Wyobraźcie sobie taka sytuację.
Nie będę dokładnie opisywał sytuacje, bo nie o to w tym chodzi.
Kiedyś moja kobieta mnie mocno krzywdziła. Można bez wahania powiedzieć, że podtarła sobie tyłek moim zaufaniem, zaangażowaniem i troską. Traktowała mnie przy tym lekceważąco, nie czułem od niej szacunku. Odrzuciła mnie. Stan takiego przepychania trwał ok 1,5 roku. W końcu pewnego dnia przy moim silnej walce o to wszystko poszła po rozum do głowy, a przynajmniej tak mi się wydawało. Odbyliśmy trochę rozmów. Przyznała, że zawaliła chociaż nigdy w szczegóły ( m.in dlaczego tak robiła) nie specjalnie chciała wchodzić. Wiedziałem, że powinniśmy to wszystko przegadać, również wejść w szczegóły, bo inaczej nie przerobimy problemu w 100%.i on kiedyś wróci. Jak się potem okazało, miałem rację.
Zaczęła się sielanka, ale co jakiś czas, najczęściej w kłótniach zaczęła mi wbijać szpilki sugerujące, że jednak ona nie jest aż tak bardzo winna temu wszystkiemu, że zupełnie inaczej widzi przeszłość np. Wrócił stary Karol, to nie ja chciałam wracać do tego kontaktu, tylko Ty itp). Wiecie, coś kiedyś z kimś „ustalasz”, ale z czasem to wszystko się temu komuś wewnątrz zmienia.
Obserwowałem to. Najgorsze było to, że z tym wszystkim wracały te zachowania, egoizm i mechanizmy z przeszłości, które mi tak mocno sprawiały przykrość. Możecie mi wierzyć, długo gryzłem się w język, długo przyjmowałem to na klatę, próbowałem normalnie, spokojnie zwracać uwagę, gdy kolejny raz potrafiła urwać rozmowę w mocno lekceważący sposób tylko wtedy, gdy coś jej się nie spodobało, ale w końcu się ulało. W dość mocny sposób zaakcentowałem to, że się bardzo mało zmieniła, nawiązałem do przeszłości, nawiązałem do tych szpilek itd.
W tym miejscu zaczął się mój maleńki dramat.
Mianowicie powiedziała, że wylewam na nią wiadro pomyj, że nie zasłużyła i że nie będzie wiecznie kręcić sie wokół przeszłości, nie będzie jej rozpamiętywać, rozdrapywać i nie wróci już nigdy więcej do relacji, gdzie jedyną gwarancją jest to, że przeszłość będzie wracać jakkolwiek byśmy jej nie przegadali. Odeszła.
Jestem załamany. Mam ogromne poczucie niesprawiedliwości, ogromne poczucie niezrozumienia i spojrzenia na sytuacje tylko ze swojej perspektywy (nie biorąc pod uwagę tego co ja mówię i czuję).
Co ja mogę zrobić? jak rozmawiać? Jak dotrzeć?