Jak wiecie mam buldoga amerykanskiego. Normalnie to slitasny zwierzak, przylepa niesamowita, chce sie bawic z prawie kazdym psem. No wlasnie...z prawie z kazdym W malym miescie w ktorym mieszkam jest jeden pies, ktorego po prostu Ludo nie znosi, a ze miasto male, to czesto na siebie wpadaja. Oczywiscie nie pomaga to, ze jest tez meskim niekastrowanym psem. Widza sie z odleglosci 20 metrow i juz zaczyna sie warczenie, szczekanie, rwanie za smycz. Ostatnim razem urwal mi sie kompletnie i byla prawdziwa bojka- na szczescie bez gryzienia- ale zebiska lataly, ze az strasznie bylo . Przywolalam go do porzadku i w mig posluchal, ale mna i drugim wlasciecielem to niezle wstrzasnelo.
Co robic? To tylko jeden pies w calym miescie, tylko glupio chyba umawiac sie z jego wlascicielem zeby chodzil innym szlakiem w parku?