Hmm to mój pierwszy post, więc wypadałoby najpierw przedstawić się. Mam na imię Piotrek, 23 lata, Olsztyn.
Kilka miesięcy temu rozstałem się z kimś kto był moim spełnieniem marzeń. Nie mógłbym prosić o więcej. Długie blond włosy, szczupła, śliczna z twarzy, jasna cera. No po prostu aniołek. Z charakterem trochę gorzej (straszne fochy, olewanie, złość itd). Diabeł w ciele anioła. Ale czy ja jestem idealny? Na pewno nie. Powodem rozstania było to, że nie panowała nad sobą. Wzięła winę na siebie za to, że jest "potwore" jak to określiła. Zostały powiedziane pewne słowa, których nie dało się cofnąć i postanowiła, że to koniec. Straciłem kogoś nie do zastąpienia.
Mówi się - najlepszym lekiem na rany jest nowa miłość (oczywiście po jakimś czasie). To rzeczywiście prawda. Poprzednio byłem z kimś 1,5 roku, też rozstanie. Kilka miesięcy przerwy i spotkałem tę dziewczynę, o której wyżej mowa. Dzięki niej poczułem, że warto ryzykować. Poznałem kogoś kto wypełnił całą tę lukę. Nie była ona tylko zastępstwem (czego się obawiała moja ex). Była najcudowniejszą istotą pomimo swoich wad.
Jednak ta sielanka skończyła się. Zawsze było tak, że po jakimś niepowodzeniu wystarczył miesiąc, dwa, może trzy. I byłem w stanie szukać czegoś nowego. Teraz mija 6 miesięcy od mojego rozstania i dalej jestem sam. Co prawda próbowałem czegoś, ale bardzo szybko rezygnowałem. Chyba nie ma takiej dziewczyny, która by mogła mnie zatrzymać na choćby 1 dzień.
Moja ex odchodząc ode mnie zabrała część mnie. Nie potrafię wczuć się w cokolwiek. Uczucie przestaje mieć znaczenie. Ostatnimi czasy myślę tylko o przelotnych znajomościach. Bo niby jak mogę stworzyć związek nie angażując się? Z tymże jest jeden problem. Nigdy nie byłem fanem przelotnych znajomości. Zawsze liczyły się takie rzeczy jak zaufanie, szczerość, miłość, szacunek itd. Nie potrafię jednak przerzucić się na inny styl bycia.
Koleżanka mówi, że nie powinienem tak myśleć tylko brać życie garścią. Mówi, że jestem zbyt przystojny bym się tak marnował. No jestem zbyt skromny z charakteru, by tak o sobie mówić na co dzień, ale tym razem zrobię wyjątek- na pewno do brzydkich nie należę ^ ^.
Mijają miesiące i mijają też okazje na poznanie kogoś. Jest pewna dziewczyna pracująca w Tesco na moim osiedlu. Podobna charakterystyka do mojej byłej. Baaardzo ładna. Ma niebiański głos. Zagadała do mnie kiedyś, bo widziała mnie na uniwersytecie. Miło nam się rozmawiało choć krótko. Jest na pewno dziewczyną, która jako jedyna przykuwa moją uwagę w tym bezuczuciowym okresie.
Zaczęły się jednak zmieniać moje plany i muszę wyjechać na kilka miesięcy. Staram się unikać jej, żeby przypadkiem do niczego nie doszło. Nie mógłbym zrobić tego sobie i jej. Przede wszystkim jej. Taka dziewczyna zasługuje na szczęście. Wyjazd na kilka miesięcy na pewno zepsułby wszystko. Jestem realistą i pesymistą (z natury i z wyboru)- staram się zakładać najgorszy scenariusz żeby nie było rozczarowania.
Nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić. Jest we mnie wielka dziura. Nie czuję niczego choć minęło już tyle czasu. Jestem w kropce, bo nie potrafię dać komukolwiek uczucia.
Chyba znam przyczyny mojego podejścia. Irytacja, złość, niechęć, rozczarowanie, wysokie oczekiwania pod względem wyglądu (tak, wygląd przyciąga moją uwagę, ale tylko charakter może mnie zatrzymać na dłużej).
Nie wiem jak wybrnąć z tego. Czy naprawdę muszę się wyszaleć, by zapomnieć? Co zrobić by oderwać się od mojej byłej, która siedzi w mojej głowie i przesłania mi wszystko to, co mogłoby być dla mnie lepsze?
PS sorki za długi post ^ ^