Preambuła:
Czytam. Od piątego roku życia. Głupio wyszło, że nie w szkole nauczono mnie tej sztuki. Co przeczytam trawię w zwojach, co skutkuje neurotraumą katatoniczną. Wirtualny hipermarket, w którym Panie i Panowie próbują dokonać Transakcji. Kolokwialnie mówiąc: portal randkowy. Osobiście koncentruję się na Paniach, ponieważ Panów nie chce mi się oglądać. Panie próbują sprzedać ciało i duszę Diabłu. Czasem tylko ciało, bo dusza poszła do lasu na spacer i jest aktualnie niedostępna. Panie, w zamian chcą od Lucyfera rzeczy rozmaitych, najczęściej jednak nie bardzo wiedzą, czego chcą lub przynajmniej nie potrafią tego zdefiniować. Ponieważ nie wiedzą co chcą, a dusza hula po lesie, odpisują jedna od drugiej licząc, że ta druga ma przypadkiem swą duszę na miejscu. Zresztą identycznie robią w rzeczywistym świecie, co w efekcie prowadzi je tutaj, przed oblicze Lucyfera o tysiącu twarzach.
Pobożne życzenia:
Primo: mam być zabawny, by kierowniczkę doprowadzać do nietrzymania moczu spazmatycznym hihotem. Tymczasem moja introwertyczna mentalność porównywalna jest ze znanym osłem, onegdaj wybrykniętym do strumyka stumilowego lasu. Później szczęśliwie wyłowionego pod mostem przez ekipę ratowniczą patyczaków. Spoko, zapiszę się do szkoły teatralnej, tam nabędę koniecznych umiejętności komicznych. Albo załapię sie na sezon do cyrku. Zadowolony z konstruktywnego pomysłu czytam dalej, a tam: ?...by był sobą...?. No to jest kurcze jedno z drugim sprzeczne. Pomysł z cyrkiem upada, bo gdy nie wiadomo, co zrobić, najlepiej odpocząć i pomyśleć.
Błyskotliwość:
Odkrywając kolejne, wcześniej niepoznane tajemnice świata, dowiaduję się, że: ?ideałów nie ma?. Okrucieństwo ze słów tych płynące, powala mnie na podłoże w spazmach płaczu i grzechocie puszek po piwie. Jak to nie ma? ? Ja jestem. Całe życie myliłem się w niezachwianej pewności swej idealności? ? Niemożliwe. Powoli nadchodzi zwątpienie transformujące w brutalne uświadomienie iluzji własnej jaźni. Czyli nie mogę pisać o sobie czegokolwiek, bo wszystko, co myślę, jest wyłącznie iluzją ciasnego umysłu. Katastrofa światopoglądowa. Zlewam, stwierdzając, że jeśli kogokolwiek to interesuje, musi wysilić się i działaniem rozpoznać stan faktyczny. A co.
Romantyzm sentymentalny:
Otwieram kolejną puszkę browarka i czytam dalej: ?...facet musi mieć to coś w sobie...? ? po dłuższej zadumie krystalizuje się koncepcja: autorka z sentymentem wspomina czasy Azji Tuchajbejowicza. Niestety jest to opcja nie dla mnie. Nawet z antykoncepcją na TO założoną. Nie mam nic przeciw BDSM, podobnie jak innym pasjonującym hobby, ale ta propozycja przekracza granice mojej akceptacji.
Piromania:
Kontynuuję.? Musi być chemia, która musi zaskrzyć.? Istotnie, zabawa iskrzącą elektryką, w otoczeniu chemicznych oparów, może być fantastyczną rozrywką. Na wiele niedużych kawałków. Nie do pogardzenia są towarzyszące efekty wizualno-dźwiękowe. Jednak moim skromnym zdaniem, wybuchowy sposób nawiązywania przyjaźni, nie przynosi oczekiwanych, długoterminowych, skutków. Nie przynosi, ponieważ nie CHEMIA ma w związkach fundamentalne znaczenie, tylko KOMUNIKACJA. Brak komunikacji rozwali każdą głębszą relację. Co niby oznacza ta CHEMIA ? własną iluzję, nic więcej. Chcesz żyć w iluzjach ? powodzenia ? beze mnie. Aby umieć się sprawnie komunikować, koniecznym jest najpierw posprzątać we własnej głowie. Natomiast nie powinno się sprzątać w obcej i uznawać własnych reguł, wynikających z własnej głupoty, za wartości generalne. Dowodem powyższych hipotez może być sam fakt czytania niniejszego tekstu, albowiem jakaś przyczyna pozostawania w samotności istnieje. Niezależnie od wewnętrznego przekonania o "zewnętrznych okolicznościach" i braku własnej winy. Myślę też, że zaprzyjaźnić można się z większością ludzi, niestety proces nawiązania relacji wymaga poświęcenia czasu i pozytywnego nastawienia. To z kolei wymaga chęci i zwalczenia własnych uprzedzeń. Uprzedzeń wynikających niejednokrotnie z jednostkowych doświadczeń, które w żaden sposób nie są miarodajne wobec całej populacji. Uprzedzeń będących wynikiem głupoty, czyli ograniczonych horyzontów myślowych. Niezależnie, z czego wynika potrzeba nawiązania nowych relacji, doświadczenia przeszłe relacji tej nie dotyczą. Niestety.
Podróże:
Naprędce zebrane dane statystyczne wskazują na wysokie znaczenie ?podróżowania? w życiu przedstawicielek rodzaju pierwszego, cokolwiek to znaczy. Zagadką dla mnie jest, ki pies te ?podróże?.
Czy chodzi o:
- lot balonem z Pułtuska do Kielc
- łykendowy wypad do Pasikurowic bicyklem
- coroczny wakacyjny przelot do kurortu na Hawaje
- rajd offroad po bezdrożach Syberii, z metą w Pekinie
Optymistycznie przyjmuję wersję kompatybilną, czyli marzenie o codziennej podróży do sklepu po piwo dla mnie. Grunt to pozytywne myślenie. :-)
Gdybym jednak się pomylił w optymiźmie, opracowłem plan awaryjny. Jak już wiadomo, kobiety dzielą się na stacjonarne i podróżujące. Stacjonarne po staremu prowadzą gospodarstwa, narzekając na wszystko, co jest dostrzegalne zza czubka własnego nosa zasłaniającego horyzont. Podróżujące jeżdżą zaś we wszystkie możliwe miejsca, od Gaci (wieś w pow. Oławskim), na Copacabanie, czy Pernambuko, kończąc. Ta druga grupa stanowi większość, albowiem trend do przemieszczania się jest dobrze widziany w kręgach celebrycko-wizazzowych, szeroko prezentowanych w serwisach internetowych zwących się butnie ?kozaczek?, ?pończoszka? lub ?glanka? ? zależnie od preferencji obuwniczo-czytelniczej. Wyłączam też ekstremistyczny odłam podróżniczek wakacyjno-kopulacyjnych, udających się głównie do krajów afrykańskich, celem dogłębnego poznania specyfiki lokalnej egzotyki. Ekstremistów trudno jest nawrócić, o czym dotkliwie przekonali się amerykanie w 2001, a ja preferuję naukę na cudzych błędach. Zresztą, nie mam szans konkurować z Afrykańczykiem w pełnym rynsztunku, składającym się, co najmniej, ze słomianej przepaski biodrowej, kości przetkniętej w poprzek nosa oraz jeszcze jednej kości, wzdłużnie umieszczonej w innym miejscu, co bywa przyczyną zawalenia egzaminów przez roztargnione studentki medycyny.
Uknułem plan konwersji podróżniczki w hybrydę stacjonarnie latawiczną, to jest taką podróżującą lokalnie, to znaczy z dzielni na dzielnię i od święta. Katalizatorem mógłby być niespotykany na ww. ?kozaczkach? środek transportu, bo obuwie żeńskie trudno jest przyspawać do podłoża, jak na przykład pociąg. Długo myślałem o krokodylu, lecz po analizie właściwości gada okazało się, że krokodyl już był opisany w literaturze przez pewnego gościa, którego widuję siedzącego na postumencie w rynku. (Krąży legenda, ze kiedyś zejdzie, ale ja w nią nie wierzę.) Ponadto krokodyl jest mięsożerny, a mi nie chodziło o ostatnią podróż. Zostawiłem więc krokodyla na liście rezerwowej, na wypadek gdyby przyszła ?teściowa? załapała bakcyla lokalnej stacjonarności i zbyt często chciała korzystać z moich pomysłów.
Słoń. Słoń jest pojemny, można umieścić na nim zadaszoną, klimatyzowaną lektykę. Zasilanie układów klimatyzacji i innych pomocniczych urządzeń łatwo zrealizować wykorzystując biogazy dostępne w obfitości od zadniej strony zwierzaka. Zresztą to nieważne szczegóły techniczne.
Niestety, Słoń nie występuje w kraju wiślano-odrzanym w charakterze towaru handlowego. Zmuszony byłem udać się w podróż celem dokonania transakcji skutkującej zdobyciem Słonia drogą kupna lub innej wymiany towarowo-usługowej. Zabrałem więc ze sobą dwie blądowłose koleżanki (tzw. blądymki) i zakupiłem bilety lotnicze do pewnego pólnocno-afrykańskiego kraju. Dotarłszy na miejsce wymieniłem koleżanki na targu na pokaźne stadko dorodnych wielbłądów. Pokaźne albowiem bląd włos występuje w rejonie rzadko i jego rynkowa cena jest znacznie powyżej rzeczywistej wartości ? nawet w przypadku mocno używanych. Zaś utleniaczy ludność tamtejsza jeszcze nie odkryła.
Stadko przepędziłem przez pustynię w kierunku południowym, w rejony gdzie Słoń jest popularnym środkiem transportu, a wielbłąd luksusem szybszym od lokalnego expresu. Tamże wymieniłem stadko na dorodnego Słonia i jeszcze starczyło na załadowanie tony bananów oraz wynajęcie kierowcy, którego zadaniem jest doprowadzenie Słonia do garażu. Garaż, udający stodołę, wybudowałem we wsi Małyszów, słynnej wiadomo dlaczego.
Codziennie obserwuję drogę Słonia na GPS, wiodącą przez przez Suez, Istambuł, albowiem Słonie nie pływają w słonej wodzie, ani nie chodzą po niej jak Jezus. Na wiosnę przypada przewidywany czas przybycia Słonia. Martwię się tylko, czy banany się nie zepsują.
Przyciągnięta i utrzymana:
Ciężko już idzie przewalić się przez wzrastające zniechęcenie, ale twardo czytam dalej, podglądając kątem oka ostatni znany punkt pobytu Słonia. ?Przyciągnąć wyglądem, zatrzymać charakterem?. W jaki sposób definiować ów wygląd - nie wiadomo. Wiadomo tylko, że coś trzeba zrobić, w przeciwnym wypadku do kina chodzi się pojedynczo. Nie wspominając subtelnie o innych zagadnieniach. Z analiz akceptowalny zakres rozpoczyna zniewieściały metroseks, spędzający długie godziny na kompletowaniu szmatek i gadżetów w galeriach handlowych , kończy kark, zwany sterydowym, z trudem wtłoczony w żarówiastą trójpaskową konfekcję. Zakres głupek-burak. Zdefiniuję ?buraka? jako głupka ekspansywnego, tj. głupotą epatującego i zarażającego byty, które dotąd zdurnieć nie zdążyły. Ogólnie, buraki dzielą się na pasywne, agresywne oraz cukrowe. Agresywny burak, to ekstrema buractwa ziejąca debilizmem na setki kilometrów, jak niejaki Wojewódzki, trafiany cyklicznie podczas codziennej przygody fotelowo-telewizyjno-piwnej, z pilotem dzierżonym w dłoni niczym Dzierżyński w Październiku i koty w marcu. GigaBurak ten (znaczy Wojewódzki), publicznie przechwala się bogactwem swojego życia seksualnego (w co nie ma powodu nie wierzyć, a pozazdrościć można). Niestety, słuchanie durnowatych tekstów przekracza granice mojej wytrzymałości, więc nie nauczę się od typa niczego. Nie żałuję. Tym niemniej, co panie widzą w jego wyglądzie i charakterze, by tak hojnie darować cielesne uciechy pozostanie dla mnie zagadką dozgonną. Domniemam, że widzą Porsche, bo duże, a i wygląd i charakter ma, lecz na polskie drogi słabo nadaje się, czyniąc podróż podobną ubijaniu jaj. Dobra gospodyni bije wiele jaj bez Porsche, a ten ubija wciąż dwa te same. Bite jaja pełne spoko. Trudności wytłumaczenia kobiecie spraw ubioru przedstawia krótki filmik instruktarzowy:
Polecam.
Charakter wiadomo, jest elementem utrzymującym przywiązanie piękniejszej części naszej cywilizacji do punktu siedzenia. Filozofia ciężkiego (pod)buta sprawia, iż raz przyciągnięte pozostaje na miejscu w gotowości użycia. Niestety nie lubię ciężkiego obuwia. Zresztą nawet gdybym lubił, wyznaję pogląd, że wspomniana utrzymanka ma orbitować dzięki innym siłą sprawczym, czyli zasadniczo: bo sama chce. Opcja jest trudniejsza w realizacji i wymaga nakładu pracy w perswazję polegającą na stworzeniu dobrego samopoczucia, które czasem tylko zostaje zachwiane hormonalnym odchyłem cyklu. Na takie zachwiania każdy facet powinien być odporny, bo wszak niedoskonałość biologicznej konstrukcji dotyczy każdego organizmu, niezależnie od płci. W tej kwestii jednak można zwalić odpowiedzialność na element obcy i nieokreślony, bo całkiem pozaplanetarny.
Złoto w sianie
Trzeba się namachać widłami, by w sianie znaleźć kawałek złota, jeśli tam jest. Jest to jakiś przekaz prawdy uogólnionej. Złoto ma dużą gęstość, czyli upchane dużo materii w małej objętości. Właściwość ta powoduje, że niepozornie wyglądający obiekt jest kłopotliwy w transporcie. Koncentracja złotej materii daje się szczególnie we znaki podczas sprzątania chaty, gdy walające się po kątach sztabki trzeba ułożyć równo w posprzątanym kącie. Dlatego muszę sam sprzątać, bo rodzaj słabszy sztabek nie dźwiga. No chyba, że chodzi o generalne ich sprzątnięcie, zakończone transakcją wymiany na waciki - wówczas sił przybywa, a czasem i skrzydła rosną. Czytam dalej, co napisała Pani od siana, a tam, że zainteresowania mamy po części zgodne, co jest rzadkością. Rośnie nadzieja na kierowanie się prostą logiką i pragmatyzmem.
Potwierdzeniem jest brak informacji o porannych preferencjach wobec gatunku pijanej kawy. Właściwie nie wiem, jaką różnice miał by mi robić rodzaj napoju porannego kobiety i nie mogę dociec znaczenia zaszyfrowanego przekazu. Może od zielonej kawy rośnie biust, od czarnej wyrastają długie nogi, a od niebieskiej puszystość. Znajomy, grabarz z zawodu, pije rano setkę spirytusu. Musi, bo ma smutną pracę.
Ostatnie dwa zdania przeganiają iluzję precz. Pani informuje gawiedź, że leszcze starsi od niej o więcej niż dwa lata i młodsi więcej niż 4, mają zmykać na drzewo. Gnać się mają też wszyscy bez foty. Nie potrafię zracjonalizować twardych zakresów wiekowych, bo istnieje w nich sprzeczność logiczna, podobna inwersji paradoksu kata, ale ostatecznie jest to sprawa osobista. Rozumiem, że Pani owa, każdemu nowo poznanemu w realu gościowi, najpierw zagląda w metrykę. Gdy próbuję szacować wiek niewiasty po wyglądzie, zdarza mi się błąd sięgający plus minus 15 lat. Wkładam więc łapsko do damskiej torebki, nie zwracając uwagi na groźne popiskiwania właścicielki, i wygrzebuję np. sądowe orzeczenie przyznania opieki nad dziećmi, gdzie zapisano wszystkie interesujące mnie dane. Nie rozumiem tylko braku szacunku do potencjalnego czytelnika, zmuszania do kompletnego odczytu wywnętrzeń, anulowanych pod koniec przekroczeniem terminu ważności o kilka miesięcy. Wszak można sobie skonfigurować w usłudze ogranicznik na wiek zaglądających i nie marnować mojego czasu. W kwestii fotek natomiast, osoby o niskiej tolerancji, kwestionujące moje decyzje przy braku wiedzy, projektujące spekulacje, nie rokują na komunikację. Niezależnie od stanu faktycznego i argumentacji, wszystko będą wiedzieć inaczej. Nawet gdy podetknie się pod nos kontrakt z pracodawcą, w którym jak byk na łące stoi zakaz publikacji wizerunku, będą zaglądać czy nie czai się pod nim cycata konkurencja. Odpadam.
Zakończenie:
Nawet wypisywanie bzdur niekoniecznie musi mieć krytyczne znaczenie. Tolerancja jest cechą dającą prawo innym do popełniania błędów i wypisywania głupot. Wyobraźnia pozwala na stworzenie hipotetycznych domniemań, w logiczny sposób tłumaczących negatywne prezentacje. Matematyką nie sposób opisać relacji międzyludzkich. Stąd wątpliwości interpretacyjne. Wszystkie bzdury, które napisałem powyżej i poniżej są tylko bredniami głupka. Wraz z myśleniem świadomość własnej głupoty rośnie. Wybieram własne drogi do realizacji celów. Głupie lub mniej głupie, ale moje. Boje się ludzi kierowanych irracjonalnym myśleniem. Boję sie ludzi irracjonalnie ostrożnych, głupich, bezmyślnych i przesądnych. Boję się, ponieważ zdolni są do czynienia zła z irracjonalnego strachu. Większość zła na tym świecie zrodzone jest z głupoty. Nikt myślący czującej istocie zła uczynić nie chce, bo po co.