wczoraj mi przywiozł moje rzeczy...powie Powiedział,że możemy zostać znajomymi...ze to nie to.... powod rozstania...nie układało nam się ...psuło odkąd wyjechał za granicę po roku. i zaczeliśmy się widywać na weekendy. Niby było okej ale widziałam,że się odsuwa. Chciał czasem pobyć sam a ja z nim. Po prostu nie chciał.Gdybym się do niego pierwsza tydzien temu nie odezwała to nie było by tej całej szopki. Nie utrzymywał ze mną konatkow od rozstania. Zerwał mówiąc,że chce być sam , że wypaliło się , nie pasujemy . Nie było innej kobiety.Wczoraj mówił,że myślał,że się uda ale to jednak nie jest to. Mi też już po tych jego słowach przeszła cała ochota.... On nie chciał ratować tego związku....tylko ja się starałam. powiedział,że nie jest gotowy... przeprosił za ten stracony tydzien ( gdzie on w ogóle nie używa słowa przepraszam)
Byłam głupia kontaktując się z nim. nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
powody rozstania nie było jakiś konkretnych. Poprostu przestawało mu zalezeć z biegiem czasu a wiadomo jak to kobieta pretensje. Po prostu przestał czuć...i tyle. Nikogo nie zmusi się do kochania. Wczesniejsze dziewczyny też tak zostawiał po roku po pół. Taki typ trochę piotrusia pana. Nie wiedział, czego chce...
to ja chciałąm się spotkać...on się zgodził . i myslałam,że znowu coś może poczuć. No ale odgrzewane kotelty nie smakują...
Sylwestra bawiliśmy się ze znajomymi. Wiec nie musiałam tam być.
powiedziałam,że nie możemy się widywać...bo chce sobie ułożyć życie.. że muszę zapomnieć...a jesli będziemy się widywać to nic z tego nie będzie. Wykasowałam jego numer.. powiedziałam,że wiele dla mnie znaczył...i wyszłam z auta. Nie był zbytnio rozmowny... to już zamknięty rozdział... przez te trzy miesiące...udało mi się już nawet trochę o nim zapomnieć...nie potrzebnie na nowo rodrapałam rany. Po prostu nie umiałam pogodzić się z jego odejściem.
Nie wiem czy jago jeszcze kocham po tym wszystkim po wczoraj.... ale sentyment pozostał.
z byłymi się nie kontaktuje.