Kobitki drogie, mam kryzys dzisiaj.
W ogóle pomimo wszystkich moich przekonań, że demonizujemy samotność, że są przecież wspaniali ludzie dookoła, tylko trzeba ich dostrzec, kryzysy mnie nawiedzają dość często, bo taki już mam nierówny charakter i taką wrażliwość.
Podobno jestem silna. Umiem być sama. Dostrzegam zalety samodzielności i nikt mi nie wmówi, że samotność to samo zło, że lepszy byle jaki związek niż żaden. O nie.
Wyszłam jednak z toksycznego związku i po fazie euforii i szalonej ulgi do głosu doszły inne emocje. Co tu dużo gadać - puste mieszkanie, cisza, chciałoby się do kogoś przytulić, poskarżyć (no, nie tylko, ale że w takich momentach źle, więc właśnie poskarżyć się), opowiedzieć jak dzień minął. I smutno, i żal, i gorzka świadomość, że tak już może zostać.
W moim wieku panowie często szukają tylko przygody, seksu na chwilę - zupełnie to nie moja bajka. Zwiążę się tylko z porządnym i poważnie traktującym związek człowiekiem, jakkolwiek nudno i konserwatywnie by to nie brzmiało. Coraz częściej jednak wątpię w istnienie takich.
Jeśli mam się wiązać z byle kim, wolę być sama.
Ale - tu przechodzę do sedna - jak sobie radzicie z podobnymi kryzysami? Co robicie, "gdy ta słynna smuga cienia przypęta się, przerazi cię"? Czy w ogóle można się przyzwyczaić? Czy całe życie smuga cienia będzie nawracać?
1 2016-01-25 22:56:36 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-01-25 22:58:34)
Przyzwyczaić może nie, ale zaakceptować to, że chwile kryzysu będą się pojawiać. Jak sobie z tym radzić ? pewnie każdy przechodzi to na swój sposób. Ja wiem jedno- im bardziej z czymś walczysz tym większy ma to na Ciebie wpływ.
Mój sposób ? Kiedyś to była zdecydowanie ucieczka, czy to w pracę czy inną aktywność, teraz zdecydowanie zatrzymanie się na tej chwili, popatrzenie sobie na to co się dzieje ze mną, dlaczego tak reaguję, dlaczego to boli- próby obserwacji bez oceniania, bez użalania się nad sobą.
No, cóż... Postępuję dokładnie tak jak mówisz. Radzę sobie nieźle. Nawet lubię to swoje singielstwo z odzysku, ale... nie zawsze.
Czasami aż korci poużalać się nad sobą. To bardzo nieprzyjemny stan. Tak mi wczoraj dokuczył, że aż napisałam na forum w jakimś akcie desperacji.
Dziś już lepiej. Jutro pewnie będzie jeszcze lepiej... Do następnego razu
Wczoraj wróciłam zmarznięta z pogrzebu (nikt specjalnie bliski, dawna nasza współpracownica, emerytka), a na pogrzebie był ktoś, kto obudził we mnie bolesne wspomnienie... Stąd pewnie taki podły nastrój.
Mniejsza o to. Dziękuję za życzliwe słowo.
Hej, na to chyba niema rady, mnie co roku dopada to i trwa kilka dni..chyba trzeba po prostu to przezyc.
Co do,samotnosci to moim zdzniem jest znosna kiedy ma sie w miare dostatnie zycie, zawsze mozna sobie kupic troche szczescia na chwile. Galerie, sklepy, wycieczki wszystko da chwile szczescia. Jednak ja juz lata jestem po rozstaniu z osoba ktora kochalem i nawet teraz jak jestem z kimś to czesto przy seksie wyobrazam sobie tamta osobe. Niestety zakochania sie, milosci nie mozna kupic
5 2016-01-28 18:14:17 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-01-28 18:15:11)
Nie, nie, nie. Nigdy nie uzależniałam i nie uzależnię szczęścia od pieniędzy. Są ważne i przydatne, czasem pomagają szczęściu, ale go nie dadzą. I jest to niezależne od aktualnej sytuacji. Czy mniej istotne są kwestie finansowe, gdy się jest otoczonym bliskimi, rodziną?
Szczęście to nie tylko ładna kiecka. Szczęście to stan ducha osiągalny na wiele sposobów. Dzisiaj radość sprawił mi piesek czekający na swoją panią przed sklepem. Mały, śmieszny york we fioletowym kubraczku, z cudnymi brązowymi oczami. Aż chciało się wziąć na ręce i tulić. Łasił się do mnie i merdał ogonem, a mnie się gęba śmiała.
Wycieczki kosztują, ale można też wskoczyć na rower i popedałować, gdzie oczy poniosą. Można wybrać się na pieszy spacer - to już zupełnie za darmo - i ucieszyć się spotkanym stadem saren.
Zawsze drobne radości były dla mnie ważne. Cieszę się, czym się tylko da i bardzo sobie cenię tę umiejętność.
A że czasem smuga cienia? Szukam na nią sposobów i zgadzam się z Kają: nie warto z nią walczyć, lepiej współpracować. Wtedy szybciej wybrzmiewa i przemija.
Co nie zmienia faktu, że czasami bywa szczególnie dojmująca, czego dowodem jest mój post. Przecież wiem, co się z taką smugą robi, a jednak...
Piegowata, jak nie możesz pokonać wroga to się z nim zaprzyjaźnij
Twoją siłą jest to, że potrafisz cieszyć się z rzeczy małych. Mam podobnie. Wczoraj wracając z pracy o mało nie miałam czołowego zderzenia ze słupem, tak się zagapiłam na śmieszną kawkę, która złapała w dziób wielki kawałek czegoś, czego nie mogłam zidentyfikować, ale była taka rozdziawiona i przyglądała mi się z zainteresowaniem, że nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, minęłam ją obserwując i wciąż się oglądając aż zatrzymałam się na słupie, ale zdążyłam odskoczyć z łepetyną Niby nic a banan na twarzy :-)
Piegowata, jak nie możesz pokonać wroga to się z nim zaprzyjaźnij
Twoją siłą jest to, że potrafisz cieszyć się z rzeczy małych. Mam podobnie. Wczoraj wracając z pracy o mało nie miałam czołowego zderzenia ze słupem, tak się zagapiłam na śmieszną kawkę, która złapała w dziób wielki kawałek czegoś, czego nie mogłam zidentyfikować, ale była taka rozdziawiona i przyglądała mi się z zainteresowaniem, że nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, minęłam ją obserwując i wciąż się oglądając aż zatrzymałam się na słupie, ale zdążyłam odskoczyć z łepetyną Niby nic a banan na twarzy :-)
I to jest dla mnie sens życia: rzeczy małe. Z nich cegiełka po cegiełce buduje się wielkie.
A ja wczoraj w sklepie rozmawiałam z koleżanką i bawiłam się kupioną na obiad kaszanką. Zobaczył to starszy pan i taki mi zbereźny kawał zasunął (ale z kulturą), że do dziś kwiczę z uciechy.
8 2016-01-30 14:53:16 Ostatnio edytowany przez adiafora (2016-01-30 14:53:55)
dokładnie, z małych rzeczy czerpmy dużą radość, zbierajmy okruchy dnia, nie czekając na rzeczy wielkie
Wiesz, od samotności i uczucia pustki obok gorsze jest tylko przyzwyczajenie do samotności... Wtedy nawet jeżeli kogoś spotkasz, to już nie pamiętasz co z nim zrobić
Więc następnym razem, jak poczujesz pustkę, to się ciesz, bo to oznacza, że jeszcze z tobą wszystko w porządku. Zacznij się bać, kiedy będą się zdarzyć coraz rzadziej, bo pewnego dnia może się okazać, że już nigdy się nie pojawi
Jeżeli ból samotności zniknie, to będę się tylko cieszyć. Co w tym złego? Przecież to nie znaczy, że się odizoluję i zdziwaczeję. Otwartości na innych mówię tak, ale uczuciu pustki - wielkie nie.
Dzięki!