Witam,
Kilka lat temu, kiedy mieszkałam w Polsce nie było mnie na nic stać. Dosłownie. Pochodziłam z biednej rodziny, podczas studiów mieszkałam w innym mieście, ledwo wiązałam koniec z końcem, po studiach także - stąd pomysł na wyjazd do innego kraju. W Polsce zazdrościłam znajomym, którzy mieli lepszą sytuację...zazdrościłam im pasji - fotografowania - pełno ludzi miała lustrzankę; grania na czymś - ja zawsze marzyłam o gitarze ; ciuchów, kosmetyków itd.
U mnie w domu nikt nie posiadał pasji, najważniejsze według rodziców było życie - od pierwszego do pierwszego. I nie chodzi mi o to, że nie mieliśmy kasy, nie każda pasja wymaga nakładu pieniężnego, ale nie było żadnej fascynacji czymś, wzbudzania ambicji i tylko szare życie.
I oto jestem kilka lat poza Polską. Pracuję fizycznie, ale nie mam na tym punkcie już kompleksów - początkowo były, ale teraz widzę, że mam kasę za którą godnie żyję i mogę nawet pomagać rodzicom. No i własnie...mogę godnie żyć. Mam lustrzankę, mam gitarę, mam ciuchy w szafie - niektórych nawet nie nosiłam, a kupiłam je 2 lata temu, perfumy paco rabane się gdzieś walają...wszystko się kurzy, nie używane, nie doceniane. Heh...w Polsce jak kupiłam sobie koszulę za 100 zł raz na pół roku to prałam ją ręcznie, żeby z niej się szybko szmatą nie zrobiła... A teraz butów za 100 euro nie chcę mi się czyścić i stoją brudne. Skąd to się wzięło? Kasa straciła wartość... ale jest mi głupio Czuję się próżna laską, która spełnia swoje zachcianki i rzuca nimi w kąt. Nie wiem jak to zmienić, jak to docenić.
I przy tym wszystkim zaznaczę, że nie lubię chodzić po sklepach. Ten problem nie dotyczy rozrzucania kasy, kupuję coś bo chce i musze, ale kasę wydaję z rozsądkiem..z tym, że później nie doceniam tych rzeczy jak kiedyś