Witam Was bardzo serdecznie.
Troszeczke mi wstyd, że zmuszony jestem zaczęrpnąć internetowej porady, no ale w końcu efekt postepu daje się nam wszystkim we znaki. Liczę na Waszą skromną pomoc. Otóż ....
Poznalem świetną dziewczynę, która mieszka w moim mieście, jednak studiuje w Krk. O jej superlatywach nie będe pisał, bo i po co ? ,skoro się nią zainteresowalem musiała mieć to "coś".
Poznaliśmy się na urodzinach wspólnej znajomej, wymieniliśmy numerami, no i jakoś tak samo poszło to wszystko do przodu.
Byłem z nią bardzo szczęśliwy mimo, że raptem spędziliśmy razem 4 miesiące. Obydwoje mieliśmy za sobą nieudane związki (facet kompletnie jej nie szanował, a ja byłem okłamywany przez kobiete).
Doszło do pewnej sytuacji w której Ona została na imprezie w krk, a ja byłem w pracy. Prosiłem ją, żeby mi napisala wiadomość o której wróci, żebym się nie martwił. Nie zrobiła tego. Miałem lekkie pretensje ponieważ na owej imprezie była tylko z koleżankami. Wiadomo jak to jest na wiekszych imprezach, chwila nieuwagi i można zażyć jakąś tabletkę z piwem etc.
W następnym tygodniu przyjechałem do niej w środę, spałem u niej, wszystko było świetnie. Poczułem,że to jest "to"! Mieliśmy w planach ,w sobotę wyjście na urodziny. I na tych urodzinach zaczęło się coś ,czego nie jestem w stanie wytłumaczyć. Zachowywała się dziwnie. Pytając o co chodzi, nie otrzymywalem odpowiedzi, poza jedną "porozmawiamy jutro". Nie dalem za wygraną. A to co w końcu powiedziała sprawiło,że nogi się podemną ugięły. "Nie wiem jak to dalej będzie. To chyba koniec".
Z imprezy urodzinowej oczywiście wyszliśmy, odwiozlem ją do domu. Nie rozmawialiśmy. Później odważylem się napisać SMS z pytaniem "czemu mi to robisz" otrzymałem niejednoznaczne odpowiedzi.
Postanowiłem ,ze nastepnego dnia przyjadę z kwiatami (i tak byśmy się nei widzieli w dzień kobiet, bo wracala do krk) i wszystko z nią wyjaśnię.
Wpuścila mnie do domu. Siedzieliśmy chwile w ciszy, po czym zaczęła płakać. Nie ukrywam, jestem dużym chłopcem, ale również uroniłem łzy. Spytałem "dlaczego". Jej słowa po raz kolejny mnie ugodziły. "niestety nic nie czuję do Ciebie, a skoro nie poczula do tej pory, nie poczuje nigdy".
Mówiłem, że o uczucie się czasami dlugo walczy, że trzeba próbować. Była strasznie asertywna. Ciągle słyszałem "nie". Najbardziej mnie zabolało, że nie chciała walczyć o to uczucie. Może głupio zrobiłem, ale odchodząc z jej domu powiedziałem "docenia się to ,co się straci". Przez następne dni, nie jadłem, czułem wielką kulke w brzuchu, wszystko mnie bolało i irytowało. Dzień po wizycie u niej, napisałem jej, ze wierzę ,że jest mała iskierka, która rozpali to ognisko i żeby się nie wahala napisać kiedy zatęskni. Odpisala ,że moze mi to obiecać.
Po kilku dniach zacząłem sobie zadawać pytania:
-Czy to do końca jest prawda?
-Czy przypadkiem nie wywinęła czegoś na tej imprezie ,na której mnie nie było? Zdrada ? Sumienie potrafi nieźle gryźć, a lepiej samemu skończyć niż powiedzieć prawdę i zostać zmieszanym z błotem.
-Czy może życie studenckie Krakowa, jest tak kuszące ? (imprezy, faceci, etc ?!), ze poświecila to, czemu ja się oddałem cały ...
-Czy poznała kogoś?!
Proszę o opinie ... i z gory dziękuje!