Wielka samotność - jak to zmienić? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Wielka samotność - jak to zmienić?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 42 ]

1

Temat: Wielka samotność - jak to zmienić?

Hej netkobiety. Piszę tu, bo nie mam z kim o tym pogadać. Bardzo męczy mnie brak znajomych. Mam kilka koleżanek ale kontakt powoli się urywa. One mieszkają daleko ode mnie. Staram się zagadywać, zapraszam do siebie, proponuję coś ale niestety, chyba mają mnie w nosie. Niektóre z nich założyły już rodziny, są zajęte, mają nowych znajomych. Odzywają się, jak mają jakąś sprawę... Nie ukrywam, że to mnie boli. Faceta również nie mam.

Mówi się: wyjdź do ludzi. Niestety, w moim przypadku nie jest to takie proste. Mieszkam poza miastem, na co dzień pracuję w mieście. Żyję właściwie tylko tą pracą. Chciałabym zapisać się na różne zajęcia, może do jakiejś szkoły, kursy, mam tyle marzeń. Niestety, praca mi to uniemożliwia. Nie mam stałych godzin pracy, nie mam ustalonego grafiku, nie mogę nic zaplanować. Zawsze muszę być dyspozycyjna. Więc jak tu wyjść do ludzi?

Pewnie napiszecie: zmień pracę. Chciałabym, ale wiele miesięcy jej szukałam a narazie nie mam nic innego na oku. I jak widać z pracą źle a bez pracy jeszcze gorzej.

Bardzo doskwiera mi samotność. Nie lubię być sama, nie lubię siedzieć w domu. Nie mam ciągle humoru, jestem wiecznie rozdrażniona i niezadowolona. Młodość przeminie mi na pracowaniu i siedzeniu w domu. Nie chcę takiego życia.

Nie wiem już, jak zmienić swoją sytuację. Muszę coś zrobić bo inaczej zwariuję.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Wiem co czujesz.
Niestety dorosłość.. Koleżanki zakładają rodziny, mają dzieci, zakochują się i spędzają 24h z swoją połówką..

czasem wyjdę z koleżanką na drinka , czy na spacer .
w pracy pogadam z ludzmi..
Ale reszta życia to samotność. Nikt nie będzie spędzał z nami 24 h.

Teraz gdy jestem po rozstaniu odczuwam to jeszcze bardziej..
Więc, wiem co czujesz.

Ale, najważniejsze to nie popadać w dół.
Ja staram się dostrzegać dużo plusów.
Wychodzę na fitness po pracy, albo pójdę pobiegać na świezym powietrzu, pójdę na spacer , coś poczytam i staram się życie wypełniać ale łatwo nie jest !

Samotność jest najgorsza..
Ten przygnębiający ból w środku.
Idzie lato, chciałoby się spędzać miło czas z kimś.
Mam nadzieje, że znajdziesz bratnią duszę i że, Twoje życie się trochę wypełni.

3

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

No właśnie, w pracy też mam kontakt z ludźmi ale to nie to samo. Na chwilę obecną nic nie sprawia mi przyjemności, nic mnie nie cieszy, jestem jakaś wypalona. Nie widzę żadnych plusów, nie umiem ich dostrzec. Czuję się jak jakiś dziwak. Boję się, że tak już będzie zawsze...

Bardzo dziękuję ZywiecZdroj, mam nadzieję, że i u Ciebie sytuacja się zmieni na lepsze.

Chciałabym chodzić na zajęcia fitness, nawet mam konkretnie upatrzone ale takie zajęcia odbywają się w określone dni o określonej godzinie - niezwykle trudne do wykonania.

Tak to jest, w życiu nie można mieć wszystkiego.

Niewiele mi do szczęścia potrzeba. Nie marzę o bogactwie, karierze czy innych cudach. Do szczęścia brakuje mi po prostu towarzystwa, spędzania czasu z ludźmi.

4

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
lisaa5 napisał/a:

Hej netkobiety. Piszę tu, bo nie mam z kim o tym pogadać. Bardzo męczy mnie brak znajomych. Mam kilka koleżanek ale kontakt powoli się urywa. One mieszkają daleko ode mnie. Staram się zagadywać, zapraszam do siebie, proponuję coś ale niestety, chyba mają mnie w nosie. Niektóre z nich założyły już rodziny, są zajęte, mają nowych znajomych. Odzywają się, jak mają jakąś sprawę... Nie ukrywam, że to mnie boli. Faceta również nie mam.

Mówi się: wyjdź do ludzi. Niestety, w moim przypadku nie jest to takie proste. Mieszkam poza miastem, na co dzień pracuję w mieście. Żyję właściwie tylko tą pracą. Chciałabym zapisać się na różne zajęcia, może do jakiejś szkoły, kursy, mam tyle marzeń. Niestety, praca mi to uniemożliwia. Nie mam stałych godzin pracy, nie mam ustalonego grafiku, nie mogę nic zaplanować. Zawsze muszę być dyspozycyjna. Więc jak tu wyjść do ludzi?

Pewnie napiszecie: zmień pracę. Chciałabym, ale wiele miesięcy jej szukałam a narazie nie mam nic innego na oku. I jak widać z pracą źle a bez pracy jeszcze gorzej.

Bardzo doskwiera mi samotność. Nie lubię być sama, nie lubię siedzieć w domu. Nie mam ciągle humoru, jestem wiecznie rozdrażniona i niezadowolona. Młodość przeminie mi na pracowaniu i siedzeniu w domu. Nie chcę takiego życia.

Nie wiem już, jak zmienić swoją sytuację. Muszę coś zrobić bo inaczej zwariuję.

Hey. A zdradzisz z jakiego regionu Polski jesteś?
Ile Ty masz lat?

5

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Mam 23 lata, jestem z mazowsza.

6

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Skoro w pracy spędzasz cały swój czas,  bo tak zrozumiałam, to dlaczego akurat tam nie nawiązać bliższych relacji ? Co to za różnica gdzie, tym bardziej, że nie masz szans na poznanie ludzi poza pracą.

7

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Ja też czuję się samotna obecnie mieszkam w małym mieście. Nie mam przyjaciół brakuje mi rodzeństwa. mam starszego o 6 lat brata, który dosyć ze mieszka daleko to jeszcze nie mam z nim dobrego kontaktu. Przeważnie przesiaduje w domu świat wirtualny i rodzice to całe moje towarzystwo. Z każdym dniem załamuję się coraz bardziej. Nie założyłam jeszcze swojej rodziny. Trochę mi smuto i przykro z tego powodu. Wcześniej nie zabiegałam żeby zdobyć  męża i urodzić dzieci nie czułam się jeszcze na to gotowa. Z czasem podejście do tej spawy się zmieniło. Wiele znajomych mi osób sąsiedzi, kuzynki ludzie których znałam umieli postarać się o to wcześniej. Myślę że im zazdroszczę. Na studiach kilka lat wcześniej poznałam chłopaka i od pierwszego wrażenia się w nim zakochałam  myślę że też mu się spodobałam. Byłam mało zaradna by go bardziej poznać zbliżyć go do siebie. Byłam nie śmiała lekko dumna. Czułam że oboje mamy się ku sobie lecz mało się starałam. On także miał mało śmiałości by móc nawiązać ze mną lepsze relacje. Traktowałam to jako flirt zauroczenie i wierzyłam że co ma być dla mnie to się zachowa co ma wisieć nie utonie czyli-on. Byłam w tamtym okresie znacznie mniej dojrzała emocjonalnie niż teraz. Prawie wcale nie było okazji by przebywać razem na innym gruncie poza szkołą. Poza tym on stale miał towarzystwo swoich najlepszych kumpli, którzy z nim również studiowali. Był mało osiągalny tak mogę to nazwać. I tak mijał pomału okres studiów i naszej znajomości. A ja nawet na moment nie potrafiłam o nim zapomnieć ciągle był w mojej głowie. Chciałam być blisko niego a zarazem się oddalałam robiłam krok to przodu i dwa do tyłu. Nie potrafię określić dlaczego może się czegoś bałam rozczarowania. Cieszył mnie nawet jego widok jego spojrzenie. Nieświadoma byłam tego że tamte zauroczenie z każda chwilą przeradza się w miłość. Pragnęłam miłości a zamiast się do niego przybliżać to się oddalałam. Myślę że mało go wtedy znałam nie wiedziałam jak go ocenić czy jest wart mojego zainteresowania. Po pięciu latach minął czas studiowania i co za tym idzie możliwość wzajemnego widzenia. Tuż przed samym końcem szkoły mieliśmy niemiłą rozmowę jakby małą sprzeczkę. Jakby coś mi zarzucał że taki trudny ma do mnie dostęp. Nie sprzyjał mam wtedy humor. Nie  potrafiłam powiedzieć okazać mu że mi przez ten cały czas bardzo zależało. Zataiłam to przed nim.Nie było dobrze. Ostatnie spotkanie zakończyło się na niczym o coś się obraził. Wstał i poszedł. Do dziś nie wiem dlaczego tak się stało. Skończył się jakikolwiek kontakt między nami. Liczyłam na spotkanie nawet przez przypadek dlaczego tak nie dzieje się. Wciąż o nim myślałam i marzyłam że w końcu się jeszcze spotkamy. Po pewnym czasie z dnia na dzień okazało się że się zaręczył nie wierzyłam w to co się dowiedziałam. Mimo to nadal wierzyłam że to się zmieni że moje uczucie do niego się spełni. Przez cały ten czas wciąż się nie widzieliśmy zero kontaktu. Próbowałam zadzwonić do niego a tu jej głos odebrała jego telefon. Pilnowała go jak w więzieniu. Zaręczony był nawet nie rok zaledwie kilka miesięcy i ślub. Załamałam się totalnie. Do tej pory nic mnie nie cieszy. Duże płacze i wracam do wspomnień. Najgorsze jest to że nigdy bym nie pomyślała że to ona bardzo nieatrakcyjna osoba zajmnie przy nim miejsce.

8

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
Kaja74 napisał/a:

Skoro w pracy spędzasz cały swój czas,  bo tak zrozumiałam, to dlaczego akurat tam nie nawiązać bliższych relacji ? Co to za różnica gdzie, tym bardziej, że nie masz szans na poznanie ludzi poza pracą.

W moim miejscu pracy jest nas mało: szef, znacznie starszy ode mnie pracownik i jedna starsza pani, pracownica. Mam kontakt z ludźmi ale raczej nie z rówieśnikami. Zresztą jako pracownik nie powinnam wchodzić w bliższe relacje z klientami.

sarenka4:
Skąd jesteś? Musisz uwolnić się od myśli o tym chłopaku, zapomnieć. Widać, że dusisz się myślami, nie dają Ci normalnie żyć. Rozumiem Cię bo też kiedyś miesiącami cierpiałam przez pewną osobę... Może znajdź sobie jakieś ciekawe zajęcia? Jak u Ciebie z czasem? Może w Twoim przypadku słowa "wyjdź do ludzi" będą trafione.



Dziś taki deszczowy dzień więc i natłok myśli. Myślę cały czas jak zmienić swoje życie, jak być szczęśliwszą, jak poznać nowych ludzi.

9 Ostatnio edytowany przez sarenka4 (2015-06-07 16:19:31)

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

cieszę się że mogłabym opowiedzieć swoją historie. Mam mało zajęć przez to też za dużo myślę i się zadręczam. Centralna Pl.  Brakuje mi motywacji do podjęcia nowych działań. Ta udręka za długo trwała i przez to nie potrafię patrzeć na to inaczej może z dystansem.

Wyjść do ludzi  Inni mają swoje życie ułożone a ja wciąż szukam swojego przeznaczenia miejsca na ziemi. A ni ja dla nich towarzystwem ani oni dla mnie.  W moim wcześniejszym opisie nie było wzmianki o tym kto kogo chciał bądź nie chciał. A więc on chciał się na naszym ostatnim spotkaniu dowiedzieć coś więcej o mnie ale ja zareagowałam trochę arogancją. I miał dosyć. Nie miał do mnie adresu ani aktualnego numeru tel. To nawet jeśli w razie by się chciał ze mną skontaktować to niestety nie mógł. I się pewnie nigdy nie dowiem czy by to zrobił. Osoba trzecia która była świadkiem naszej rozmowy oceniła iż odebrał to jak odrzucenie z mojej strony przysłowiowego kosza

10

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Chetnie poznam nowych ludzi.Moge dotrzymac towarzystwa :-)

11

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

sarenka -centralna tzn.? wielkopolska, łódzkie? smile

12

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Po mimo tego że jestem facetem mam wrażenie że to co piszecie to moje myśli sad W czasie kiedy znajomy próbowali mnie wyciągnąć z domu ja znajdowałem 100 powodów aby nie wyjść. Nie bardzo przepadam za alkoholem co powoduje że też unikałem niektórych spotkań. Teraz kiedy większość znajomych ma już swoje rodzin, drugie połówki ja siedzę sam w domu w towarzystwie rodziców sad

13

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Samotność nie jest ani miła, ani tym bardziej przyjemna. Wiem przez co przechodzicie...sam jestem samotny i gdyby nie praca pewnie bym już dawno dostał kuku...praca przy garach w restauracji daje mi odczucie, że jestem jednak potrzebny...ludziom smakuje to co przygotowuję...poza tym w domu by nie oszaleć CZYTAM nałogowo książki, słucham jazzu i bluesa...a wielką ulgę po śmierci żony przyniosło mi bieganie...maraton czy półmaraton już nie stanowi dla mnie problemu...choć do kenijskich biegaczy mi daleko.

14

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Autorka postu oczekuje rad jak wyjść ze swojej samotności, ale jednocześnie twierdzi, że jest to niemożliwe, bo praca jej w tym przeszkadza...pracy zmienić nie chce-nie może. Więc jakie wyjście gdy wyjścia nie ma  ? Może polubić swoją samotność ??
Do Kuchcika- witaj w świecie biegaczy ! Bieganie zmienia wszystko i wciąga jak narkotyk i przy okazji poznaje się super ludzi.

15

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
Kaja74 napisał/a:

Autorka postu oczekuje rad jak wyjść ze swojej samotności, ale jednocześnie twierdzi, że jest to niemożliwe, bo praca jej w tym przeszkadza...pracy zmienić nie chce-nie może. Więc jakie wyjście gdy wyjścia nie ma  ? Może polubić swoją samotność ??
Do Kuchcika- witaj w świecie biegaczy ! Bieganie zmienia wszystko i wciąga jak narkotyk i przy okazji poznaje się super ludzi.

Chciałabym zapisać się na kursy i różne zajęcia ale tak jak pisałam, muszę być dyspozycyjna w pracy, nie mogę sobie nic zaplanować. Szukałam pracy baaardzo długo (wiele miesięcy) więc nie powinnam narzekać. W międzyczasie oczywiście wysyłam cv i szukam innej pracy ale póki co cisza. Jeśli z pracy zrezygnuję to nie będę mieć pieniędzy - nie będzie mnie stać na różne zajęcia i przyjemności.

Najchętniej wyjechałabym stąd do innego miasta, zaczęłabym życie od nowa. Odkładam pieniądze, może za kilka, kilkanaście miesięcy uda mi się zrealizować to marzenie.

Nie polubię samotności. Mimo, że jestem raczej nieśmiałą osobą to zawsze lubiłam być wśród ludzi. Nie lubię być sama. Lubię bawić się, rozmawiać, szaleć, śmiać się. Na chwilę obecną nie mam z kim się spotkać na kawę czy inne przyjemności. Przez brak znajomych stałam się zgorzkniała, ciągle bez humoru, przygnębiona, niezadowolona z życia. Nie wiem, gdzie się podziała ta wesoła, pełna energii dziewczyna. Boję się, że tak już zostanie...

16

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Mieszkasz w dużym mieście ? Kluby fitnes, duże sieciówki- otwarte od godz. 7 do 22. Basen- podobnie.
Sport, który możesz uprawiać o każdej dowolnej porze dnia, bez zapisów i abonamentu- rower, bieganie, kijki- MNÓSTWO ludzi robi to w pojedynkę, świetna okazja, żeby kogoś poznać, a nawet jeśli nie poznasz, zrobisz coś dla siebie, poczujesz się lepiej, mniej zgorzkniała, bo wysiłek fizyczny daje pozytywnego kopa.

17

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Mam podobną sytuację jak autorka.
A propos rady Kai - sport. Jakiś czas temu biegałam i owszem, czasem mijałam na ulicy czy ścieżce innego biegacza. I co w takiej sytuacji? Dogonić i zagadać? Jestem raczej nieśmiała i nie wiem czy coś takiego odważyłabym się zrobić, bałabym się ośmieszenia. Pytam serio, jak byście zareagowali na coś takiego?

18

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Nie mieszkam w mieście, to też utrudnienie. Lubię aktywność fizyczną ale w moich okolicach nikt nie biega. Wkrótce moja sytuacja nieco się zmieni, rzucam pracę... Teraz pytanie, czy zarobione pieniądze przeznaczyć na spełnianie marzeń i być może poznanie nowych ludzi czy wyjechać stąd do innego miasta. W pierwszym przypadku pieniądze szybko się rozejdą ale może poznam kogoś nowego. W drugim przypadku nie mam gwarancji, że znajdę szybko pracę w innym mieście - być może wrócę z podkulonym ogonem z niczym.

19

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Hej lisaa5 :-) widzę, że jestem w podobnym wieku co Ty, miejmy nadzieję, że jak zmienisz pracę to będziesz pracować w bardziej korzystnych godzinach i pozwoli Ci to na realizowanie swoich pasji , hobby wink

A co do przeprowadzki w inne miasto to polecam moje strony : Wrocław - Miasto spotkań ;-)
Tajemniczy Dolny Śląsk... nie do opowiedzenia... do zobaczenia lisaa5 :-)

https://www.youtube.com/watch?v=x4KoHQkNM-M

20

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Hej notus89.

Wrocław, ach przepiękne miasto. Szkoda, że aż tak daleko... Jak we Wrocławiu z pracą?

21

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Jak wszędzie :-) wiesz zależy jaki masz zawód itd. Ale ogolnie duże miasto i sporo możliwości :-)

22

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
J.A. Buendia napisał/a:

Mam podobną sytuację jak autorka.
A propos rady Kai - sport. Jakiś czas temu biegałam i owszem, czasem mijałam na ulicy czy ścieżce innego biegacza. I co w takiej sytuacji? Dogonić i zagadać? Jestem raczej nieśmiała i nie wiem czy coś takiego odważyłabym się zrobić, bałabym się ośmieszenia. Pytam serio, jak byście zareagowali na coś takiego?

Biegam od kilku lat, najpierw sama, potem znalazłam grupę z którą biegam, ale gdybym nie miała towarzystwa na treningi to spróbowałabym zagadać do kogoś kogo mijam w trakcie biegania, bo gdy za każdym razem pozdrawiamy się, uśmiechamy, w końcu zaczepiam " hej, który km robisz", "mieszkasz w pobliżu ?", " fajne tereny do biegania mamy" i dalej rozmowa potoczy się, albo nie...ale przynajmniej spróbujesz. Do faceta nie zagadałabym, bo zazwyczaj zbyt szybko biegają i mam wrażenie, że są skupieni w 100% na biegu, ale do kobiety jak najbardziej tak.
Bardzo pozytywnie zareagowałabym gdyby to ktoś mnie zaczepił smile

23 Ostatnio edytowany przez osobliwy nick (2015-07-03 06:42:03)

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Ja też czuję się i chyba jestem bardzo samotnym osobnikiem. Zwłaszcza od czasu rozstania z dziewczyną. I także nieprzeciętnie męczy mnie ta sytuacja. A mieszkam właśnie we wspomnianym Wrocławiu. "Miasto spotkań".


Powiem Wam jak wygląda to miasto spotkań. Nie raz podejmowałem próby przełamania tego stanu nieznośnego marazmu który może przyprawić o myśli suicydalne. Ale gdzie nie uderzę spotykam się z pustką, otoczenie reaguje mechanicznie. Zacznijmy od tego, że Wrocław to miasto studentów i świetnej atmosfery ogólnej - jest tu odrobina wielkomiastowego zgiełku, ale jest także pełno happeningów, artystów ulicznych no i klubów. Jest to także piękne i po prostu pełne życia miasto - jeśli masz z kim je zwiedzać lub po prostu w nim istnieć, nie wiem czy można trafić lepiej. Niemal każdego dnia przez rynek i okolice przewijają się zwłaszcza wieczorami setki ludzi. Większość z nich to ludzie w wieku od około 20 do około 30 lat. Mijasz ich, obserwujesz, widzisz jak niektórzy wspólnie wychodzą na piwo, spacerują zakochani lub po prostu gonią gdzieś przed siebie. Wybierasz się więc w piątek wieczorem do rynku.

http://4.bp.blogspot.com/-4oe9ALhjfEo/UgocS4Ab70I/AAAAAAAAA0k/ygummTpXyZM/s1600/Wroc%C5%82aw+Rynek1.JPG

Pełno ludzi, więcej niż na zdjęciu, świetna atmosfera. Podchodzisz to tłumu gapiów obserwujących gitarzystę który nuci jakieś smutne melodie, słuchasz chwilę. Sporo zakochanych par, kilku turystów, kilka młodych dziewczyn. Myślisz sobie: szkoda, że nie ma tu ze mną osoby którą ja kocham. Część ludzi czeka umówiona na spotkania pod pręgieżem, część siedzi w okolicznych pubach i barach. Jest świetnie powłóczyć się tak przez 15 minut. Później zadajesz sobie pytanie - co ja tu właściwie robię? Poszedłbym na piwo, ale nie będę siedział sam przy stole i gapił się w blat. Zresztą poszedłem i mniej więcej tak było. Zagadałbym może do jakiejś dziewczyny pod ratuszem, sporo ich tam. Siadam obok. Pewnie na kogoś czeka. Podobnie jak ja (tylko, że w moim życiu nikt się nie zjawi). Czekam i zbieram się do zagajenia zbyt długo. Ale to dobrze, bo po chwili przychodzi jej chłopak. No to może wrocławskie kluby? Jeśli jesteś studentem - masz sporo czasu, lekko ponad 20 i choć kilku znajomych z roku studiów lub skądkolwiek albo po prostu fajną paczkę znajomych - to wszystko czego potrzebujesz. Jeśli jestem samotnym facetem przed 30... Cóż. Nadal nie różnisz się zbytnio od otoczenia, choć masz tę przewagę nad młodymi chłopaczkami, że jesteś trochę przystojniejszy, dojrzalszy i silniejszy charakterem. Jednak jesteś sam, więc jeśli kogoś nie poznasz, to za bardzo się nie pobawisz.

http://bi.gazeta.pl/im/b4/92/db/z14389940Q.jpg

Bierzesz piwo w klubie. Siadasz gdziekolwiek. Pijesz jedno, drugie. Zagadujesz do jakichś dziewczyn, tak, żeby nie było ich za wiele - nie ogarniesz w pojedynkę 4 osobowego haremu, najlepiej niech będą dwie. Gadka - szmatka. Co tu robicie, skąd jesteście, co studiujecie? Matematykę? Europeistykę? Temat kręci się sam przez pierwsze 15 minut. Po kolejnych idziecie potańczyć albo one stwierdzają, że idą poszukać znajomych, bo nie są tu same, albo, że idą w ogóle. W lepszym wypadku, gdy idziecie potańczyć - tańczycie, jeszcze trochę gadacie, aż w końcu one stwierdzają, że będą leciały już do domu. Czasami w takich przypadkach sugerujesz wymienienie się numerami, czasami nie. Jeżeli nie zapytasz odchodzisz z niczym. Jeżeli zapytasz zwykle dostajesz odpowiedź odmowną. I tak to się kręci. Jednonocne znajomości. Jak jesteś dobry i wypijesz z nimi odpowiednio dużo, to może i możesz liczyć na coś więcej, może nawet uda Ci się którąś przelecieć, nie wiem nie próbowałem. Kolejny tydzień, okolice weekendu. Może tym razem na wyspę? Wyspa Słodowa - miejsce w którym gromadzą się studenci, młodzi ludzie, robią grille, piją piwo i ogólnie panuje piknikowa atmosfera. Idziesz tam. Pełno ludzi - jeszcze więcej chyba niż w rynku o tej porze. Wszystkie ławki pozajmowane. Większość siedzi w grupach około 5-10 osobowych, niektórzy na trawie, niektórzy nad brzegiem rzeki.

http://bi.gazeta.pl/im/0/8004/z8004280Q,Wyspa-Slodowa.jpg

Piją, gadają o studiach, o pracy i bóg wie o czym jeszcze. Niektórzy to znajomi z roku, niektórzy z pracy itd. Co zrobisz? Dosiądziesz się na trawkę i zapytasz desperacko którejś grupy: hej jak tam na biochemii? Nie żebym nie słyszał o kwantowej teorii pola czy o genach recesywnych, ale... cóż? Usiądziesz na ławce obok jakichś dziewczyn tak namiętnie zajętych rozmową o facetach, że nawet Cię nie zauważą? Po przysłuchaniu się ich rozmowie jednak rezygnujesz. Idziesz coś zjeść - wchodzisz do fast fooda a kasjerka to jedyna kobieta z którą dzisiaj rozmawiasz i wymieniasz spojrzenie. Ale ona nie jest tu po to aby z Tobą rozmawiać, a za Tobą czeka długa kolejna ludzi. Wracasz do domu. Innym razem jedziesz do parku, zrelaksować się. Tu dopiero czujesz się samotny. Bo średnia wieku już mniej przystaje do Ciebie. Od czasu do czasu mijasz jednak młode zakochane pary, kilka grup znajomych z piwem. Zamykasz oczy. Wzdychasz głęboko zielenią. Jesteś jednak wciąż sam. Równie dobrze mógłbyś mijać manekiny z tektury. Nie dzieje się nic.

Znajomi w ogromnej większości mają dziewczyny, żony i z nimi spędzają czas, a nawet gdy jest okazja gdzieś wyjść to albo ja pracuję za dużo i nie mam czasu albo oni. Spotykamy się rzadko i to raczej w celu aktualizacji danych o sobie i pierdołowatych filozoficznych dysput które nic nie wnoszą. Wiele kontaktów z liceum pourywało mi się gdy poszedłem na studia. Kontakty ze studiów pourywały się, gdy skończyłem studia. Ludzie z pracy, to też nie to, zwykle relacjie z nimi nie wykraczają poza pracę.

http://img8.demotywatoryfb.pl//uploads/201305/1367671512_2evufj_600.jpg

Wrocław to piękne miasto. Ale samotność smakuje zawsze tak samo beznadziejnie. Czy masz pieniądze i czas, czy nie. Czy jesteś w na Karaibach, czy w niewielkiej wiosce na odludziu.

24

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Hej smile
Wiecie co,  czasem wydaje mi się, że powinna być tu jakaś baza mailowa ludzi którzy są samotni i chcieli by pogadać wink Popatrzcie ile jest podobnych tematów - "chce poznać kogoś nowego..." "Czuje się samotny/a... " nawet ludzie którzy są w związkach co tym bardziej jest zaskakujące!

Jestem facetem ze śląska jeśli ktoś będzie chciał pogadać i spotkać się na kawie to zapraszam smile Nie jest dla mnie problemem spotkać się nawet jeśli trzeba było by dojechać - w końcu mamy wakacje, więc można pozwiedzać wink Nie szukam zabawy tylko towarzystwa i rozmowy wink Tylko wiecie co ... trzeba się nie zrażać i zrobić pierwszy krok wink! A tego ludzie najbardziej się boją wink!

pozdrawiam

25 Ostatnio edytowany przez wisienka7 (2015-07-03 17:36:24)

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Halo big_smile

Na fb sa strony spotted, gdzie ludzie sie poznaja lub szukaja osob do biegania, wiec mozecie tez tam poznac nowe fajne osoby. Mozna tez kogos podrowic, kogos kto np. wpadl nam w oko big_smile

26 Ostatnio edytowany przez hugo258 (2015-07-03 22:45:04)

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
Bart.k napisał/a:

Hej smile
Wiecie co,  czasem wydaje mi się, że powinna być tu jakaś baza mailowa ludzi którzy są samotni i chcieli by pogadać wink Popatrzcie ile jest podobnych tematów - "chce poznać kogoś nowego..." "Czuje się samotny/a... " nawet ludzie którzy są w związkach co tym bardziej jest zaskakujące!

Jestem facetem ze śląska jeśli ktoś będzie chciał pogadać i spotkać się na kawie to zapraszam smile Nie jest dla mnie problemem spotkać się nawet jeśli trzeba było by dojechać - w końcu mamy wakacje, więc można pozwiedzać wink Nie szukam zabawy tylko towarzystwa i rozmowy wink Tylko wiecie co ... trzeba się nie zrażać i zrobić pierwszy krok wink! A tego ludzie najbardziej się boją wink!

pozdrawiam

Świetny pomysł, może tutaj dałoby radę coś takiego utworzyć?

27

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Hej, też jestem z mazowsza.
Rozumiem Cię bo sam amm ten problem :-/
Chciałabyś pogadać, poznać się lepiej ?

28

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

"Wśród ludzi jest się także samotnym" - jakie to prawdziwe...

4eVerAIone96 chętnie porozmawiam smile Skąd dokładnie jesteś?

Jakieś 2 tygodnie temu spotkałam przypadkowo koleżankę na mieście. Pogadałyśmy chwilę, uściskałyśmy się (dawno się nie widziałyśmy). Zaprosiłam ją któryś raz z kolei do siebie, powiedziała, że na pewno wpadnie, ma sporo czasu wolnego. Napisałam więc teraz do niej z ponownym "zaproszeniem". Odpowiedziała, że raczej nie da rady, nie ma czasu... Nie musi się obawiać, więcej już nie będę prosić. Jest mi bardzo przykro...

29 Ostatnio edytowany przez Bart.k (2015-07-06 14:17:36)

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
lisaa5 napisał/a:

"Wśród ludzi jest się także samotnym" - jakie to prawdziwe...

4eVerAIone96 chętnie porozmawiam smile Skąd dokładnie jesteś?

Jakieś 2 tygodnie temu spotkałam przypadkowo koleżankę na mieście. Pogadałyśmy chwilę, uściskałyśmy się (dawno się nie widziałyśmy). Zaprosiłam ją któryś raz z kolei do siebie, powiedziała, że na pewno wpadnie, ma sporo czasu wolnego. Napisałam więc teraz do niej z ponownym "zaproszeniem". Odpowiedziała, że raczej nie da rady, nie ma czasu... Nie musi się obawiać, więcej już nie będę prosić. Jest mi bardzo przykro...

Niestety ludzie za bardzo się nie przejmują jeśli nie mają w tym jakiegoś swojego interesu. Taka jest prawda. Każdy albo chce być miły albo ma swoje życie i widać od razu ile dla kogoś znaczymy. Ja też przyjmuję zasadę - dwa razy pytać nie będę. Nie ma sensu ludzi prosić się o uwagę. Zauważyłem że zostawiając ich samych sobie, z czasem sami zaczynają się sami interesować wink Zwłaszcza jeśli nam zaczyna wychodzić, jeśli stajemy się silni. Więc chyba nie ma sensu się załamywać, lepiej myśleć pozytywnie i jeśli trafia się ktoś dobry, być takim samym dla niego wink
Jeśli chcesz pogadać to wieczory na pisanie mam wolne smile

30 Ostatnio edytowany przez malinowa_92 (2015-07-10 16:57:02)

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

lisaa5,

Od dawna przeglądam to forum, ale po przeczytaniu Twojego postu postanowiłam założyć konto i Ci odpisać. smile

Nawet nie wiesz, jak bardzo rozumiem, co czujesz. Różnica polega tylko na tym, że ja mam chłopaka. Tylko bez hejtu proszę! Myślę, że większość osób potrzebuje zarówno "drugiej połówki", jak i przyjaciół.

Generalnie to wcześniej miałam bliskie koleżanki/przyjaciółki... a przynajmniej tak mi się wydawało. Obecnie nie mam osoby, której mogłabym nazwać "przyjaciółką". Baa, z resztą to jest bardzo poważne słowo, na które się pracuje latami.

Pozwolę sobie zrobić "bilans" mojego dotychczasowego życia:

- podstawówka- miałam koleżanek, z którymi spędzałam bardzo dużo czasu. Jedną z nich mogłam nazwać przyjaciółką, znałyśmy się od zerówki, chodziłyśmy razem do klasy, a także spędzałyśmy razem mnóstwo czasu poza nią (mieszkałyśmy obok siebie). Oprócz tego trzymałam się jeszcze z takimi trzema dziewczynami moja przyjaciółka też, ale jej się często nie chciało gdzieś iść i wtedy tylko z nimi  chodziłam. Mimo wszystko, nie czułam się często zbyt dobrze, gdyż one bardzo często lubiły wszystkich obgadywać, siebie nawzajem, więc i mnie zapewne też. No, ale jak wiadomo... nie ma co za dużo wymagać od dziewczynek z podstawówki. smile

- gimnazjum- moja przyjaciółka poszła do tej samej szkoły, ale trafiła do innej klasy. Ja chodziłam do klasy z jedną z dziewczyn z tej "trójki". Trzy lata w jednej ławce i tak, nazywałyśmy się przyjaciółkami. Była bardzo ładna, do tego wzorową uczennicą. Nie było chyba chłopaka w klasie, który by za nią nie szalał. Ja byłam hmm tolerowana z uwagi na znajomość z nią, ale czułam, że nikt by nie odczuł mojej obecności, gdybym nie przyszła na imprezę albo nie poszła z nimi do kina. Często też się spotykałyśmy z tą moją drugą przyjaciółką, ale to ja raczej byłam takim punktem pośrednim, czyli one same ze sobą raczej się nie spotykały, jeśli już do w trójkę, a ja z nimi osobno także. W sumie to obie były bardzo ładne (tak, ja byłam najbrzydsza z tej trójki) i się zaczęło spotykanie z pierwszymi chłopakami. Wtedy się okazywało, że ja nie jestem odpowiednią "powierniczką", bo przecież nie miałam chłopaka. Po raz kolejny czułam się, że "nie pasuję" do nich. Oczywiście, gdy się któraś pokłóciła z chłopakiem albo chciała poopowiadać jak to jest "cudownie", to nagle miały dla mnie czas i ciągnęły na spacer.

Ta "przyjaciółka z zerówki" miała szczególnie "parcie na chłopaków". Co chwilę jakiegoś poznawała, miała konta na różnych portalach dla młodzieży typu "fotka" i tak dalej. Ponadto, lubiła się malować, stroić.  A ja? Nie czułam jeszcze takiej potrzeby w wieku tych 15-stu lat. Jasne, że marzyłam o pierwszym chłopaku, w każde walentynki liczyłam, że jakiś "tajemniczy wielbiciel" wyśle mi walentynkę. No, ale lipa, bo żaden książę się nie pojawiał. Pod koniec gimnazjum pokłóciłyśmy się. Potem ona poszła do zawodówki, ja do liceum. W międzyczasie usłyszałam plotki od jednej z koleżanek, że moja hmm była "przyjaciółka" jest w ciąży. Miała wtedy lat 16. Faktycznie, niedługo później ją spotkałam i mi to powiedziała. Wtedy trochę nawet nasze relacje się ociepliły, czasami się spotykałyśmy. Nie ukrywam, że nieraz chciała mnie gdzieś wyciągnąć, ale ja miałam dużo nauki czy to w szkole czy na początku studiów. Później się wyprowadziła. Chciałam się z nią nieraz spotkać, zawsze słyszałam, że chętnie, ale teraz coś tam coś tam. Ostatnio byłyśmy na piwie ponad rok temu. Kilka razy ją spotkałam w autobusie, też padł pomysł spotkania. Myślę, że nawet podczas takiego krótkiego, przypadkowego spotkania mamy o czym rozmawiać. Nigdy nie ma niezręcznej ciszy. Ona pracuje, w weekendy jeszcze się kształci, no i ma już prawie 7-mio letniego syna. Rozumiem, że jest zajęta, ale nie wierzę, że w ciągu ostatniego roku nie miała dwóch godzin wolnych, by się ze mną spotkać. Niestety, zdaję sobie sprawę z tego, że ta znajomość umarła śmiercią naturalną. Ja już tyle razy proponowałam spotkanie, że więcej nie zamierzam. Ma mnie gdzieś. Nie, sorry trzeba jej przyznać, że pisze mi co rok sms'a z życzeniami urodzinowymi (ja jej z resztą też), ale wiem też, że gdyby nie facebook, to by o nich nie pamiętała.

Druga przyjaciółka. Poszłyśmy do dwóch różnych liceów. Na początku jeszcze utrzymywałyśmy ze sobą kontakt, spotykałyśmy się. Z czasem zaczął się on urywać. Poczułam, jak bardzo się zmieniła. W liceum poznała wiele osób "wylansowanych", którymi była wręcz zafascynowana. Gdy szłyśmy shopping, to ciągnęła do sklepów, których zwykła bluzka kosztowała przynajmniej 200 złotych. Przykro mi, ja takiego lansu nie potrzebuję. No i, tak wyszło, że ten kontakt umarł także umarł śmiercią naturalną. Spędziłam z nią wiele fajnych chwil, ale nie żałuję, że tak się to potoczyło. Najnormalniej w świecie nie dogadałybyśmy się.

- liceum- poszłam do klasy całkiem sama, nikogo wcześnie nie znałam. W końcu odniosłam wrażenie, że ktoś polubił mnie za to, że jestem, a nie za to, że mam fajną i ładną koleżankę. Generalnie to był czas imprez. Stworzyła nam się (wtedy tak mi się wydawało) całkiem fajna grupa. Trzymałam się z kilkoma dziewczynami plus kilku chłopaków. Jedną z nich uważałam za przyjaciółkę. Naprawdę fajnie się dogadywałyśmy, miałyśmy wspólne zainteresowania, całe liceum w jednej ławce. Po szkole na początku utrzymywałyśmy ze sobą kontakt. Okej, nie zawsze dałam radę się spotkać, bo bardzo się stresowałam studiami, dużo i często się uczyłam. Z czasem jednak, ona zaczęła urywać kontakt. Niejednokrotnie próbowałam ją wyciągnąć na piwo. Wiecznie była zajęta, mimo, iż pracowała tylko dorywczo, nie poszła na studia, a do szkoły policealnej, w której miała zajęcia tylko w weekendy. Naprawdę mi zależało na tej znajomości, myślę, że o nią walczyłam najbardziej i najdłużej. No, ale też czułam, że się rozmijamy ze sobą. Potem się okazało, że dla mnie nie miała czasu, ale dla innej koleżanki z naszej byłej klasy- owszem. Zaczęły się ze sobą przyjaźnić i mnie po prostu olała czy też olały. Odkryła w sobie duszę "artystki" i ja chyba do tego obrazka nie pasowałam. Chciała mnie kiedyś wyciągnąć w podróż po kraju autostopem. Miałyśmy wtedy z 19-naście lat. Odmówiłam i usłyszałam, że jestem gorsza od jej matki. smile Więc, jeszcze się okazało, że jestem nudna, bo pomyślałam, że poza fajną przygodą ta podróż może być także niebezpieczna. Kontakt nam się praktycznie urwał wtedy, czasami się widziałyśmy na "spotkaniach klasowych", które organizował kolega z byłej klasy. Z czasem i to ucichło.

- studia- mamy taką małą paczkę. Ja jestem miejscowa, większość osób przyjezdna. Mam z kim wyskoczyć na piwo, jednak czegoś mi brakuje. Większość z tych osób albo poza znajomymi ma swoich przyjaciół i nie potrzebuje nawiązywać głębszych relacji albo... woli się uczyć zamiast gdzieś wyskoczyć. Jest mi przykro, że  większości przypadków ktoś się do mnie odzywa, gdy czegoś chce. Największą pustkę czuję, gdy przychodzą wakacje. Ludzie wyjeżdżają, a ja tutaj zostaję i czuję samotność. Mam jedną koleżankę ze studiów, z którą myślę, że wyjątkowo dobrze się dogaduję. Ona czasami bezinteresownie napisze i zapyta "co tam?". Albo nawet sama piwo zaproponuje, chociaż ta sytuacja nie trwa zbyt długo, a znamy się ponad 3 lata. Z resztą, ona planuje wyjechać do innego miasta na drugi stopień. Boję się, że jak skończę studia, to znowu sytuacja się powtórzy. Okaże się, że te wszystkie znajomości nie były nic warte, że wszyscy mnie mają głęboko i z poważaniem.

Jeszcze jeden punkt- mój chłopak. Jesteśmy ze sobą 2 lata, dobrze mi jest z nim, przy nim także na pewno czuję się mniej samotna, ale to jednak nie to samo, co babski wypad na piwko albo kawkę. Uważam, że nie ma co się ograniczać jedynie do związku i warto mieć taką odskocznię, swoich znajomych. On jest bardzo towarzyski, ma przyjaciół których zna 10 i więcej lat. Tak, on potrafi utrzymywać te znajomości, a ja nie. Praktycznie raz w tygodniu chodzi z przyjacielem na browara, baa to zawsze do niego kumpel dzwoni i go wyciąga. Mój chłopak nigdy nie musi do nikogo pisać i go wyciągać, a i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto mu coś zaproponuje. Myślę, że mu trochę zazdroszczę, ale w takim pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Do mnie tylko mój facet dzwoni tak po prostu, żeby pogadać, interesuje się tym, co u mnie słychać. No, jeszcze siostra od czasu do czasu. W pozostałych przypadkach telefon milczy. Jeszcze raz na czas (zwykle raz na kilka miesięcy) wyskoczę z koleżankami z liceum na piwko. Co śmieszniejsze, z tą, którą uważałam za "przyjaciółkę"- nie mam żadnego kontaktu, a raz na czas spotkam się z tymi, z którymi nie miałam zbyt wielkiego kontaktu. Ale to nie jest nic "wielkiego". Poza tymi spotkaniami raczej nie mamy ze sobą za bardzo kontaktu. Po prostu raz na czas pada pytanie (z mojej albo z koleżanki strony) o piwko, zwykle to jeszcze dlatego, bo studiujemy na jednej uczelni i się czasami spotkamy przypadkiem i wtedy pada zdanie "musimy iść na piwo". Taak, ona jest jednak jeszcze na tyle słowna, że jak powie o piwku, to mnie nie wystawi. Nawiązując do Twojej sytuacji, gdzie napisałaś do koleżanki i zostałaś olana- miałam to samo. Spotkałam kiedyś w autobusie koleżankę z gimnazjum i od słowa do słowa coś padło hasło, żeby się na piwko umówić. Myślę, spoko! Napisałam do niej i co? Nawet jej się ściemy nie chciało wymyślać. Wyświetliła i nie odpisała. No cóż, już wiem, że to było tylko "z grzeczności".

Mimo wszystko, z tymi wszystkimi "przyjaciółkami" przeżyłam wiele naprawdę fajnych chwil. Gdzieś tam nasze drogi się rozeszły. Myślę, że wina leży po obu stronach. Ja też mogłam czasami ruszyć tyłek, gdy jeszcze miałam z kim niż jęczeć, że muszę się uczyć czy coś. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w takiej sytuacji, w jakiej się teraz znalazłam. Z jednej strony jestem trochę nieśmiała, gdy kogoś nie znam, nie lubię znajdować się w miejscu, w którym jest wiele nieznajomych osób. Z drugiej jednak, gdy kogoś poznam ,gdy przy kimś czuję się swobodnie, to potrafię nieźle nawijać.

Czasami mi się wydaje, że nie mogę mieć wszystkiego. Ale czy ja naprawdę oczekuję aż tak wiele? Albo mam przyjaciółki albo faceta. Nie, nie jestem osobą, która olewa znajomych, bo poznała faceta. Kiedyś nawet usłyszałam od koleżanki ze studiów coś takiego "X odkąd ma chłopaka, to nas olewa. Ty też masz i tak nie robisz". Tak, jestem z nim szczęśliwa, ale nie należę do kobiet, których jedyną rozrywką jest spędzanie czasu ze swoim "misiem". Tak, brakuje mi dobrej kumpeli/przyjaciółki,z którą mogę poplotkować, wyżalić się, wysłuchać "zażaleń".

Aleee się rozpisałam. Jak ktoś przebrnie, to gratuluję. Trochę wylałam swoje "gorzkie żale", ale uwierz, że też brakuje mi dobrych, zaufanych znajomych.

31

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

cześć lisaa5
Rozumiem w jakiej jesteś sytuacji, mam podobnie. Jestem jeszcze w młodym wieku, zamiast fajnie spędzać czas i poznawać nowych ludzi to siedzę w domu. Niestety samemu to nawet ciężko zebrać się żeby wyjść do kina czy na zakupy albo aktywnie spędzić czas. Może masz ochotę podzielić się jakimiś spostrzeżeniami smile Masz zablokowanego maila, także jak chcesz pogadać to Ty musisz do mnie napisać.

32

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Nie chcesz być sama, ale z domu nie wyjdziesz, bo jesteś sama...na co liczycie, na to, że ludzie sami was znajdą i przyjdą pod wasze drzwi wyciągnąć was do życia ??

33

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Dobry wieczór.Też odczuwam samotność.Jestem po rozwodzie,syn jeździ do ojca.Wtedy odczuwam wielką pustkę.Przyjaciółki mają swoje rodziny i problemt.Myslalam nad nowym partnerem, ale nie szukam na siłę, bo wtedy nic dobrego z tego nie wychodzi...moze jesienią jakaś zumba? Siłownia? Czy to dobry pomysł?Pozdrawiam

34

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
margeritka86 napisał/a:

Dobry wieczór.Też odczuwam samotność.Jestem po rozwodzie,syn jeździ do ojca.Wtedy odczuwam wielką pustkę.Przyjaciółki mają swoje rodziny i problemt.Myslalam nad nowym partnerem, ale nie szukam na siłę, bo wtedy nic dobrego z tego nie wychodzi...moze jesienią jakaś zumba? Siłownia? Czy to dobry pomysł?Pozdrawiam

Jasne, że tak. Wszystko jest lepsze od siedzenia w domu.

35 Ostatnio edytowany przez Skarg (2015-07-19 09:16:56)

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
osobliwynick napisał/a:

Świetny post, lepiej bym tego nie ujął. Czytając to czułem jakbym ja to pisał.

36

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
Skarg napisał/a:
osobliwynick napisał/a:

Świetny post, lepiej bym tego nie ujął. Czytając to czułem jakbym ja to pisał.

Tak.Kolega ma 100% rację.Nieważne gdzie jesteśmy, ważne z kim.Duże znaczenie ma też nasze samopoczucie--jeśli brakuje nam przyjaciół, znajomych, to boleć nas będzie widok takich grup.Jeżeli natomiast nie mamy drugiej połówki, to nie ma nic bardziej dolujacego niż napotykane pary zakochanych...

37

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Sam ostatnio dałem się namówić koledze na wypad nad Wisłę wieczorem, o tych porach w Warszawie ludzie zbierają się na plaży i organizują pikniki a do tego tuż obok plaży dwie dyskoteki, żyć nie umierać by się wydawało.
Jednak jedynie skończyło się na podziwianiu widoków i piciu piw a ten mój kolega jak wpadnie w nastrój depresyjny to potrafi swoim pesymizmem zarazić, bardzo kiepskie uczucie ogólnie.
Widok osób bawiących się w swoim towarzystwie, zakochanych par i do tego taka szczęśliwa atmosfera sprawiła ogromny ból, więc pomimo iż mieszkam w dużym mieście to i tak jestem samotny, nie ma tu reguł.
Chyba każda samotna osoba z dużego miasta wolałaby zamieszkać w mniejszej miejscowości ale za to z grupką przyjaciół i drugą połówką, co nie? wink

38

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Cześć czytam Wasze wpisy... sobota rano od 5:20 już nie śpię...w końcu o 9:00 z pustką, żalem i beznadzieją usiadłam przy komputerze. W dni wolne od pracy mój telefon prawie nigdy nie dzwoni... już gdzies na forum opowiedziałam moją historię, ale jeszcze raz opiszę.
Pochodzę z małej wioski. Od wczesnych lat moje życie wypełniała ciężka praca. Chciałam być niezależna, a wiedziałam, że mogę liczyć tylko na siebie. Kupiłam nowe mieszkanie, skończyłam studia... nie założyłam rodziny. Skoncentrowałam się wyłącznie na pracy.
Zamieszkałam w Warszawie. Po kilku latach będąc już w średnim wieku poznałam człowieka, który stał się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Razem mieszkaliśmy, razem jechaliśmy do pracy i razem pracowaliśmy. Wracaliśmy z pracy razem i razem wychodziliśmy na spacery, do kina czy też wyjeżdżaliśmy na weekend... tak 8 lat.
W jednej chwili 1,5 roku temu runął nasz świat... on ma nowotwór. Leczy się w USA, bo ma tam ubezpieczenie, a wiadomo, że poziom medycyny nie ma porównania.
Jest tam 7 - 8 miesięcy, wraca na miesiąc, dwa i znów jedzie...
Chciałabym, żebyśmy w tę ostatnią podróż też pojechali razem... ale wiadomo, ze to tylko marzenie...
Pochodzę z małej rodziny. Nie mam rodzeństwa, nie mam dzieci... tylko starszych rodziców setki kilometrów ode mnie.
Przed 20 laty poznałam dziewczynę, z którą się polubiłam. Później nasza znajomość ( tak mi się wydawało) przerodziła się w przyjaźń. Ona jest o rok starsza. Też nie założyła rodziny. Nawet kupiłyśmy mieszkania na jednym osiedlu... w wielu sytuacjach jej pomagałam choćby w znalezieniu zatrudnienia, ale nie tylko... i wiecie, że w momencie, w  którym najbardziej jej obecności potrzebowałam jej po prostu nie było???
On walczył ze śmiercią na innym kontynencie, ja razem z nim chorowałam tutaj. Płakałam dniami i nocami. Nie jadłam, nie spałam... siedziałam sama, strasznie sama... a jej kontakt wówczas sprowadzał się do smsa wieczorem czy rano o stałej porze wyjeżdżamy do pracy ( ja ją podwoziłam). Tylko na tyle było ją stać.
Nie mam prawa mieć do niej pretensji, bo każdy zachowuje się jak dyktuje mu jego własne sumienie...
Rozmawiam z nią, czasem zawożę do pracy, ale ta relacja z mojej strony już nigdy nie będzie taka sama. To już nie jest żaden bliski mi człowiek. To jedna z wielu znajomych. Tylko tyle.
Właśnie dziś obudziwszy się jak zwykle za wcześnie (odkąd ON zachorował nie mogę spać), jak każdego dnia płakałam i myślałam, ze oddałabym wszystko żeby wyzdrowiał... w tym nastroju  wyciągnęłam się bezsilna z łóżka i właśnie tu piszę...
może stanie się cud i za pośrednictwem forum poznam ludzi, którzy przeżyli, przeżywają coś podobnego, którzy bezinteresownie, tak prawdziwie chcieliby poznać innych i z nimi być, by było lepiej... razem wypić kawę, popłakać, ponarzekać, pośmiać się i pójść do kina... może odezwie się ktoś z Warszawy w podobnym wieku...lubię ludzi i jakoś mimo mojego dramatu muszę żyć dalej

39 Ostatnio edytowany przez Vanilla44 (2015-07-25 15:05:39)

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
osobliwy nick napisał/a:

Ja też czuję się i chyba jestem bardzo samotnym osobnikiem. Zwłaszcza od czasu rozstania z dziewczyną. I także nieprzeciętnie męczy mnie ta sytuacja. A mieszkam właśnie we wspomnianym Wrocławiu. "Miasto spotkań".

To niesamowicie prawdziwe. Ja nie mieszkam we Wrocławiu ale za to w innym mieście, które również mogłoby być nazwane "miastem spotkań".
W tygodniu praca, praca, praca... a w weekend nagle budzę się i widzę, że wszyscy gdzieś spędzają czas. Są wakacje, znajomi mają pary - wyjeżdżają, chodzą na Rynek, bawią się na rodzinnych imprezach. Ja stoję jak posąg, patrzę na te wszystkie osoby i zastanawiam się co ja mam zrobić ze sobą.
Wszyscy planują śluby, chrzciny, wyjazdy... a ja? Ja jestem ciągle w tym samym miejscu. Mimo, że jestem atrakcyjna, młoda i można powiedzieć że spełniona zawodowo to tak na prawdę czegoś w tym wszystkim brakuje.


osobliwy nick napisał/a:

Wrocław to piękne miasto. Ale samotność smakuje zawsze tak samo beznadziejnie. Czy masz pieniądze i czas, czy nie. Czy jesteś w na Karaibach, czy w niewielkiej wiosce na odludziu.

Wmawiam sobie, że samotność to jedna z tych rzeczy, które trzeba przeżyć. Może sprawdzi się to powiedzenie, że co mnie nie zabije to Mnie wzmocni smile

40

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

Mówi się, że jesień/zima to typowo depresyjne pory roku, ale moim zdaniem właśnie wiosna i lato dla takich ludzi jak my - niezwykle samotnych, przepełnionych pustką, są jeszcze gorsze. Ludzie w tym okresie wychodzą z domów, wszędzie pełno zakochanych par i kilkuosobowych grupek znajomych. A Ty człowieku sam jak ten palec.
W moim przypadku odrobinę ulgi daje mi praca, cóż jednak z tego, skoro pracuję z facetami w wieku około 40+ (większość). Jednak lepsze jest to niż siedzenie w domu z ojcem, który jest największym pesymistą jakiego znam.

41

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?
agalit67 napisał/a:

Cześć czytam Wasze wpisy... sobota rano od 5:20 już nie śpię...w końcu o 9:00 z pustką, żalem i beznadzieją usiadłam przy komputerze. W dni wolne od pracy mój telefon prawie nigdy nie dzwoni... już gdzies na forum opowiedziałam moją historię, ale jeszcze raz opiszę.
Pochodzę z małej wioski. Od wczesnych lat moje życie wypełniała ciężka praca. Chciałam być niezależna, a wiedziałam, że mogę liczyć tylko na siebie. Kupiłam nowe mieszkanie, skończyłam studia... nie założyłam rodziny. Skoncentrowałam się wyłącznie na pracy.
Zamieszkałam w Warszawie. Po kilku latach będąc już w średnim wieku poznałam człowieka, który stał się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Razem mieszkaliśmy, razem jechaliśmy do pracy i razem pracowaliśmy. Wracaliśmy z pracy razem i razem wychodziliśmy na spacery, do kina czy też wyjeżdżaliśmy na weekend... tak 8 lat.
W jednej chwili 1,5 roku temu runął nasz świat... on ma nowotwór. Leczy się w USA, bo ma tam ubezpieczenie, a wiadomo, że poziom medycyny nie ma porównania.
Jest tam 7 - 8 miesięcy, wraca na miesiąc, dwa i znów jedzie...
Chciałabym, żebyśmy w tę ostatnią podróż też pojechali razem... ale wiadomo, ze to tylko marzenie...
Pochodzę z małej rodziny. Nie mam rodzeństwa, nie mam dzieci... tylko starszych rodziców setki kilometrów ode mnie.
Przed 20 laty poznałam dziewczynę, z którą się polubiłam. Później nasza znajomość ( tak mi się wydawało) przerodziła się w przyjaźń. Ona jest o rok starsza. Też nie założyła rodziny. Nawet kupiłyśmy mieszkania na jednym osiedlu... w wielu sytuacjach jej pomagałam choćby w znalezieniu zatrudnienia, ale nie tylko... i wiecie, że w momencie, w  którym najbardziej jej obecności potrzebowałam jej po prostu nie było???
On walczył ze śmiercią na innym kontynencie, ja razem z nim chorowałam tutaj. Płakałam dniami i nocami. Nie jadłam, nie spałam... siedziałam sama, strasznie sama... a jej kontakt wówczas sprowadzał się do smsa wieczorem czy rano o stałej porze wyjeżdżamy do pracy ( ja ją podwoziłam). Tylko na tyle było ją stać.
Nie mam prawa mieć do niej pretensji, bo każdy zachowuje się jak dyktuje mu jego własne sumienie...
Rozmawiam z nią, czasem zawożę do pracy, ale ta relacja z mojej strony już nigdy nie będzie taka sama. To już nie jest żaden bliski mi człowiek. To jedna z wielu znajomych. Tylko tyle.
Właśnie dziś obudziwszy się jak zwykle za wcześnie (odkąd ON zachorował nie mogę spać), jak każdego dnia płakałam i myślałam, ze oddałabym wszystko żeby wyzdrowiał... w tym nastroju  wyciągnęłam się bezsilna z łóżka i właśnie tu piszę...
może stanie się cud i za pośrednictwem forum poznam ludzi, którzy przeżyli, przeżywają coś podobnego, którzy bezinteresownie, tak prawdziwie chcieliby poznać innych i z nimi być, by było lepiej... razem wypić kawę, popłakać, ponarzekać, pośmiać się i pójść do kina... może odezwie się ktoś z Warszawy w podobnym wieku...lubię ludzi i jakoś mimo mojego dramatu muszę żyć dalej

Agalit67, strasznie mi przykro z powodu Twojego chłopaka, trzymam kciuki, żeby leczenie poszło zgodnie z planem i żeby wyzdrowiał!
Ja co prawda z Warszawy nie jestem, ale jakbyś miała ochotę porozmawiać to możesz napisać na maila, bo Ty widzę, że masz zablokowaną opcję wysyłania maila, jakby co zapraszam maggie22121989 małpa gmail com

Trzymaj się i bądź silna!!

42

Odp: Wielka samotność - jak to zmienić?

hej Dziewczyny (i chłopaki)!! Doskonale Was rozumiem. Siedzę dziś w pracy i zaczęłam się zastanawiać, jak zmienić swoje życie, żeby wreszcie miało sens...Zawsze ten sens nadawali mi inni ludzie - odkad mąż mnie zostawił, a nie mam dzieci, jestem samotna jak nigdy dotąd (mam 33lata) Czuję się dokładnie jak Wy, a historia Net-faceta uderzyła we mnie tak mocno, że czułam się, jakbym to ja pisała...

Może jest jakaś szansa, żebyśmy się spotkali??? Jestem z Bydgoszczy...

Posty [ 42 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Wielka samotność - jak to zmienić?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024