towarzystwa, ale słyszałam o sobie, że jestem cicha woda...tylko wtedy kiedy sytuacyjna tego wymaga. No a on znów jest takim człowiek co potrafi zakolegować się z każdym, umie wyczuć intencje, odnaleźć się w sytuacji i przejąć nad nią kontrolę, raczej gasi konflikty niż je wznieca. Poza tym obydwoje wyjątkowo zgadzamy się w tym, że uwielbiamy mieć święty spokój, także nie szukaliśmy na  konfliktów.


......................
A poza tym mnie teraz na dziecko stać. Już pisałam sam wózek to moja wypłata. Mam jakieś oszczędności ale przy takiej skarbonce jaką jest dziecko to wszystko by poszło i mało by było. A poza tym co z moją pracą, ze studiami? Gdzie i z kim to dziecko by było? Gdzieś miałoby cudze kąty wycierać? Czy on mógłby mi chociaż zagwarantować, ze kupi cała wyprawkę, dać pieniądze na opiekunkę żebym ja nie musiała rezygnować z pracy, studiów i miała czas dla siebie? A co ze mną z moimi planami marzeniami, co z moimi hobby? za co ja bym sobie kupowała nowe ciuchy, kosmetyki? Gdzie byśmy mieszkali? Niby obydwoje mamy mieszkania, ale nie takie duże żeby się pomieścić w jednym z dzieckiem, byłoby za ciasno, i dochodziło do wielu konfliktów. A co może zgłupieć i wpieprzyć się w kredyty, spłacać ratami, latami.... sami widzicie jak się nie obrócić d.. z tyłu. No ale to takie prozaiczne argumenty no nie sądzicie, że między nami kobietami to możemy sobie być szczere i mówić prosto z mostu? Ale z facetami to tak nie działa, niestety. Facet zaraz by się zraził.

31 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-03-15 23:33:40)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Ale mimo to, powiedzcie mi czy znacie przepis na to jak się skutecznie odkochać? Przestać rozmyślać, żałować, powracać myślami do najlepszych chwil w związku i tych złych? Czuje, że nie moglibyśmy być przyjaciółmi czy tylko kumplami bo ciągle jest chemia, uczucie.
I co więcej, ja nie uważam, żebym go skrzywdziła, czy nie wiem co złego mu zrobiła. Wręcz przeciwnie ja starłam się i tego uniknęłam w większym stopniu. Jeżeli ratowanie siebie, mojego życia i przyszłości jest krzywdą dla niego, to ja tego absolutnie nie przyjmuję do wiadomości i tak nie uważam. On wie, że ja potrafię zareagować bardzo spontanicznie, nagle wybuchnąć płaczem, zacząć histeryzować, albo całkowicie milczeć i nie reagować w ogóle, tak zwane na chłodno. Ale wszystko biorę bardzo poważnie, przeżywam, dokładnie analizuje. A on, że jako jest starszy, nie raz mi mówił, że czuje się za mnie poniekąd odpowiedzialny i nie może dopuścić żeby mi działa się krzywda, to miłe, ale dbanie o kobietę, to powinien być standardowy odruch każdego faceta, także medalu mu za to nie dam. Była raz taka sytuacja, jak na ironię, czymś się strułam i ciągnęło mnie na wymioty (wtedy byłam pewna że to nie ciąża) ale on sobie zażartował, że może jestem w ciąży. A ja bardzo poważnie spojrzałam na niego : nawet sobie w taki absurdalny sposób nie żartuj, rozumiesz! A on tak luźno, kontynuuje, a jakby nawet było dziecko, to by było. Odparłam kompletnym zażenowaniem i brakiem entuzjazmu w temacie, wręcz mnie to uraziło i trochę się odsunęłam. To wtedy przyniósł mi kwiaty na przeprosiny, że zdał sobie sprawę że te jego głupie żarty sprawiły mi przykrość. Powiedzcie czy Waszym zdaniem wtedy on wykazał się brakiem taktu, czy może badał grunt? Przypadek?! Wiecie jak on mnie nazywał ''młoda''. Do mnie mówił, że to jest we mnie takie fajnie, że ja taka naturalna jestem, jeszcze młoda- niezepsuta (cokolwiek to znaczy). Dużo osób ponoć odbierało nas, tak, że ja jestem w niego bardzo wpatrzona i zazdrosna (o ludzie, ja gardzę publicznymi scenami zazdrości, i podobnymi szopkami) więc jak doszli do takich wniosków.
On mi ostatnio powiedział coś takiego, że zdał sobie sprawę ile mam lat, że jeszcze taka młodzież jestem w porównaniu z nim, przypomniał sobie siebie jak był w moim wieku, ile on w życiu numerów odstawił. I dał do zrozumienia, że mnie nie potępia, nie osądza. Chociaż to.

Ale powiedzcie jak ja mam żyć z myślą, że najprawdopodobniej straciłam szanse na to, żeby w przyszłości z tego związku było coś więcej, szanse na bycie z takim inteligentnym, przystojnym facetem – o jakim długo marzyłam ?

...................................................
Jjbp: Jak ustalić zasady - żeby ustalić zasady trzeba szczerości i dialogu na który Ty sie nie zgadzasz......żeby cos odbudować trzeba by sie zdeklarować - jesteś na to gotowa?

Wiem, jak dotąd powiem szczerze, było mi przykro, trochę nawet wstyd się z nim spotkać i udawać jakby nigdy nic. Czułam się niepewnie. Jednym słowem wolałam zdezerterować, uciec niż iść na otwarte konfrontacje. Poza tym nie zapominajcie, że to wszystko było na świeżo. Czy jestem całkiem gotowa, chyba jeszcze nie. Ale na samym początku jakakolwiek wzmianka o nim, wywoływała emocje, robiłam wszelkie uniki, przestałam chodzić tam gdzie mogłabym go spotkać. Teraz już tak nie jest. Na razie pozostajemy w kontakcie. Myślę, że już za niedługo obydwoje dojdziemy do takiego momentu że taka rozmowa będzie nam potrzebna.
Nie zapominajcie o tym, że to jeszcze nie jest stara sprawa, tak z własnego doświadczenia napiszcie ile czasu po burzliwym rozstaniu trzeba żeby dojść całkiem do siebie, spojrzeć na sprawę całkiem racjonalnie, obiektywnie? Bo chyba tylko wtedy można podjąć dalsze kroki

32

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

O mój borze, ja już nic nie rozumiem.

Proszę, odpowiedz mi na jedno pytanie: czy tu wszystko rozchodzi się o te dzieci? I jeśli nie, to o co? A jeśli tak, to CZEMU jeszcze go nie zapytałaś wprost o to, czy on zmienił zdanie i chce mieć jednak dzieci, skoro to jest Twój warunek najważniejszy?

33 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-03-17 22:59:37)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Chodzi o to, że zdałam sobie sprawę, że jeszcze nie jestem gotowa, na zobowiązania i dojrzałe decyzje. A już na pewno na rolę matki. I rozchodzi się o dzieci, bo ja ich nie chce bo : boje się, że nie podołam, że będę kolejną sfrustrowaną matką polką która zmarnowała sobie życie. Wizja dziecka, na chwilę obecną mnie przeraża. Kompletnie nie jestem gotowa, ani psychicznie a tym bardziej materialnie.
Gdybym była na miejscu księżnej Kate w ogóle bym się nie zastanawiała, dziecko w te ,czy w te, nawet 4 mogłoby być. Ale ona ma wszystko zapewnione, o nic się nie martwi, o kasę, o przyszłość, o pracę, ma kilka kompetentnych opiekunek którym ze spokojną głową i czystym sumieniem, może powierzyć opiekę nad dziećmi. To się nazywa świadome rodzicielstwo. No ale to taki odległy przykład.
Ale znam taką parę która długo świadomie nie miała dzieci, a jak już byli dorobieni, ustawieni, się sobą nacieszyli. To dopiero pomyśleli o dziecku. I jak dziecko miało 2 miesiące, to jego mama pojechała z koleżanka do SPA. A jej mąż, ojciec dziecka, zawsze na pierwszym miejscu stawia żonę i nie da na nią złego słowa powiedzieć, ona tez mówi, że mąż jest dla niej najważniejszy, i to widać, że są za sobą – Jeżeli bym miała kiedykolwiek założyć rodzinę to tylko taką.

Monoceros:  A jeśli tak, to CZEMU jeszcze go nie zapytałaś wprost o to, czy on zmienił zdanie i chce mieć jednak dzieci..?

No jak typowy facet. Standardowa sytuacja : najpierw zaczynaliśmy niewinnie, bez zobowiązań. Obserwował moje zachowanie w różnych sytuacjach, charakter, jednym słowem czy byłabym materiałem na ''żonę''. Ja bez ogórek demonstrowałam mu moje kulinarne antytalencie i często powtarzałam, że nie lubię gotować, za to uwielbiam sterylne porządki, czym mu zaimponowałam, bo np. w jego aucie nie wolno pić, jeść, bo można tapicerkę zapaćkać, w domu mam porządki, że perfekcyjna pani domu by się nie powstydziła. On nie znosi bałaganu i ponoć na tym tle dochodziło w przeszłości do nie jednej awantury z jego udziałem. Owszem kilka razy mu umyłam podłogi, wytarłam kurze, zmieniłam pościel, uprałam, uprasowałam – i on do tego trochę bardzo przywykł. Jakie to miłe i wygodne jak ktoś zadba o wszystko i przygotuje, prawda? Jedna rzecz, ja to mogę zrobić, ale nie muszę. I jak zobaczył, że mu pomagam, że mam jakieś pojęcie o prowadzeniu domu, że jestem w miarę oszczędna i nie doję od niego kasy bez umiaru. To ja jestem tą skromniejszą stroną. I coraz częściej zaczął mi sugerować, że mam niego dobry wpływ, że dobrze mu ze mną. I myślę, że wiele czynników na to wpłynęło, że powoli zaczął się przekonywać, do założenia rodziny. Ponoć kiedyś, jak tylko ktoś coś wspomniał mu o tym, to już się mocno denerwował, a teraz reaguje normalnie, i mówi, że niczego nie wyklucza w przyszłości.

Jak pytałam jego o dzieci. To mówił to, że mu obojętne, że to kobieta powinna zdecydować, bo ona poniesie większą odpowiedzialność. Jak  to on mówi, byłoby, to by było, a jak nie, to trudno. Poza tym ja go raz zapytałam, czy ty chciałbyś mieć dziecko. Powiedział, że teraz to musi się skupić na pracy, zamierza w niedalekiej  przyszłości awansować – dobrze, ambitnie – za to go szanuje. No ale jak już awansuje to nie wyklucza, że w przyszłości być może tak.

34

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?
Monoceros napisał/a:

O mój borze, ja już nic nie rozumiem.

Ja też. A weszłam naprawdę z chęcią, że może coś doradzę. Ale już nie kumam, kto chce dziecka i rodziny, kto nie, kto nie czuje się na siłach, kto komu prasuje itd.

Autorko. A myślałaś o jakiejś terapii? Bo ja bym Ci polecała, z całym szacunkiem.

35

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?
Lilibet napisał/a:

Chodzi o to, że zdałam sobie sprawę, że jeszcze nie jestem gotowa, na zobowiązania i dojrzałe decyzje. A już na pewno na rolę matki. I rozchodzi się o dzieci, bo ja ich nie chce bo : boje się, że nie podołam, że będę kolejną sfrustrowaną matką polką która zmarnowała sobie życie. Wizja dziecka, na chwilę obecną mnie przeraża. Kompletnie nie jestem gotowa, ani psychicznie a tym bardziej materialnie.
Gdybym była na miejscu księżnej Kate w ogóle bym się nie zastanawiała, dziecko w te ,czy w te, nawet 4 mogłoby być. Ale ona ma wszystko zapewnione, o nic się nie martwi, o kasę, o przyszłość, o pracę, ma kilka kompetentnych opiekunek którym ze spokojną głową i czystym sumieniem, może powierzyć opiekę nad dziećmi. To się nazywa świadome rodzicielstwo. No ale to taki odległy przykład.
Ale znam taką parę która długo świadomie nie miała dzieci, a jak już byli dorobieni, ustawieni, się sobą nacieszyli. To dopiero pomyśleli o dziecku. I jak dziecko miało 2 miesiące, to jego mama pojechała z koleżanka do SPA. A jej mąż, ojciec dziecka, zawsze na pierwszym miejscu stawia żonę i nie da na nią złego słowa powiedzieć, ona tez mówi, że mąż jest dla niej najważniejszy, i to widać, że są za sobą – Jeżeli bym miała kiedykolwiek założyć rodzinę to tylko taką.

Monoceros:  A jeśli tak, to CZEMU jeszcze go nie zapytałaś wprost o to, czy on zmienił zdanie i chce mieć jednak dzieci..?

No jak typowy facet. Standardowa sytuacja : najpierw zaczynaliśmy niewinnie, bez zobowiązań. Obserwował moje zachowanie w różnych sytuacjach, charakter, jednym słowem czy byłabym materiałem na ''żonę''. Ja bez ogórek demonstrowałam mu moje kulinarne antytalencie i często powtarzałam, że nie lubię gotować, za to uwielbiam sterylne porządki, czym mu zaimponowałam, bo np. w jego aucie nie wolno pić, jeść, bo można tapicerkę zapaćkać, w domu mam porządki, że perfekcyjna pani domu by się nie powstydziła. On nie znosi bałaganu i ponoć na tym tle dochodziło w przeszłości do nie jednej awantury z jego udziałem. Owszem kilka razy mu umyłam podłogi, wytarłam kurze, zmieniłam pościel, uprałam, uprasowałam – i on do tego trochę bardzo przywykł. Jakie to miłe i wygodne jak ktoś zadba o wszystko i przygotuje, prawda? Jedna rzecz, ja to mogę zrobić, ale nie muszę. I jak zobaczył, że mu pomagam, że mam jakieś pojęcie o prowadzeniu domu, że jestem w miarę oszczędna i nie doję od niego kasy bez umiaru. To ja jestem tą skromniejszą stroną. I coraz częściej zaczął mi sugerować, że mam niego dobry wpływ, że dobrze mu ze mną. I myślę, że wiele czynników na to wpłynęło, że powoli zaczął się przekonywać, do założenia rodziny. Ponoć kiedyś, jak tylko ktoś coś wspomniał mu o tym, to już się mocno denerwował, a teraz reaguje normalnie, i mówi, że niczego nie wyklucza w przyszłości.


Uważam, że coś kręcisz i nie chcesz przyznać, że gdzieś tu jest jakiś problem. To co piszesz nie składa się dla mnie w całość. Zaprzeczasz sobie i unikasz odpowiedzi na pytania. Owszem, nie masz obowiązku na nie odpowiedzieć. Ale odpowiadasz wymijająco. Nie wiem tylko, czy te wymijające odpowiedzi są dla mnie, czy dla ciebie (kogo próbujesz nabrać?).

Co mi się nie składa w całość?
1. Mówisz, że nie jesteś gotowa psychicznie na bycie matką, nie chcesz tego. I TO JEST W PORZĄDKU. Serio. Zupełnie w to nie wierzysz. Nie chcesz być matką, bo nie chcesz być sfrustrowaną matką polką - matki polki same fundują sobie ten los, bo nie uważają siebie za ważne. No i mówisz, że nie ma mowy, żebyś teraz miała dzieci. A za chwilę sobie zaprzeczasz i mówisz, że gdybyś miała pieniądze, to nawet czwórkę mogłabyś mieć. No to jak to w końcu jest? Chcesz dzieci czy nie??

2. Uciekasz od odpowiedzi dlaczego nie zapytasz go wprost. Na moje pytanie odpowiedziałaś bajeczką o "typowym facecie" (uważam, że nie istnieje coś takiego, więc nic z tego też nie zrozumiałam). Nie ma "typowy facet" czy "typowa kobieta", jesteś Ty, jest On i to, co wy razem z tego zrobicie.
I jeszcze jedno. Za wszelką cenę bronisz się przed tym, by zostać uznaną za "panią domu" czy coś, ale dobrowolnie pokazałaś mu, że mogłabyś taka być, sprzątając, piorąc i tak dalej, mówisz o sobie jaka jesteś oszczędna (= typowa matka polka), zaraz potem mówiąc, że nie chcesz taka być...

I nadal nie wiesz, czy on chce czy nie. Dopóki się nie dowiesz, jakie on ma zamiary, dopóki nie ustosunkujesz się do jego zamiarów to tak możemy sobie w kółko gadać o tym samym. Ty z jakiegoś powodu nie chcesz poznać odpowiedzi na to, czy on myśli poważnie o założeniu z tobą rodziny czy nie.

36 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-03-18 18:18:01)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Jakie jest jego zdanie na ten temat napisałam wyżej, że otwarcie nie zadeklarował, zależy jak mu się życie ułoży
Przyznaje, że ja z na forum, ten temat dziecka tak rozdmuchałam. W rzeczywistości unikam tego tematu jak ognia. Ale to mnie trochę trapi.
Do czasu całego tego przykrego zajścia, w ogóle nie było tego problemu, dziecko to był dla mnie odległy temat. Odkładałam to na nieokreśloną bliżej przyszłość.

A za chwilę sobie zaprzeczasz i mówisz, że gdybyś miała pieniądze, to nawet czwórkę mogłabyś mieć. No to jak to w końcu jest? Chcesz dzieci czy nie??

Kiedyś chciałam mieć dzieci (ale jak sama byłam dzieckiem) teraz to w sumie nie wiem. W najbliższej przyszłości na pewno NIE. Dotarło do mnie, że nie wiem czy kiedykolwiek będę na to gotowa. Może i w przyszłości bym chciała, ale mam mnóstwo obaw i wątpliwości.
Gdym miała poukładane życie i pieniądze sprawa byłaby inna. Nie musiałabym wtedy z niczego rezygnować, mój udział w życiu dziecka ograniczałby  się do czytania bajek na dobranoc, zabierania do kina, cyrku, lunaparku, kupowania prezentów, oraz wybierania szkoły i monitorowania jakie robi postępy w nauce. Sorry ale nie wyobrażam sobie dzień w dzień siedzieć z dzieckiem w domu – taka wizja jest nie do wytrzymania. Czyli tak trochę jakby, zjeść jabłko i mieć jabłko.

Za wszelką cenę bronisz się przed tym, by zostać uznaną za "panią domu" czy coś, ale dobrowolnie pokazałaś mu, że mogłabyś taka być, sprzątając, piorąc i tak dalej, mówisz o sobie jaka jesteś oszczędna (= typowa matka polka), zaraz potem mówiąc, że nie chcesz taka być...

Staro polskie obyczaje, szlak jasny – jednym słowem. Pochodzę z takiego domu gdzie to kobiety zawsze rządziły w kuchni, dbały o dom, a faceci to inna historia. Ja w domu robiłam dosłownie wszystko sprzątałam, prałam, pomagałam szykować święta, sprzątałam po gościach zmywałam stosy talerzy, opiekowałam się prababcią. Ale wiecie jak jest, co człowiek w domu rodzinnym ma do powiedzenia, jeszcze dopóki nie pracuje, nie dokłada do utrzymania, to już w ogóle. I szkoda mi było  mamy. Bo zawsze na święta harowała jak wół, zastaw się a postaw się, nie wychodziła z kuchni. Na ten przykład jak do nas ciotka z rodzina przyjeżdżała to stoły się uginały, a u nich gościna jak u Wolańskich. Ale wcale nie gorsza. Mniej się ciotka umordowała, ale też było czym się poczęstować. Ludzie to ma być poczęstunek, a nie wielkie żarcie – ale powiedzcie to mojej mamie. Ja zawsze sprzątałam kuchnie po jej kuchennych rewolucjach, z garów mnie nie było widać. Ja wręcz przeciwnie nie lubię gotować,wole kupić gotowe, albo zrobić kanapki. Ale jedna rzecz mi została, moja babcia zawsze powtarzała, że to jak facet jest ubrany świadczy o jego kobiecie, (wiem mit) ale no jakoś mi nie leży, żeby mój facet nie miał czystych koszul czy latał za skarpetkami. Odruchowo to robię. Tak samo, sprzątanie mnie relaksuje. Nie mam problemu z tym, że sprzątam. Ale jak się czepia, że czegoś nie posprzątałam, przeoczyłam, to mnie wkurza. Mam trochę problem z tym, że nie jestem asertywna. I niepotrzebnie za bardzo się staram.

37

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Santapietruszka: Ale już nie kumam, kto chce dziecka i rodziny, kto nie, kto nie czuje się na siłach, kto komu prasuje itd.

Ja teraz na pewno nie chce, nie czuje się na siłach,  boję, że dziecko byłoby dla niego ważniejsze niż ja, że byłoby tak jak u wielu innych par, że po pojawieniu dziecka wszystko się zepsuło. No ale jak mu to powiedzieć wprost, i co by sobie pomyślał?! Dopiero wtedy jakbym poczuła, że moja pozycja w tym związku jest bardzo pewna, niezagrożona, byłabym skłonna na poważnie rozważyć decyzje o rodzinie.
On mówi, że nie spieszy mu się do założenia rodziny, ale gdyby w przyszłości spotkał odpowiednią kobietę, to niczego nie wyklucza.

38 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-03-18 18:33:00)

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?
Lilibet napisał/a:

Santapietruszka: Ale już nie kumam, kto chce dziecka i rodziny, kto nie, kto nie czuje się na siłach, kto komu prasuje itd.

Ja teraz na pewno nie chce, nie czuje się na siłach,  boję, że dziecko byłoby dla niego ważniejsze niż ja, że byłoby tak jak u wielu innych par, że po pojawieniu dziecka wszystko się zepsuło. No ale jak mu to powiedzieć wprost, i co by sobie pomyślał?! Dopiero wtedy jakbym poczuła, że moja pozycja w tym związku jest bardzo pewna, niezagrożona, byłabym skłonna na poważnie rozważyć decyzje o rodzinie.
On mówi, że nie spieszy mu się do założenia rodziny, ale gdyby w przyszłości spotkał odpowiednią kobietę, to niczego nie wyklucza.

Dla mężczyzny dziecko nigdy nie będzie ważniejsze od partnerki. Będzie je kochał pieścił utulał kąpał i głaskał ale kobieta zawsze będzie dla niego ważna.
Nie spotkałem się z odrzuceniem kobiety przez mężczyznę ze względu na dziecko.
To domena kobiet. Kobiety odrzucają mężczyzn dla dziecka. Odwrotnie przypadek jeden na 10000

39

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Też mi tak się wydaje, że to raczej kobiety, ze względu na to, że przez pierwszy rok życia to one są najważniejsze i prawie niezastąpione w życiu dziecka przestają myśleć o partnerze. Jest to spowodowane po prostu biologią - można się tego spodziewać, jest to naturalne, że kobieta spełnia potrzeby bliskości i zaspokaja głód i uspokaja i poi dziecko karmiąc je piersią. Trudno to zastąpić czymś innym. Ta bliskość trochę uderza do głowy, partner schodzi na drugi plan, niektórym nie chce wychodzić się z tej roli wszechmogącej i jedynej, najważniejsze osoby dla dziecka.
Czy nigdy nie będzie tak, że to dziecko będzie absorbować mężczyznę bardziej niż kobieta - nie wiem.

No dobra, Lilibet, jeśli w takim razie nie czujesz się w tym związku pewnie, nie wiesz na czym stoisz, jaka jest jego przyszłość, czy jest jakaś, czy jest zgodna z twoimi oczekiwaniami... to co tam jeszcze robisz?

40

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Witam!
Wyszukałam ten watek, bo założyłam nowy ale moderatorka go zamknęła.

Sytuacja dziś wygląda tak, że znów jesteśmy blisko siebie.
Ja całą sytuacje, bardzo przeżyłam, odchorowałam. Bardzo za nim zatęskniłam. Wszystko niby było ok, jak dawniej, bieżące sprawy, jakoś się kręciło, ale mocno odczułam jego brak. Byłam świadoma, że to ja jestem większą winną, nie czułam się dobrze z tą całą sytuacja. Ale postanowiłam, że dla naszego wspólnego dobra, lepiej będzie niech zostanie jak jest. Wydawało mi się, że po wszystkim co się wydarzyło. To już jest niemożliwe żebyśmy byli chociaż przyjaciółmi. Ale wydarzyła się pewna sprawa, która zmusiła nas żebyśmy zaczęli rozmawiać, spotkać się. My ogólnie potrafiliśmy zawsze się zjednoczyć, wspólnie działać. I to wszystko tak zaczęło wracać. Nie rozmawialiśmy o przeszłości, tylko o tym, że nam siebie brakowało i nie chcemy tracić kontaktu.
Najpierw spotykaliśmy się po przyjacielsku, zaczęliśmy spędzać wspólnie noce, ale nie było seksu. Wiadomo na początku, ale z czasem, widziałam jak mu tego brakuje, a ja nie chce po prostu zamknąć się w sobie bo kiedyś coś się nie udało. To, że w ogóle się przełamałam, to już postęp. Ja większa przyjemność czerpie z samego spania razem, całowania, przytulania, dotyku niż samego seksu. Może dlatego, że towarzyszy mi stres, przez co nie mogę się wyluzować i trudniej mi czerpać samą przyjemność. Jemu zdaje się to nie przeszkadzać. Ogólnie to ja wpisuje się, w ten typ kobiet, co nie lubią skakać z kwiatka na kwiatek. Dlatego wole być w jednym związku i  pokonywać przeszkody niż szukać nie wiadomo czego, poza. Jest tylko taka rzecz która nie daje mi spokoju.
Zazwyczaj jak jego nie ma, albo mi coś dolega, najczęściej przed okresem...
nalatują mnie takie dziwne myśli, o tym jak strasznie złe okropne zniszczone bym miała życie gdyby było dziecko, że musiałabym zrezygnować z siebie, że nie miałabym tyle kasy dla siebie, tylko musiałabym dokładać, do życia rodzinnego, że ja tak nie chce, że to byłby sznur na szyje, kula u nogi, piąte koło u wozu, że on jest tylko mój a dziecko by mi go zabrało, że nie chce żadnego niczego strasznego co by nas podzieliło, ogólnie o przemocy w rodzinie skąd się bierze, mam na to gotową teorie, te myśli mnie wyczerpują i biorą się nie wiadomo skąd, i rzadko kiedy uspokoję się sama bez wzięcia czegoś na uspokojenie. Czasem myślę inaczej, że nie wolno mi tak myśleć, czy komuś mówić że tak myślę.
(Przekopiuje z poprzedniego tematu)
Ostatnio ten temat mi wrócił po rozmowie ze znajomymi w moim wieku, moje znajome w wieku 19,20,21,22 lata już wszystkie mają stałych facetów od 4,5 lat, już planują ślub, dzieci, już 2 z nich sale mają pozamawiane. Dla mnie to za wcześnie na takie poważne decyzje. Wszystkie deklarują, że chcą mieć dzieci, że planują gdzie będą mieszkać, składają kasę na te cele. Szczerze mówiąc byłam w lekkim szoku.
Że to już, że tak szybko. Ja jeszcze w sumie nie mam konkretnego stanowiska w tej sprawie. Jak uważacie czy to normalne, w jakim wieku już człowiek wie na pewno czy chce się ustatkować czy nie mieć rodzinę czy nie?

41

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Kochane. Ostatnio kompletnie sobie nie radze,  płacze z byle powodu, ciągle jestem zestresowana, niektóre myśli nie dają mi spokoju, chociaż tak  bardzo się staram się uspokoić, myśleć pozytywnie. Ta sytuacja w pewnym momencie mnie przerosła. Jest tyle rzeczy którymi powinnam się cieszyć, ja je widzę i doceniam. Ale czuje, że moje wewnętrzne niewyrażone emocje, stare rany z przeszłości, mnie blokują.
Myślę o nim i o tym jakie skomplikowane relacje nas łączą. Ta znajomość ma dwa końce, z jednej strony mam wobec niego dużo ciepłych uczuć, , uwielbiam nasze wspólnie spędzone chwile, potrzebuje tej bliskości. Jednocześnie czuje, że w najbliższej przyszłości nie jestem i nie będę gotowa na żadne poważne kroki, wiążące decyzje. Mówiłam już mu o tym, o moich obawach. On na razie ucieka od takich rozmów. Uważa,  że mamy jeszcze sporo czasu, na takie rozmowy i decyzje. Czas który spędzamy razem, staramy się spędzić jak najprzyjemniej. Ale ja nie umiem o tym nie myśleć, wyprzeć to całkiem, że jeżeli mowa o założeniu rodziny, nie czuje nic poza niechęcią i wielkim strachem. Boje się że kiedyś go przez to stracę, że cokolwiek nie zdecyduje będę cierpieć sad

42

Odp: Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Hejka. wink
Przeczytałam Twoją historię bardzo dokładnie i wydaję mi się, że nie jest z Tobą aż tak źle jak nawet sama sądzisz, tylko musisz sobie bardzo wiele rzeczy poukładać. wink

Wszystkiego teraz nie poruszę, bo bardzo dużo tego, ale kilka rzeczy spróbuję.
Po pierwsze: czy wasz związek nadal jest bez zobowiązań, tzw "luźny'? W sumie to dodam tylko, że on od początku taki nie był. Bo "otwarty/ luźny/ bez zobowiązań" związek to taki w którym ludzie spotykają się na seks, czasem spędzą razem czas (czasem czas... nie umiałam inaczej tego nazwać tongue) i wracają do swojego życia. Nie ma w takim związku wspólnej przyszłości, czy to dalekiej czy bliskiej. U was była. U was to był od początku związek i... (zaskoczę Cię teraz) moim zdaniem z bardzo pięknym planem. Tak każdy związek powinien się zaczynać, że dwoje ludzi niczego od siebie jeszcze nie wymaga, spotyka się czasem, poznaje. Mogliście dzięki temu być sobą, niczego nie udawać. On nie musiał się kryć, że nie chce baby, która mu będzie właziła w portfel, zabraniała meczów oglądać, narzucała mu swojej woli, a Ty nie musiałaś się kryć, że nie chcesz być "matką polką". Tylko w pewnym momencie przestałaś mu o wszystkim mówić, a za dużo myślałaś. Sama powtarzasz, że bierzesz pod uwagę to, że kiedyś dzieci będziesz mieć, prawda? I to też jest dojrzałe podejście. Masz prawo teraz tych dzieci nie chcieć mieć. Tylko skąd u Ciebie ta panika, że się pojawią? Czemu Ty teraz tak o tym myślisz? Czemu w ogóle myślisz o tym? Nie chcesz mieć na razie dzieci i temat powinien być zamknięty. A Ty siadasz i zaczynać snuć myśli jak Twoje życie się zrujnuje, gdy ono się pojawi... To tak jakbym ja teraz usiadła i zaczęła myśleć o tym co będzie jak mi cegłówka na głowę spadnie. Jest to możliwe, ale nie widzę sensu, aby sobie tym głowę zaprzątać.
Masz faceta, którego kochasz, czemu nim się nie zajmiesz? Piszesz, że u Ciebie najpierw są studia, potem praca, a na końcu planowanie w ogóle jakiejś rodziny. Więc myśl o studiach, o pracy i o chłopaku.

Posty [ 42 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jeżeli ja nie zechce dziecka, a on się nie ustatkuje? Już sie rozstać?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024