Zawsze można podać o alimenty jeszcze dziadków....
"Emerytowaną lekarkę pozwała synowa i dwoje nastoletnich wnucząt o 5,5 tys. zł alimentów miesięcznie.
Synowa rozwodzi się z synem lekarki. Do czasu zakończenia rozwodu sąd ustalił, że mężczyzna będzie płacił na utrzymanie dzieci 6,5 tys. zł. Sąd przyznał tak wysokie alimenty, bo mężczyzna zajmował się doradztwem inwestycyjnym na rynku nieruchomości. Zanim przyszedł kryzys, sporo zarabiał. Ale wraz z kryzysem pensja stopniała. Dlatego synowa chciała, żeby dołożyła się babcia.
Pozew zdenerwował lekarkę - przez całe życie dorobiła się mieszkania w apartamentowcu i ma trochę majątku. Zapewniała, że sama by pomogła wnukom, gdyby cierpiały biedę. One nie żyją w nędzy. Mieszkają w apartamentowcu, chodzą do prywatnej szkoły, na jazdę konną. Synowa pierwotnie wyliczyła żądania na ponad 20 tys. zł, w tym na narty w Alpach. Lekarka nie mogła się nadziwić, dlaczego miałaby na to płacić, skoro 40-letnia synowa jest zdrowa, może znaleźć pracę lub obniżyć standard życia. Sąd oddalił pozew. Uznał, że w pierwszej kolejności na utrzymanie wnucząt muszą łożyć rozwodzący się rodzice. Co już się dzieje, bo ojciec złapał oddech finansowy i zaczął wpłacać całą kwotę alimentów. Okazało się też, że synowa nie jest taka biedna. Oficjalnie pracuje na pół etatu. Ma jednak lokale użytkowe w Warszawie, które może wynająć. Na sprzedaży części zarobiła w ostatnich latach kilkaset tysięcy złotych.
Żądanie synowej jest legalne. Kwestię alimentów reguluje kodeks rodzinny. Jeśli rozwodzących się rodziców nie stać na utrzymanie dzieci, mogą pozwać o alimenty dziadków. Prawo zezwala na pozywanie o alimenty dorosłych dzieci przez rodziców, rodzeństwa czy byłych małżonków (jeśli z ich winy doszło do rozwodu)."
Źródło:
wyborcza.pl