Dobra, dziewczyny, przeczytajcie informacje, spotykacie się z chłopakiem i takie ma on oto życie:
Informacje o mnie.
25 lat. Student(kończę).
Prawiczek (nigdy się nie całowałem).
W okresie liceum chorobliwie nieśmiały (przez niemal cały ten okres się nieszęśliwie podkochiwałem w koleżance). Potem nieśmiałość jakoś zeszła ze mnie.
Na początku studiów przeżyłem wielką miłość-nieszczęśliwą, "friend zone". Strasznie się miotałem kilka miesięcy koszmar. Później (za późno) zmieniła zdanie.
Próbowałem jeszcze z inną dziewczyną, też zacząłem już coś czuć, ale ta koleżanka miała jakąś barierę nie do przejścia dla mnie (i innych) i znów niepowodzenie.
Następne trzy lata poświęciłem się studiom i innym celom w życiu z pozytwynym skutkiem. Dobrze mi było z samotnością. Byłem przekonany że chcę tak żyć zawsze. Ale nagle we mnie pękło. I teraz bym bardzo chciał znów się zakochać z innym skutkiem.
Pozostałe relacje-rodzice rozwiedzeni, odwieczna nienawiść między nimi, ja też ich nienawidzę i nie mam już z nimi kontaktu. Z pozostałą rodziną w porządku. Koledzy różnie-raz więcej raz mniej. Przez ten kilku letnii okres otchłani w samotności w dużym stopniu jednak i ich się pozbyłem.
Co sądzicie? Szczerze. Zrezygnowalibyście?
Pytam, bo "prawictwo" mi przeszkadza z jednego powodu. To że seksu nie, to nic, nie potrafię żyć hedonistycznie (nie że nie czuje popędu), ale wyobrażam sobie sytuację, że mam ukochaną, jak ona zareaguję?