Jest na naszym forum wątek „Kiedy Bóg w końcu zlikwiduje cierpienie?!” http://www.netkobiety.pl/t64627.html
Wydaje mi się, że nie czytam i nie trawię filozofów. Jestem osobą praktyczną i filozofia nijak się ma do mojego umiłowania prostoty.
Również wydaje mi się, że nie obarczam innych swoim poglądem.
A jednak! [Powinnam napisać ale, którego tak nie cierpię;) we własnym kontekście.]
Bo czytam. Sporo czytam... Literatura, jak wiadomo, nie stroni od filozoficznych wynurzeń – przeciwnie.
Do czego zmierzam?
Często (nader często) czytam w literackich dziełach o cierpieniu dzieci. I o ile autorzy potrafią wytłumaczyć sobie na płaszczyźnie religijnej, duchowej i mentalnej cierpienie dorosłych, to z „za wiarę ojców waszych” nie bardzo sobie radzą w kontekście niewinnych dzieci.
(Fiodor Dostojewski ciekawie mówi o problemie ustami swojego bohatera Iwana.)
Dzieci rodzą się „nagie”, czyli niewinne i cierpią nieświadomie.
To my, dorośli zakażamy je swoją ideologią poprzez zachowanie, przykład, wychowanie i świadomie wpojoną naukę, albo zaniechanie wychowania.
Niedawno pytałam Was, czym jest dla Was rozwój duchowy. Odpowiedzi w temacie przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Nie podejrzewałam, że ktokolwiek się wypowie, a Wy śmiało i bez pardonu opowiedzieliście, co Was rozwija. Miałam opory przed wyznaniem, że mój rozwój pobudza poszerzanie wiedzy.
Widząc Wasze odpowiedzi uznałam, że niesłusznie.
Dziś pytam z innej beczki.: „Czy cierpienie dzieci ma sens?”
Czy dorosłym jest potrzebne cierpienie dzieci? Jeżeli tak, to do czego? Czy dzieci są cokolwiek winne ojcom, żeby cierpieć?
A może stwierdzenie „za ojców waszych” odnosi się do cierpienia wynikającego ze złego wychowania, z niewłaściwie wskazanej przez rodziców drogi duchowej? Dzieciaki cierpią, bo dziecinną ufnością zawierzyły wychowaniu?
Pytanie na chwilę obecną.:
Dlaczego niewinne i jeszcze nieskażone własnym poglądem ideologicznym dzieci, cierpią?